Dostała dwa pistolety, granat i kamizelkę kuloodporną. Plan działania ułożyła zupełnie sama, a od ludzi Scotland Yardu wymagała by przestrzegali go co do słowa.
– Powtórzę jeszcze raz – na dół schodzę sama. Odbijam Stephana i wyprowadzam go na zewnątrz. Daję wam sygnał i dopiero wtedy wysadzacie bazę w powietrze. Zrozumiano?
Agenci zgodnie pokiwali głowami. Jedynie Greg nadal miał wątpliwości, co do pomysłu kobiety.
– Na pewno nie chcesz żebyśmy ci pomogli? – zapytał, kiedy na chwile zostali sami, tuż przed wejściem do ostatniej bazy.
– Nie, Greg – kobieta westchnęła z irytacją. – Poradzę sobie sama, wiem co robię.
Zagryzł nerwowo wargę. „Wiem co robię", dokładnie takie same słowa usłyszał kilka lat wcześniej usłyszał od Marka Krasickiego, swojego najlepszego przyjaciela i męża Zosi. Wtedy mu zaufał.
I nigdy nie spotkał go już żywego.
Jeszcze raz spojrzał na Zośkę. Obiecał Markowi, że będzie jej pilnował, a teraz ma tak po prostu puścić ją na pewną śmierć?
– Pozwól iść chociaż mnie – poprosił łamiącym się głosem.
– Greg...
Nie mógł się powtrzymać. Przytulił ją tak mocno, że przez kilka sekund nie bardzo miała czym oddychać. Przez ostatnie lata stała się dla niego kimś o wile ważniejszym niż tylko żoną zmarłego przyjaciela. A ostatnio to uczucie jeszcze bardziej się pogłębiło.
– Wróć – wychrypiał. – Proszę.
Zosia uśmiechnęła się smutno. Odgarnął z jej czoła zabłąkany kosmyk włosów, pierwszy raz od dawna miał wrażenie, że tonie w czyimś spojrzeniu.
Nie wiedział jak, nie wiedział kiedy, ale zupełnie spontanicznie pocałował Polkę. Nie spodziewała się tego, ale oddała pocałunek.
– Wrócę – szepnęła, kiedy oderwali się od siebie. – Obiecuję – dodała jeszcze po czym odwróciła się na pięcie i odbiegła w stronę szybu, nie oglądając się za siebie.
A Lestrade został zupełnie sam z swoim strachem.
***
Zosia pokonywała ciemny tunel w wręcz zabójczym tempie. Starała się nie myśleć o pocałunku Grega, skupić się jedynie na misji. Nie było te jednak proste zadanie, bo na samo wspomnienie tego ułamka chwili, w której byli tak blisko, robiło jej się słabo.
Potrząsnęła nerwowo głową, by oczyścić umysł. W zasięgu wzroku zaczęło pojawiać się słabe światło, co ułatwiło zadania. Zwolniła i zgasiła czołówkę, by nie zdradzić swojej obecności. Przylgnęła do wilgotnej ściany, uspokoiła oddech po czym powoli wyjrzała zza załomu korytarza.
Ostatnia baza wyglądała dokładnie tak samo, jak poprzednie. Na samym środku, wśród rzędu biurek i wysokich komputerów stał Orion i wklepywał coś do komputera. Obok niego na podłodze, przykuty do metalowych rur, siedział Stephane. Kierowniczka odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła, że trenerowi nic poważnego nie jest.
Jeszcze raz potoczyła wzrokiem po pomieszczeniu, starając się obrać, jak najlepszy plan działania. Wiedziała, że w końcu będzie musiała się ujawnić, bo dowódca Omegi na pewno zauważy zniknięcie zakładnika. Co więc zrobić, by uwolnić Antigę...?
A może...?
Orion nie ściągnął jeszcze swoich współpracowników, więc nikt nie widział, jak kobieta przemyka między biurkami, prawie czołgając się po ziemi. Dotarła w ten sposób, trochę od tyłu, aż do Stephana. Ten także jej nie widział, nie zareagował więc w sposób, który mógłby zaalarmować złoczyńcę.
CZYTASZ
[End] Siatkówka? To trudny przypadek.
AdventureCoś dziwnego dzieje się w polskiej kadrze. Ilość nienormalnych zdarzeń przekroczyła wszelkie możliwe normy, a zgrupowanie spokojnie można nazwać jednym wielkim cyrkiem. Zdesperowani trenerzy postanawiają sięgnąć po broń ostateczną - zaprzyjaźnioną i...