Rozdział 36

43 1 0
                                    

– Bo tam na dole ja... ja znalazłem coś...

– Co takiego?

– Ostatnią bazę.



Zszokowana Zosia nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Chciała coś powiedzieć, jednak ktoś musiał jej przerwać.

– Gratuluję i bardzo dziękuję za wykonanie za mnie brudnej roboty.

Za ich plecami rozległo się powolne klaskanie. Odwrócili się gwałtownie, by sprawdzić kto to, choć kobieta doskonale wiedziała, z kim mają do czynienia.

Zaraz przy samym wejściu do bazy stał nie kto inny tylko Orion we własnej osobie.

Po wiosce olimpijskiej poniósł się jeden strzał. Zosia spojrzała na uśmiechającego się chytrze Oriona. Następnie podniosła własną broń i oddała strzał w niebo. Drugi huk.

– Naprawdę tego pragniesz? – zapytał mężczyzna. – Za kilka sekund na tych balkonach – wskazał ręką na pobliskie wieżowce mieszkalne – pojawią się z wabieni hukiem sportowcy z całego świat. Wystarczy, że wyceluje w, którekolwiek miejsce... – Zaśmiał się złowieszczo.

Kobieta zacisnęła zęby. Kątem oka dostrzegła pojedynczych, pojawiających się na balkonach ludzi. Westchnęła zrezygnowana. Opuściła broń.

– Idźcie – wychrypiała do stojących za nią chłopaków.

– Ale...

– Uciekajcie! – krzyknęła stanowczo. – Już!

Siatkarze wymienili niepewne spojrzenia, ale widząc naglący wzrok kobiety, odwrócili się i odbiegli pospiesznie. Jedynie Stephane stał, jak wryty w ziemie. Nie był wstanie zrobić choćby kroku, jedynie przerażony wpatrywał się w broń, z której Orion mierzył w kierowniczkę.

– A jednak moja trucizna okazała się za słaba – zaśmiał się obleśnie złoczyńca. – Gratuluję przeżycia. Niestety muszę cię poinformować, że nie nacieszysz się życiem zbyt długo – znów uniósł pistolet. – Chyba, że ty i twoja przyjaciółeczka zechcecie wypełnić kilka moich próśb – uśmiechnął się chytrze.

– Czego chcesz? – warknęła Zosia. Zaciskała ze złością pięści, jej serce biło, jak oszalałe. Nie potrafiła znieść myśli, że ktoś grozi Antidze.

– Zabezpieczenia – prychnął Orion. – Jeśli wejdę tam sam, pobiegniesz za mną i mnie zabijesz. Ewentualnie Scotland Yard wysadzi bazę w powietrze. Ale jeśli pójdzie ze mną twój „braciszek"...

– Nigdy!

– Milcz! – wrzasnął na Stephana. – Ty nie masz tu nic do powiedzenia. A jeśli spróbujesz protestować, to zabije i ciebie, i ją.

Trener przełknął głośno ślinę. Nie miał pojęcia co ma robić, jak się zachować. Z jednej strony nie mógł pozwolić, by Orion spokojnie wszedł do bazy, ale wiedział też, że przywódca Omegi nie żartuje i jest gotowy wypełnić swoją groźbę. Na samą myśl, że Zosi mogłoby się coś stać...

– Pójdę – zgodził się słabym głosem.

– Nie ma mowy! – zaprotestowała Polka.

– Nie mam wyjścia – szepnął. – Pójdę z tobą pod warunkiem, że nie zrobisz Zosi krzywdy.

– Włos jej z głowy nie spadnie.

Francuz zaczął iść w stronę Oriona. Ten odsunął się od włazu i niby zapraszającym gestem, wskazał na wejście.

[End] Siatkówka? To trudny przypadek.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz