Zostań.

927 35 0
                                    

-Ja, Rose Phoenix uroczyście przysięgam, że nigdy Cię nie zostawię. -Moją twarz rozpromienił uśmiech, a w oczach można było dostrzec iskierki radości.
-Ja, Credric Diggory uroczyście przysięgam, że zawsze będę twoim przyjacielem,oraz to, że nigdy Cię nie zostawię. -Uśmiechnął się uroczo. Nie wiem jak to możliwe ale uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i czule objęłam chłopaka.
To był mój 5 rok w Hogwarcie, od tamtego wieczoru.. Nie odzywałam się do Draco,zranił mnie. Odzyskałam pamięć dzięki moim rudym czuprynom. Zawsze marzyłam, żeby mieć bliskie osoby obok siebie, a teraz? Mam ich, aż trzech.

-Hej Fred! -Przywitałam chłopaka czułym uściskiem.
-Cześć Rose. -wymamrotał cicho. Nie wiedziałam o co mu chodzi,był jakiś inny. Nieobecny.
-Co się stało? -Zapytałam z troską.
-Co Cię to w ogóle obchodzi? Idź do swojego Malfloy'a! -Odpowiedział patrząc mi w oczy, nie wiedziałam o co mu chodzi.
-Ale Fred.. -Chłopak nawet nie dał mi dokończyć, pchnął mnie na ścianę i zwyczajnie odszedł. Pierwszy raz od kilku miesięcy będę gadać z Draco,wspaniale! Momentalnie zacisnełam szczękę.
-Co tym razem zrobiłeś Draco.. -Powiedziałam cicho do siebie. Poszłam na śniadanie do Wielkiej Sali, usiadłam obok Draco. Ten jedynie spojrzał na mnie i jego kąciki ust szybko powędrowały w górę.
-Musimy pogadać. -Powiedziałam oschle, po czym wzięłam łyk soku.
-To chodź. -Powiedział miło, chwycił za mój nadgarstek i zaprowadził do łazienki płaczącej Marty.
-Co powiedziałeś Fred'owi? -Powiedziałam od razu gdy zamknął drzwi.
-Że jesteś moja. -Powiedział od niechcenia. Przez chwilę patrzyłam w jego szare tęczówki. Wbiłam swoje usta w jego, na początku pocałunek był nieśmiały ale potem przerodził się w bardziej namiętny, pewny,szalony. Chłopak z każdą sekundą pewniej oddawał pocałunki. Nagle pomyślałam sobie, co ja robię? Przecież ten człowiek okłamywał mnie na każdym kroku, jestem jedynie jego następną zabawką. Nie mogłam oderwać się od niego,zaczął jeździć ręką po moim udzie,na co przygryzłam lekko warge.
-Kocham Cie. -Powiedział nagle,znowu przysysając się do moich ust.
-Wiem Draco. -przygryzłam lekko jego ucho na co chłopak cicho zamruczał.
Nagle jęcząca Marta zaczęła swój piękny monolog.
-NIE W MOJEJ ŁAZIENCE! -Wypiszczała głośno, miałam chęć jej przywalić a jednocześnie podziękować, bo właściwie co ja zrobiłam? No tak,najpierw robie potem myślę. Szybko wyszłam z toalety kierując się w stronę domitorium bliźniaków. Wpadłam tam z impetem prawie wyważając drzwi.
-To o to zrobiłeś mi kłopot? Wiesz co Fred! Najlepiej żebyś mnie kiedyś sprzedał bo przecież dla Ciebie jestem rzeczą! Ty egoistyczny idioto! -Wykrzyczałam. Wyszłam szybko z domu Gryfonów. Zarzuciłam na siebie płaszcz i pobiegłam w stronę zakazanego lasu. Usiadłam na którymś z kamieni i odpaliłam papierosa. Zaciągnełam się szybko po czym kilka łez zaczęło spływać mi po policzku,tym razem nie miałam siły ich powstrzymywać. Siedziałam może tak z dwie godziny,może trzy. Usłyszałam łamanie gałązek, nie bałam się. Zawsze radziłam sobie w trudnych sytuacjach. Zza drzewa wyszedł czarny,kościsty koń. Podobno widzą go tylko Ci,którzy zobaczyli czyjąś śmierć. Nie przypominam sobie żebym widziała jak ktoś umiera,może w dzieciństwie. Nie byłam tego pewna. Wciągnęłam wolno rękę, zwierzę przyłożyło głowę do mojej ręki, pogłaskałam lekko jego sierść. Czułam się bezpieczna, wszystko za sprawą tego niewinnego zwierzęcia. Zrobiło się ciemno, przez zaszklone oczy widziałam gwiazdy. O tej porze były piękne, nie wiem która to była, północ? Może trochę po. Pewnie w Hogwarcie nawet nie zdają sobie sprawy, że zniknęłam. Zza drzew zobaczyłam dwie sylwetki, usłyszałam ich rozmowę.

-Musimy ją znaleźć dla czarnego pana,tylko ona może pomóc mu zawładnąć nad światem czarodziejów. -Powiedział ledwo dosłyszalny i ochrypły głos.
-T-tak. C-cz-czuje ją. J-jes-jest b-bardzo b-blisko. -Powiedział jąkając się drugi głos,tak jak przypuszczałam..  Są to śmiercożercy.
-Przecież jesteśmy blisko Hogwartu debilu! Oczywiście, że jest blisko! -Wydarł się.
-O-ona j-je-jest w t-ty-tym lesie! -Tak samo podniósł głos, nie miałam już wątpliwości. Tu chodzi o mnie.
-Tu jestem. -Powiedziałam cicho lecz dosłyszalnie, nie miałabym już siły walczyć. Po prostu nie dawałam rady. Zbliżyli się do mnie pewnym krokiem.
-Sutrecempris! (wymyśliłam to zaklęcie,jest ono wykorzystywane do omdlenia przeciwnika) -Wykrzyczał jeden z nich. Po chwili nic nie czułam, byłam w jakimś dziwnym transie. Wiedziałam czemu nie powiedzieli Crucio, byłam w stanie długo je wytrzymać. Obudziłam się w jakimś ciemnym pomieszczeniu bez okien, podejrzewam, że były to lochy. Wstałam ledwo trzymając się na nogach, żeby córka sławnego mordercy i czarnoksiężnika musiała spać w lochach! No marzenie po prostu! Pomyślałam sarkastycznie. 
Na mojej twarzy malował się grymas,nie byłam pewna tego co teraz zobaczę, czyżby mój ojczulek odżył? Urocze! Przyszedł do mnie jak mniemam,jeden z śmierciożerców. Podszedł do krat i przekręcił w nich klucz. Zacisnął na moim ramieniu swoje krzywe i koślawe łapy. Ciekawe jak rzuca zaklęcia. Prychnełam na głos.
-Coś Cie śmieszy gówniaro? -Zapytał z wrednym uśmiechem.
-Zamknij pysk stara krowo. -Prychnełam ponownie, momentalnie dostałam w twarz. W moich oczach można było dostrzec żądze mordu. Musiałam się na kimś wyżyć, wtedy po raz pierwszy użyłam zaklęcia niewybaczalnego.
-Crucio! -Krzyknęłam głośno, pierwszy raz widziałam, aż taki zielony promień strzelający z czyjejś różdżki. Mężczyzna, który mnie przed chwilą uderzył krzyczał na podłodze i błagał o litość.
-Przepraszam! Zostaw już! Proszę! -Krzyczał, z każdą minutą bardziej to lubiłam.
Nagle po schodach zaczął schodzić mój ojciec, mój stary dobry ojciec. Klasnął kilka razy a na jego twarzy zagościł uśmiech.
-Żeby moja córka powaliła wieloletniego śmiercożerce? Jestem dumny Rose! -Skrzywiłam swoją twarz w lekkim grymasie,po pięciu minutach męczarni nad tą padliną, przestałam go męczyć. Obróciłam się w stronę ojca i powiedziałam.
-Po co mnie wezwałeś? -spytałam z odrazą w głosie.
-Nie tym tonem córko,jeszcze będziesz mi posłuszna, zobaczysz. Jak tam Draco? Mam nadzieje, że przez jakiś czas nie stanie się mu krzywda. -Zaśmiał się głośno.
-Nie odważysz się.. -Wysyczałam.
-Ty zrobisz coś dla mnie,a ja coś dla Ciebie, w tym wypadku oszczędze twojego przyjaciela. -Uśmiechnął się podłe na co przewróciłam oczami.
-Umowa stoi.. -wymamrotałam cicho,znowu mogłam stracić kogoś na kim mi zależy. 
-Masz..

Jak myślicie? Co ma zrobić Rose dla swojego tatulka? XD Macie jakieś pytania do bohaterów? Opublikuje odpowiedzi w następnej części od bohaterów, nie ode mnie!

Kochani,jest aż 1006 słów!

Córka Voldemorta | D.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz