Rozdział 7

8.3K 215 4
                                    

    Rano obudziłam się przez deszcz, padający za oknem. Po swojej prawej stronie ujrzałam śpiącego Aarona.  Pogrążony we śnie wyglądał jak bezbronne dziecko.  Przypomniały mi się wydarzenia, kiedy pobił mojego teraz już byłego chłopaka. Mam nadzieję, że nic mu się nie stało. Po tych przemyśleniach, wyszłam z pokoju. Po cichu zeszłam po schodach na parter, do kuchni. W momencie, kiedy nalewałam sok pomarańczowy, pojawił się Jackob.
- Cześć, jest mi głupio, że ci nie powiedziałem o tych zaręczynach. - Powiedział zciszonym głosem.
- Nic się nie stało. Jest mi trochę ciężko z tym, bo ciągle coś czuję do Alana. - Odpowiedziałam zakłopotana.
- Wiesz, że nie możesz się z nim spotykać. Jesteś już zaręczona. Jeśli chcesz to pomogę ci w zobaczeniu się z Alanem. To będzie nasza tajemnica ok?
Myślałam, że śnie. To co powiedział było chyba najlepszą informacją tego dnia. Od razu się zgodziłam. Zrobiłam kanapki dla brata, który właśnie wychodził do pracy. Pożegnałam się z nim i poszłam do sypialni. Zobaczyłam Aarona. Ubrał się w czarne rurki i białą bluze.
- Pakuj się. Za dwie godziny musimy jechać. - Powiedział obojętnie.
Wyminął mnie i poszedł na dół. Mam nadzieję, że nie słyszał mojej rozmowy z Jackobem. Przebrałam się w jeansy i szarą koszulkę na ramiączkach. Wzięłam się za pakowanie ubrań. Do pierwszej walizki spakowałam najpotrzebniejsze ciuchy, do drugiej kosmetyki, do trzeciej schowałam prywatne rzeczy. Gdy skończyłam, zeszłam do jadalni, gdzie pani Basia rozkładała talerze. Usiadłam na swoim miejscu i czekałam na resztę osób. Po kilku minutach przyszli. Myślałam, że Aaron usiądzie, jak zwykle obok mnie, ale tego nie zrobił. Zasiadł koło swojego ojca, najdalej ode mnie. Nie przejęłam się tym. Gosposia przyniosła zupę paprykową.
Później zjadłam tłuczone ziemniaki, kurczaka i zestaw przepysznych surówek. Spojrzałam na Aarona, ale on tylko patrzył w swój talerz.
- Musimy przełożyć nasz wyjazd o tydzień, chyba wam to nie przeszkadza? - Zapytał się ojciec chłopaka.
- Więc mogę przez te dni iść jeszcze do szkoły? - Spytałam się rodziców.
- Myślę, że tak- Odpowiedziała z usmiechem moja mama.
Wstałam od stołu, dziękując za posiłek. Udałam się do pokoju, aby zadzwonić do Wiktorii.
- Hej! Dlaczego tak długo nie było cię w szkole? Alan wygląda koszmarnie, co mu się stało?
- Hej! Uwierzysz, że rodzice wymusili na mnie przyjęcie zaręczyn syna ich przyjaciół? Podobno dlatego, że on jako jedyny jest odpowiednim kandydatem na mojego męża. Musiałam zerwać, o ile tak można powiedzieć z Alanem. Aaron się z nim pobił i przez to tak wygląda. - Powiedziałam zgodnie z prawdą.
Nagle usłyszałam trzask, więc zakończyłam rozmowę z przyjaciółką. Do pokoju przyszedł Aaron.
- Z kim rozmawiałaś? - dopytywał
- Z nikim
- Pewnie z tym twoim byłym tak!? - Podniósł na mnie głos, tego było za dużo.
- Nie krzycz na mnie!
- Dzisiaj mnie nie będziem- oznajmił i wyszedł trzaskając drzwiami.
W tym momencie wpadła moja mama.
- co się dzieje? - zapytała
- Nic. Szczerze mam już tego dosyć! Rozumiem, że chcecie dla mnie dobrza, ale ja też mam prawo wyboru. - Posłuchaj. Wiem, że jest ci ciężko, ale spójrz na to z innej strony. Aaron jest idealny dla ciebie.
- Może i jest, ale musi minąć trochę czasu zanim, wszystko się poukłada.
Po tej krótkiej rozmowie wyszła z pomieszczenia. Zadzwoniłam do Wiki, aby się z nią umówić. Postanowiłyśmy iść na imprezę. Była godzina 16, więc poszłam do łazienki. Zrobiłam sobie ciemniejszy makijaż. Do tego założyłam małą czarną i szpilki. Gotowa zeszłam na korytarz. Zostawiłam kartkę z informacją, gdzie idę. Wyszłam i czekałam na przyjaciółkę.

************************************

Mój przyszły mąż Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz