Rozdział 27

48 1 0
                                    

Pierre obudził się po kilku godzinach. Był bardzo słaby, ale lekarze pozwolili by Zosia porozmawiała z nim przez chwilę. Zresztą kobieta nie zamierzała go zamierzała go za bardzo męczyć, miała zamiar tylko zadać kilka pytań związanych z dziennikarzami i notatkami Arsene.

Po cichu weszła do jednego z pomieszczeń. Blady Pierre leżał na wąskim łóżku i pustym wzrokiem wpatrywał się w ścianę. Wokół niego stały różne urządzenia, monitorujące funkcje życiowe, a do przedramienia przypiętą miał kroplówkę.

– Dzień dobry – przywitał się słabym głosem.

– Witaj – Zosia skinęła głową, siadając na krześle obok – nazywam się Zofia Krasicka, pracuję dla Scotland Yardu i zadam ci kilka pytań.

Chłopak pokiwał głową, zgadzając się na taki tok wydarzeń. Był zbyt męczony by zagłębiać się w całą tę sprawę i dopytywać.

– Dobrze – kobieta wyjęła z torby cienki notes – powiedz mi, czy pamiętasz co robił twój brat pół roku przed tym jak zginął?

Pierre zmarszczył czoło, zastanawiając się intensywnie.

– Dużo podróżował – odpowiedział w końcu. – Pamiętam, ze był w Rosji, w Japonii, w Polsce, w Szkocji i wybierał się na Dominikanę. Ale przeszkodziła mu ta katastrofa... Odwiedzał różne bazy, prawda? – zapytał, łącząc fakty.

– Owszem – przytaknęła Zosia. – Dlatego właśni cię pytam. Miałam nadzieję, że dowiem się gdzie leży ostatnia baza.

– Niestety nie wiem – westchnął Blain. – Ale chyba wiem, kto mógłby wiedzieć – powiedział nagle. – Kiedyś przez przypadek podsłuchałem jak Arsene rozmawia o tych wycieczkach z jakąś dziewczyną. Miała na imię Hav, albo jakoś tak.

Zosia spojrzała na niego ze zdziwieniem. Jej mózg szybko analizował fakty i wyciągał odpowiednie wnioski.

– Niestety, ale osoba, o której mówisz, także nie żyje – mruknęła. – Ale dziękuję ci za pomoc, twoje informacje na pewno się przydadzą. – Już chciała wyjść, ale w ostatniej chwili powstrzymał ją Pierre.

– Czy może.... Czy może mi pani powiedzieć, co z moim tatą? – zapytał niepewnie. – Lekarze na razie nie chcieli mi nic powiedzieć, a ja muszę wiedzieć! – spojrzał błagalnie na kobietę.

– Nie będę kłamać – westchnęła Zosia. – Twój ojciec jest w ciężkim stanie. Na razie jest w śpiączce, lekarze nie potrafią powiedzieć czy w ogóle się wybudzi.

Słysząc te słowa, chłopak jęknął i opadł bezsilnie na poduszki. Zosia pożegnała się z nim szybko i cicho opuściła pokój. Gdy tylko znalazła się na korytarzu, wybrała numer Stephana.

– Stephane, przypomnij mi, czy Haveline poleciała do Brazylii w celach służbowych? – zapytała prosto z mostu.

– Tak – odpowiedział zdziwiony Antiga – chociaż nigdy nie mówiła o co chodzi.

– Dzięki, tyle mi wystarczy – rozłączyła się. Następnie wysłała do Lestrada jedną, krótką wiadomość.

„Ostatnia baza jest w Brazylii"

***

Do Polski siatkarze wracali wręcz w grobowych humorach. Składało się na to nie tylko kiepski wynik na turnieju, ale też to, że Philippe nadal się nie obudził i wszyscy strasznie się o niego martwili. Przełożyło się to na to, że gdy parę dni później pojawili się w Łodzi, nawet nie mieli ochoty żartować czy się wygłupiać. Niestety tak to już bywa w polskiej kadrze, że niektóre zdarzenia dzieją się same i nikt nie ma na to wpływu.

Michał Kubiak chodził po hotelowym lobby, co chwilę ze zdenerwowanie drapiąc się po brodzie. Siedzący wokół niego koledzy, z zniecierpliwieniem czekali na to co powie kapitan.

– Wywiało mi bieliznę – mruknął w końcu Dzik.

– Że co proszę? – Karol spojrzał na niego jak na wariata.

– No wywiało mi majtki – powtórzył Kubiak – Otworzyłem okno w pokoju, potem walizkę, zerwał się wiatr i sruu! – gaci nie ma! – wyjaśnił.

Zawodnicy ni wiedzieli czy mają śmiać się czy płakać. Ta historia brzmiała wyjątkowo nieprawdopodobnie, ale wszyscy doskonale wiedzieli co może przytrafić się reprezentacji Polski.

– Załóżmy, ze ci wierzymy – zaczął powoli Marcin. – Co w takim razie mamy zrobić?

– No jak to co?! – zdenerwował się Michał. – Pomóc mi je znaleźć!

– A ile ich było?

– Piętnaście par – mruknął zakłopotany Kubiak.

– Piętnaście par?! – zdziwił się Kłos. – Na co tyle było?

– Przezorny zawsze ubezpieczony – odburknął kapitan, krzyżując ręce na piersi. – To pomożecie mi, czy nie?

Marcin westchnął głęboko po czym założył na głowę czapkę a'la Sherlock Holmes, którą nie wiadomo skąd wytrzasnął.

– Drodzy panowie – zwrócił się do kolegów – czas rozpocząć akcję „W poszukiwaniu zaginionych gaci Kubiaka".

***

Ciemność rozstąpiła się nagle. Najpierw pojawiły się pojedyncze, zamazane kształty, a potem z mgły wyłonił się powoli plac w jednym z włoskich miasteczek. Philippe doskonale znał ten obraz. Od razu rozpoznał murowany ratusz z pięknie zdobionym zegarem i liczne kawiarenki. Bez problemu zauważył w jednej z nich samego siebie sprzed wielu lat, razem z rodziną.

Dopiero teraz zorientował się co naprawdę widzi. To nie było zwykłe wspomnienie, takie jak tysiąc innych.

To był ten dzień.

Czuł się jak dzikie zwierzę w małej klatce. Chciał jak najszybciej wydostać się z tego koszmaru, nie musieć po raz kolejny oglądać okrutnych scen. Okropny ból rozrywał go od środka, gdy patrzył na tę w teorii sielankową scenę.

Wiedział doskonale co zaraz się stanie. Oglądał jak dwa rozpędzone samochody nagle wjeżdżają na rynek, jadą przez tłum, a ludzie w panice uskakują przed nimi. Wszystko zwolniło. Jak zahipnotyzowany wpatrywał się w czarnego mercedesa, który pędził w kierunku jego rodziny. Widział siebie samego, jak w ostatniej chwyta swoich synów za ręce i odpycha ich na bok.

Niestety nie udało mu się uratować, siedzącej naprzeciwko Caroline. Auto uderzyło w nią, a kobieta została wyrzucona w powietrze i jak szmaciana lalka upadła bez życia na twardy bruk.

Świat wokół Philippa zaczął się rozmywać. Widział jeszcze krew na ciemnej kostce, samego siebie trzymającego martwe ciało ukochanej. Potem i to zniknęło.

Otworzył gwałtownie oczy i zachłysnął się powietrzem. Urządzenia, do których był przypięty, zaczęły wariować i piszczeć przeraźliwie. Do pomieszczenia wpadli lekarze.

Blain nie zwrócił na nich uwagi. Odetchnął głęboko i spokojnie opadł na poduszki.

Udało się – nie tylko pozbył się koszmaru, ale też i ciemności.

Obudził się.

***

Zati balansował na ramionach Możdżonka i próbował wyciągnąć z rynny różowe slipki Kubiaka. Choć tkwił w tej niewygodnej pozycji już dobre kilka minut, to nadal nic nie zdziałał, bo bielizna nie chciała z nim współpracować.

– Długo jeszcze? – zapytał zirytowany Marcin, który trzymał libero za nogi.

– To nie moja wina, ze utknęły tam na Amen – jęknął Paweł. – W życiu ich nie wydostanę.

– Wychyl się trochę bardziej – poradził środkowy.

Zatorski z rady skorzystał, choć zaczął tracić równowagę i niebezpiecznie kiwać się na wszystkie strony.

W tym momencie do ich uszu dotarł rozradowany krzyk Oskara:

– Chłopaki, chłopaki, Philippe się obudził!

Zatorski wydał z siebie okrzyk radości po czym stracił równowagę i runął na ziemię.

[End] Siatkówka? To trudny przypadek.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz