Ból, który mu zadali był ogromny. Mógł tylko krzyczeć, gdy metalowe pręty rozcinały mu plecy. Gdy w końcu prawie zemdlał z bólu, tortury zostały przerwane, a oprawcy zaciągnęli go do ciemnego, wilgotnego lochu, gdzie pozostawili go samego sobie.
Skulił się na kamiennej posadzce, próbując zatrzymać jak najwięcej ciepła dla siebie. Oddychał ciężko, a przez jego ciało co rusz przechodziła seria drgawek. Miał wrażenie, że każdy, nawet najmniejszy skrawek jego skóry płonie. Chciał zasnąć, ale co chwilę budził się z płytkiego letargu, mając wrażenie, że słyszy czyjś głos.
Wiedział, że to jeszcze nie koniec. Nic im nie powiedział, więc był pewien, że jeszcze po niego wrócą. Bał się tego, cholernie, szczególnie, ze zdawał sobie sprawę z jednego faktu – nie zabiją go. Był im potrzebny do rozczytania dziennika, tylko on znał Arsene, jego sposób myślenia, na tyle by być wstanie rozszyfrować zapiski brata.
Jeszcze mocniej objął się ramionami, by nie tracić ciepła.
– Pomocy – wyszeptał, a po jego policzkach spłynęły łzy bólu.
A potem stracił przytomność.
***
Przez kolejny tydzień przeciętny dzień Reprezentacji Polski wyglądał bardzo... dziwnie. Mimo że na pierwszy rzut codzienne trening czy to na hali czy na siłowni, wyglądały na całkowicie normalne, to jakby przyjrzeć się bliżej, można było dostrzec parę niestandardowych zachowań.
Zaczęło się na śniadaniu pierwszego dnia o wizycie Sherlocka.
– Philippe – zwrócił do drugiego trenera doktor Sokal – ty się do tego chleba modlisz, czy co?
– Chyba nie jestem głodny – westchnął Blain, odsuwając od siebie talerz.
Stephane i Zosia wymienili ze sobą zmartwione spojrzenia.
– Ej, wszystko będzie dobrze. – Zosia uśmiechnęła się smutno. – Greg postawił na nogi całą miejscową policję, pół Scotland Yardu i kilku agentów z M.I.6. Na pewno go znajdą.
Philippe westchnął głęboko i już chciał odejść od stołu, jednak spotkał się z złowrogim spojrzeniem lekarza.
– Siadaj – warknął Sokal. Trener chyba się trochę przestraszył, bo posłusznie usiadł z powrotem.
A potem będący na jadalni siatkarze byli światkami sceny jak jeden poważny mężczyzna próbuję wmusić w drugiego poważnego mężczyznę kanapkę. I potem okazało się, że coś podobnego będą musieli oglądać przez kolejne kilka dni.
Innym razem za to Bartek Kurek, Piotrek Nowakowski i Grzesiu Łomacz postanowili wybrać się na spacer do pobliskiego parku. Wzięli ze sobą Piotrka Gacka, który najprawdopodobniej miał ich trochę pilnować.
– Ale fajna zjeżdżalnia! – krzyknął Grzesiek, na widok placu zabaw, na którym centralne miejsce zajmował ogromny zamek pełen drabinek i huśtawek oraz z jedną wysoką, kolorową, świecącą zjeżdżalnią.
– Fajna. – Wzruszył ramionami Cichy Pit.
Łomacz spojrzał na niego z dezaprobatą po czym wrzucił piąty bieg i za nim jego koledzy w ogóle zorientowali się co się dzieje, był już na samym szczycie zamku.
– Uwaga, jadę! – krzyknął, mocno odpychając się od barierek.
Zjechał mniej więcej do połowy, a potem japońskim dzieciom było dane usłyszeć taki o to komunikat po polsku:
– O, kurwa!
Okazało się, że rozgrywając zaklinował się w środku zjeżdżalni i za diabli nie mógł się wydostać. Widząc taką sytuację Kuraś parsknął śmiechem, Piter zrobił klasycznego facepalma, a Gato załamał się nad głupotą kolegi.
CZYTASZ
[End] Siatkówka? To trudny przypadek.
AdventureCoś dziwnego dzieje się w polskiej kadrze. Ilość nienormalnych zdarzeń przekroczyła wszelkie możliwe normy, a zgrupowanie spokojnie można nazwać jednym wielkim cyrkiem. Zdesperowani trenerzy postanawiają sięgnąć po broń ostateczną - zaprzyjaźnioną i...