Rozdział 26

45 1 0
                                    

– Proszę... obudź się... nie zostawiaj mnie samego... tato...

Czyjś głos przedarł się przez mgłę, która otaczała Philippa. Blain gwałtownie wrócił do rzeczywistości. Zniknęła Caroline, zniknął Arsene. Otaczała go tylko ciemność, głęboka, niekończąca się czerń. Nie był wstanie powiedzieć co się dzieje.

– Nie zostawiaj mnie samego...

Pierre...

Słyszał go wyraźnie. Chciał coś zrobić, dać mu jakiś znak, że słyszy, że żyje. Nie mógł jednak nic zrobić. Z trudem oddychał, jego serce ledwo biło. Nie miał siły, by choćby delikatnie uchylić powieki. Za każdym razem gdy próbował, przytłaczała go ogromna siła. Nie potrafił jej pokonać.

– Tato...

Musiał dać radę. Musiał żyć. Nie mógł zostawić syna. Nie teraz, nie w tym momencie. Caroline nigdy by mu nie wybaczyła, gdyby od tak po prostu go opuścił. I choć było to przerażająco trudne, to zebrał resztę sił i powoli uchylił powieki.

– Proszę...

Obraz był rozmazany, ale widział go, widział syna. Spokój spłynął na Philippa, gdy zobaczył, że Pierre jest cały, że żyje. Tego potrzebował.

Jednak wysiłek, który wykonał był ogromna. Nie byłą wstanie już dłużej wytrzymać. Znów zamknął oczy, a wokół zapadła ciemność. Była to ta okropna ciemność, z której nie mógł się wydostać. Starał się, ale nic to nie dało.

Żył jeszcze, ale otaczała go ciemność.

***

– Tato... – Pierre nie mógł uwierzyć w to co się dzieje. Było to tak straszne, tak okropne, że nie jego umysł po prostu tego nie akceptował.

Jednak nagle powieki mężczyzny uchyliły się nie znacznie. To był jeden, drobny ruch, ale sprawił on, że nadzieja znów wstąpiła w serce chłopaka. Niepewnie chwycił dłoń ojca, by sprawdzić puls. Choć był on słaby, ledwo wyczuwalny, to jednak był.

Philippe żył.

Pierre usiadł gwałtownie i odetchnął z ulgą. Karol i Artur rzucili się sobie w ramiona, z radością przyswajając tę wiadomość. Stephane kręcił głową z niedowierzeniem, jednocześnie dziękując opatrzności za ten cud.

Nagle drzwi do celi znów się otworzyły, a do środka wszedł Edward i dwóch jego agentów.

– Musimy się pospieszyć – zakomunikował po szybki zanalizowaniu sytuacji. – Zaraz mogą pojawić się kolejni ludzie Omegi.

– A notatnik? – wychrypiał cicho Pierre. Nie mógł pozwolić, by przedmiot, przez którego jego ojciec prawie zginął, trafił w ręce złoczyńców.

Edward uśmiechnął się i wyciągnął zza pasa nieduży przedmiot.

– Jest bezpieczny – powiedział. Następnie machnął ręką na swoich ludzi, a ty delikatnie podnieśli Philippa. Następnie jak najszybciej opuścili budynek.

Na płycie starego lotniska stały już dwa helikoptery M.I.6. Wsiedli do jednego nich, a starszego Blaina przejął lekarz agencji. Powoli zaczęli wznosić się w powietrze.

Kiedy oddalali się od ziemi, Pierre poczuł jak nagle cała presja, cały stres znika. Adrenalina, która dodawała mu energii, nagle zniknęła. Czuł się bardzo, ale to bardzo zmęczony. Obraz przed jego oczami zaczął się powoli rozmywać.

Stracił przytomność.

***

Zosia była zdenerwowana. Zostawiła Grega i Sherlocka z wszystkimi dowodami i jak najszybciej udała się do Kalingradu. Musiała na własne oczy zobaczyć jak miewa się Philippe, a także pozostali. Strasznie się o nich martwiła, a we Francji nie mógł jej zatrzymać nawet znaleziony dziennik.

[End] Siatkówka? To trudny przypadek.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz