9. Prove what you say, but until you do it, don't come back.

389 39 25
                                    

Johannah: Boo Bear, możesz zejść do mnie na chwilę? *woła z salonu nieco wkurzona*

Louis: Zaraz! *woła z góry i gra w agario na laptopie*

Johannah: Nie zaraz, tylko teraz! *krzyczy*

Louis: Dobra Boże. *wywraca oczami i idzie powolnym krokiem do matki* O co chodzi?

Johannah: Może grzeczniej, co? *prycha* Nie tak Cię wychowałam.

Louis: Przepraszam? *mówi bez przekonania* O co chodzi mamo?

Johannah: Naprawdę nie wiem, dlaczego aż tak boisz się prawdy synku. Przez strach ranisz osoby, które Cię kochają. *wzdycha*

Louis: O co Ci chodzi? Nie rozumiem. *krzyżuje ramiona i opiera się o ścianę*

Johannah: Doskonale wiesz o co mi chodzi Louis. I nie zgrywaj głupiego, bo Ci tak zostanie, o ile już się tak nie stało.

Louis: Boże kochany, nawet Ty mamo? Wszyscy, nawet moja własna dziewczyna! *wywraca oczami* Mam kurwa dość.

Johannah: Nie przesadzaj. *warczy na niego* Przestań zgrywać ofiarę i może zastanów się nad sobą, bo już nie mogę patrzeć na to, jak niszczysz sobie życie.

Louis: Niszczę sobie życie? Bo co, bo jestem w szczęśliwym związku z Eleanor, moją DZIEWCZYNĄ? Bo ona jest dziewczyną. Ja lubię dziewczyny. Nie słodkich chłopców z burzą loków i uroczymi dołeczkami. *myśli chwilę nad tym co powiedział* Kurwa.

Johannah: Widzisz? *mówi z uśmiechem* Nie wiem kogo bardziej okłamujesz...

Louis: Mamo, ja nie jestem gejem! *mówi wkurzony*

Johannah: Błagam Cię! *patrzy na niego z politowaniem* I mówi to ten tyłek? Te obcisłe spodnie? Szelki? Czy wzrok wbity w tyłek Twojego byłego chłopaka jak wychodził z naszego domu?

Louis: Skąd o nim wiesz? *jest bardzo zdezorientowany*

Johannah: Nie jestem ślepa Louis.

Louis: *wychodzi z domu bez słowa*

Johannah: Co za bachor. *mówi do siebie wpatrując się w drzwi*

* * *

Louis: *puka w drzwi H*

Harry: *podchodzi i otwiera; widzi szatyna w drzwiach* Co tu robisz? *pyta zdziwiony*

Louis: Hej Harry. Zostawiłem coś u Ciebie.

Harry: Taa, jasne. *przewraca oczami* Już Ci wierzę.

Louis: No dalej Harry, mogę wejść?

Harry: Raczej nie.

Louis: Wywraca oczami i sam wchodzi.

Harry: Ej! Nie pozwoliłem Ci wejść! *krzyczy na niego*

Louis: *nie słucha go i idzie na górę do jego pokoju*

Harry: Pozwoliłem Ci iść do mojej sypialni? *podąża za nim*

Louis: Tuuu jest! *wyjmuje spod doniczki zioło*

Harry: Co ty tu robisz? *pyta zdziwiony*

Louis: Mówiłem, że coś tu zostawiłem. Matka nie mogła tego u mnie znaleźć. To schowałem u Ciebie. Teraz musimy porozmawiać.

Harry: O czym ty chcesz ze mną rozmawiać, bo ja nie mam o czym z Tobą?

Louis: Harry, nie chcę żeby między nami było tak toksycznie.

Harry: Tak toksycznie? A zastanowiłeś się nad tym co Ci ostatnio powiedziałem na imprezie, czy to jak zwykle olałeś?

Louis: *wzdycha* Zastanowiłem się.

Harry: I co z tego wynikło?

Louis: Zerwę z Eleanor? Nie wiem, nie chcę jej ranić. Lubię ją, ale... *wzdycha i przeciera dłonią twarz* Macie rację. Nie kocham jej.

Harry: Oh, odkryłeś Amerykę. *mówi sarkastycznie*

Louis: No chodź tu. *otwiera szeroko ramiona* Przepraszam maluchu, będę już grzeczny. Koniec z byciem chujem.

Harry: Jakoś Ci nie wierzę. A teraz wyjdź z mojego domu! *krzyczy i wypycha go*

Louis: Oj, daj spokój. *podchodzi do niego i zaczyna łaskotać*

Harry: *odpycha go* Wyjdź stąd.

Louis: Nie chcesz się pogodzić? Liczę do trzech, ostatnia szansa. *jest strasznie rozbawiony całą sytuacją*

Harry: Najpierw udowodnij to co mówisz, ale dopóki tego nie zrobisz, to nie wracaj.

Louis: *wywraca oczami* Dobra, dobra idę do Eleanor. *schodzi po schodach i opuszcza dom*

I'm not gay, okay? (Larry & Ziam)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz