Rozdział 1 √

1.7K 61 15
                                    

*Saddie*

Szesnaste urodziny. Jeden z najważniejszych dni w życiu wilkołaka. Po pierwsze, przemiana a po drugie to wtedy zwykle następuje poznanie Bratniej Duszy.

Rok później wilk jest już w naszym świecie uznawany za dorosłego, w tym czasie zazwyczaj jeśli szybko znajduje się długą połówkę jest już dziecko.

W naszym przypadku, to znaczy moich rodziców było trochę inaczej, bo poznali się późno i mama ledwie donosiła ciążę.

Potem już nigdy nie udało się im mieć dzieci. Do tego doszły problemy z Wygnanymi, innymi stadami i szpiegami.

- Sae, gdzie jesteś?! - krzyknęła z drugiego pokoju Tea.

- No już idę, przecież po korytarzu nie będę bez ciuchów biegać! - przewróciłam oczami.

Wzięłam pokrowiec z sukienką w jedną rękę, torbę z kosmetykami w drugą i wyszłam w szlafroku. Przeszłam dziesięć kroków a potem ponownie znalazłam się w pomieszczeniu.

Pokój Saratei trochę różnił się od mojego. Miały wprawdzie ten sam układ, ale różne kolory oraz akcenty w stylu zdjęć czy plakatów.

- No nareszcie, ile można na ciebie czekać? - naskoczyła na mnie brunetka jak tylko weszłam.

- Rany boskie, do przyjęcia zostały cztery godziny, całkowicie nam to wystarczy, obiecuję - kręciłam głową w odpowiedzi na panikę siostry.

- Dobra, siadaj na fotel zrobię ci coś z włosami. W tym czasie możesz się też pomalować - zrezygnowała z kłótni i zabrała moją kreację.

Po półtorej godziny byłam prawie gotowa. Jasne włosy, normalnie sięgające połowy pleców były finezyjnie upięte na karku i pofalowane tam, gdzie specjalnie wymykały się z fryzury.

Zamieniłam się z Sarateą miejscem żeby w spokoju dopracować ostatnie szczegóły makijażu i ubrać piękną, lazurową sukienkę.

Godzinę później mogłam nareszcie wziąć się za makeup Tei. Zajął mi mniej czasu niż własny, głównie z powodu tego, jak dziewczyna maluje się na co dzień oraz doboru kolorów.

Jej kreacja miała barwę srebrzystoszarą, podobną do moich tęczówek. Moja natomiast została dobrana pod jej oczy, tak by w nietypowy sposób podkreślić nasze pokrewieństwo dla obcych wilków.

Kiedy mama weszła do sypialni, z jej oczy poleciały łzy, rujnując starannie wykonany przez wizażystkę makijaż.

- Och, moje jedyne dzieci... Wyglądacie cudownie.

- Ty też mamo - odparłam w stu procentach szczerze.

Blond włosy, w niektórych miejscach przeplatane siwizną spięte w ślicznego warkocza i suknia w kolorze rubinu wyglądały nieziemsko.

- A gdzie zgubiłaś tatę? - zapytała siostra.

- Zaraz przyjdzie, wita pierwszych gości i przekonuje waszą babcię że to nieodpowiedni moment na wizytę tutaj, ale wiecie jaka ona jest uparta...

- Tak, tata nie potrafi się jej postawić, więc za chwilę będziemy tu miały nalot - zaśmiałam się.

Zgodnie z przewidywaniami nie więcej niż dziesięć minut później do pokoju wparowała poprzednia Luna stada, i nasza babcia Ruth. Natychmiast rzuciła się by mnie przytulić.

- Dziewczynki, wyglądacie niesamowicie.

- Dzięki babciu, ale teraz może już mnie puścisz? - zwróciłam kobiecie uwagę.

- A tak, jeszcze ci żebra połamię, wybacz dziecino, ciągle zapomnam jakie kruche są kości wilkołaków przed przemianą - zreflektowała się.

Jej strój również prezentował się nienagannie. Miała turkusową suknię delikatnie pomarszczoną w pasie a krótkie włosy zdecydowanie pachniały jak świeżo pofarbowane, by kolor był ładniejszy.

- To co dziewczęta, my z waszą mamą już idziemy, ale za kilka minut widzimy się na dole - pożegnały nas panie.

- Łał, nie spodziewałam się tylu miłych słów - odezwała się brunetka.

- Wiem że to ja jestem starsza i w ogóle, ale nigdy nie uważałam, że jesteś brzydsza ani nic w tym rodzaju. Znam wiele osób, które mówią wręcz przeciwnie. Gdyby nie to że ciebie zawsze rodzice trochę chowali przed stadem, pewnie wszyscy chcieliby żeby ich Alfą a później Luną została młodsza, ale ładniejsza siostra, wiesz? - powiedziałam.

- Nie prawda. Cała wataha cię uwielbia. Zresztą, ja nie nadaje się na bycie na szczycie hierarchii, nie lubię tego całego zamieszania jakie robi się wokół Alf - zaprotestowała.

- Dobra nie kłóćmy się teraz, bo zostało nam zaledwie pięć minut nim rozpocznie się ceremonia. Idziemy?

- Idziemy.

Jestem zerem| W TRAKCIE KOREKTYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz