Rozdział 12

103 6 2
                                    

- Naprawdę siedzieliście na dachu? – Stephane spojrzał z niedowierzeń na Michała i Fabiana. Ci przytaknęli szybko, wpatrując się w czubki swoich butów. Trener westchnął zrezygnowany, przeczesał ręką włosy i spojrzał na pozostał zawodników.

- Zaraz zaczynamy panowie. Dajcie z siebie wszystko, pokarzcie na co was stać, a przede wszystkim – uśmiechnął się delikatnie – bawcie się grą. Kto wygra?

- Polska!

Wybiegli na boisko. Mecz się rozpoczął. Bułgarzy grali naprawdę dobrze, jednak Polacy byli w swoim żywiole. Niesieni przez ogłuszający doping kibiców wygrali, pierwszego seta do siedemnastu. Na trybunach ludzie szaleli, zabawa była naprawdę genialna, wszystko było jedną wielką imprezą. Siatkarze starali pokazać się z jak najlepszej strony by zamknąć usta krytykom i udowodnić, że są gotowi nie tylko zdobyć kwalifikacje olimpijską, ale także pojechać do Rio p medale.

Kolejne sety również rozstrzygnięte na korzyść Polaków, odpowiedni do osiemnastu i dwudziestu trzech. Po meczu jedna wielka cieszynka. Ponieważ na hale zawitali byli reprezentanci tacy jak chociażby Krzysztof Ignaczak czy Mariusz Wlazły, parkiet opanowały dzieci siatkarzy.

Zosia spokojnie przeszła przez barierki z zamiarem pogratulowania chłopakom, ale nagle poczuła jak ktoś mocno ją przytula.

- Ciocia Zosia!

Kobieta uśmiechnęła się szeroko, widząc małą Manoline, która była nie tylko córką jej najlepszego przyjaciela, ale także jej chrześniaczką.

- Cześć, księżniczko. Gdzie zgubiłaś brata? – zapytała, podnosząc dziewczynkę. Ta zaśmiała się głośno i odchyliła głowę, szukając Timi' ego.

- Chyba... chyba właśnie kłóci się z Olim. A Sebastian próbuje ich rozdzielić – odpowiedziała wesoło. Zośka spojrzała w wskazanym kierunku i z rozbawieniem stwierdziła, że Timote i Oliwier naprawdę się o coś pożarli i gdyby nie młody Ignaczak, najprawdopodobniej wybuchłaby mała bijatyka.

- Choć, uspokoimy ich zanim sobie coś zrobią – zaproponowała, a dziewczynka ochoczo pokiwała głową.

Nagle zgasły światła. Dokładnie na niecałe trzy sekundy w całej Tauron Arenie zapadła ciemność. Ludzie zaczęli panikować, słychać było okrzyki przerażenia i zdziwienia, a przestraszona Manoline mocniej wtuliła się w Zosię. Gdy światło wróciło z głośników popłynęła informacja, że to tylko chwilowe zwarcie i, że już wszystko naprawiono.

Jednak dla odmiany drobne zamieszanie wybuchło przy stanowisku polskich statystyków. Oskar Kaczmarczyk pokazywał coś na ekranie laptopa, powtarzając głośnie, że wcześniej tego nie było i że on nie pojęcia co to jest. Zaskoczona Zosia postawiła Manoline na ziemi, po czym szybkim krokiem podeszła do Oskara.

To co zobaczyła było co najmniej dziwne. Na ekranie wyświetlana była animacja. Najpierw pojawiała się, stylizowana na starą, koperta z ogromna, czerwoną pieczęcią, następnie otwierała się ona, a ze środka „wypływał" krótki list.

- Jest siedem. My mamy po jednej. Oni dwie. Gra jeszcze trwa. JM – przeczytał pod nosem Zosia. – JM – James Moriarty – wyszeptała. – O co w tym wszystkim chodzi?

Po kilku chwilach animacja zniknęła, a zamiast niej pojawiło się okienko jednej z aplikacji statystyków. Zszokowany Oskar zebrał swoje rzeczy i domagając się do Krasickiej wyjaśnień, udał się za zawodnikami do szatni.

Zośka także się tam udała. Gdy tylko przekroczyła próg drzwi, rozdzwonił się jej telefon.

- Ty też wdziałaś list? Wyświetlił się na wszystkich komputerach w Scotland Yardzie – Greg nie bawił się w żadne formalności.

[End] Siatkówka? To trudny przypadek.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz