5."Rye, I will not hurt you, just please don't leave me alone here."

835 80 8
                                    

 Tytuł rozdziału jest trochę długi więc jak by komuś nie pokazał się cały: 
"Rye, I will not hurt you, just please don't leave me alone here."

 Po zjedzeniu położyłem się na swoim łóżku i patrzyłem tępo w sufit.

-Kto cię najczęściej tutaj odwiedza?-zacząłem temat.

-Raczej. Kiedy ostatni raz cię ktoś tu odwiedził.-spojrzałem na niego zdziwiony.-Moja matka myśli, że jestem jakiś opętany i nie przychodzi tutaj, zawsze, gdy dzwonię, to wysyła kogoś by, zazwyczaj zapłacił za wyciągnięcie kogoś z izolatki.-wyjaśnił.

-Do reszty też nikt nie przychodzi?-przewróciłem się na bok, by lepiej go widzieć.

-Tylko do Brooka przychodzi co tydzień babcia.-spojrzał na podłogę.

-Ile oni tu są?-kolejne pytanie z mojej strony.

-Mikey jest tu osiem miesięcy, Tracy jego współlokatorka teraz już przeniesiona była tu dziesięć miesięcy, Jack jest tu siedem i pół miesiąca, Tommy mój poprzedni współlokator był tu tylko miesiąc, Brook jest ponad sześć miesięcy, a ja już wiesz pół roku.-wyjaśnił.

-Ciekawe ile ja tutaj będę.-powiedziałem zamyślony po chwili ciszy.

-Na pewno nie długo.-chłopak się uśmiechnął.

-Andy...-zacząłem, a chłopak kiwnął głowa, bym mówił dalej.-Co miała na myśli pielęgniarka mówiąc na ciebie "mała dziwka'?-zapytałem niepewnie. Chłopak spuścił wzrok na podłogę.

-Tommy, chłopak, o którym ci mówiłem. Ten, który się powiesił.-wskazał na hak na suficie.-Na tym wisiał, tuż nad moją głową...-przymknął na chwile powieki.-W każdym pokoju jest taki, on chcą, byśmy się zabijali. Kiedy rano przyszła pielęgniarka, ja nie mogłem się ruszyć, siedziałem z nim, jakąś godzinę patrząc na jego, otwarte zakrwawione oczy i ślinę skapującą z jego brody.-wziął głęboki oddech.-Wcześniej jeszcze poszedł do lekarza. Zostawił mu list, umiem go już chyba na pamięć.-usiadłem, widząc jak chłopak, zaczyna się rozklejać.-Napisał, że przeze mnie czuje się odrzucony i nikt się nim nie interesuje. Napisał także, że pierwszego dnia. Wiesz co, mu zrobiłem?-spojrzał na mnie, a łza spłynęła po jego policzku. Pokiwałem powoli przecząco głowa.-Napisał, że go zgwałciłem!-wrzasnął, zaciskając dłonie w pięść.-Dlatego, że pielęgniarka powiedział, że będzie miał pokój z pedałem.-zapalniczka zgasła a ja usłyszałem ja pojemnik, upada na podłogę. Zerwałem się z łóżka i szybko zacząłem szukać jej, suwając dłońmi po zimnej podłodze. Odnalazłem ja po chwili i zapaliłem. Andy siedział i patrzył na coś za mną, odwróciłem się, lecz niczego nie zobaczyłem.

-Andy.-powiedziałem powoli.-Spójrz na mnie.-chłopak powoli zwrócił wzrok na moją twarz.

-Rye, nie chcę ci nic zrobić.-jego głos drżał.

-Nic mi nie zrobisz, nie jesteś złym człowiekiem, by mi coś zrobić.-powoli wstałem z podłogi i usiadłem naprzeciw niego.

-Ja tego nie zrobiłem, on kłamał.-mówił, patrząc mi prosto w oczy.

-Wierzę ci.-powiedziałem i go przytuliłem, trzymając zapalniczkę z dala od naszych ciał.

-Rye, nie skrzywdzę cię, po prostu proszę, nie zostawiaj mnie tu samego.-wtulił się we mnie, a ja spojrzałam na ogień zapalniczki.

-"Będę musiał tu zostać na dłużej."-pomyślałem i zacisnąłem uścisk na blondynie, na co ten się bardziej skulił, chowając w moich ramionach. Gdy poczułem, że chłopak rozluźnił się, a jego oddech stał się równomierny, zgasiłem zapalniczkę i odłożyłem na stolik. Ułożyłem nas wygodnie i zamknąłem powieki, a gdy tylko zaczynałem zasypiać, poczułem coś ostrego na mojej dłoni. Otworzyłem gwałtownie oczy i usiadłem równie szybko. Andy zerwał się zaraz po mnie.

-Co jest?-zapytał zaspany.

-Nie wiem, ktoś tu był.-wstałem i rozejrzałem się po pokoju, zajrzałem pod łóżko. Wyjrzałem za drzwi.

-Rye, możemy jeszcze pospać?-zapytał, przecierając zaspane powieki.

-To ty idź, ja muszę się rozejrzeć.-blondyn wydał niezadowolony pomruk i podszedł do mnie, przytulając się do moich pleców.

-Bez ciebie nie będę spał.-wymamrotał ledwie słyszalnie.

-Ktoś tu był.-powtórzyłem i odwróciłem się, stając naprzeciw Andy'ego.

-Wiesz co, ja idę...-oczy same mu się zamykały. Westchnąłem i zaprowadziłem go na łózko, położyłem z nim.

-Która może być godzina?-zapytałem, patrząc w sufit. Andy leżąc na mojej klatce piersiowej, wymamrotał.

-Może szósta.-wtulił się we mnie, a wtedy usłyszałem stukot obcasów na korytarzu. Andy od razu się ożywił i pobiegł na swoje łóżko. Zmarszczyłem brwi, patrząc na niego, a wtedy do pokoju weszła pielęgniarka.

-Pan Beaumont...-spojrzała za swoich prostokątnych okularów, podniosłem rękę.-Proszę za mną.-wstałem, a kobieta wyszła z pokoju. Spojrzałem zdziwiony na Andy'ego. Chłopak był trochę wystraszony.

-Pilnuj się tu.-rozkazałem i już miałem wychodzić, gdy on podbiegł do mnie i przytulił.-Ej, spokojnie, zaraz wrócę.-uśmiechnąłem się, przeczesując dłonią jego blond włosy.

-Obiecaj.-rozkazał. Przewróciłem oczami i przybliżyłem swoją twarz do jego, spoglądając mu prosto w oczy. Nasze twarze były bardzo blisko siebie, nosy od zetknięcia dzieliły centymetry.

-Obiecuję.-powiedziałem pewnie. Chłopak nie odrywając wzroku z moich oczu, pogładził mnie po policzku.

-Jeśli, nie wrócisz, to...-przerwałem mu.

-Wrócę, to pewnie tylko głupie badania.-uśmiechnąłem się.

-Oby.-chłopak też się uśmiechnął, a ja pocałowałem go w policzek na pożegnanie i wyszedłem z pokoju. W połowie korytarza gdzie czekała na mnie pielęgniarka zdałem sobie sprawę z tego, co zrobiłem.

-O Boże.-wyszeptałem.

-Mówiłeś coś?-zapytała zniecierpliwiona kobieta. Szybko odgoniłem sprawę z pocałunkiem od swoich myśli.

-Nie.-powiedziałem szybko, prostując plecy.

-Doktor Jenkins, ale tylko przez trzy dni, później przejmie cię Doktor Hals.-uśmiechnęła się, na ostatnie nazwisko co mnie trochę przeraziło. Wprowadziła mnie do gabinetu, gdzie było krzesło i jakaś kanapa. Kazała usiąść na krześle, a do pomieszczenia wszedł lekarz, pielęgniarka wyszła.

-Witam cię Rye.-uśmiechnął się. Skinąłem tylko głową.-Wybacz, że tak wcześnie, ale później mam pacjentów, a ty jesteś tak "poza kolejką".-uśmiechnął się.-Dobrze, a więc opowiedz mi o tym twoim niby przyjacielu.-

-No więc tak, od dziecka ze mną był. Nigdy mi krzywdy nie chciał zrobić, ale gdy tylko tutaj przyjechałem, zrobił się agresywny i grozi ludziom, którzy są dla mnie dobrzy.-zacząłem. Lekarz wszystko notował w zeszycie.-Pokazał mi martwą osobę wtedy u pana. On jest nieobliczalny.-przeczesałem włosy dłonią.

-Dobrze. Jeśli chcesz, żebym cię wyleczył, musisz się skupić i go tu przywołać.-skinąłem głowa i przymknąłem na chwilę, powieki myśląc tylko o czarnej postaci. Gdy otworzyłem oczy, zobaczyłem go, był tu, stał niedaleko drzwi.

-Jest tu.-powiedziałem, nie spuszczając go z oczu.

-Dobrze, a teraz pomyśl o tym, że on nie istnieje, że jest nieprawdziwy.-patrząc na niego, myślałem tylko o tym, że jest on wytworem mojej wyobraźni. Czarna zmora podniosła swoja długa dłoń i ze spuszczoną głową zaczęła znikać.

-Nie chciałem cię skrzywdzić.-powiedział smutny. Rozproszył tym moją uwagę.-Ale nie dajesz mi wyboru.-dodał tym nieludzkim głosem. Poczułem, że tracę świadomość. Upadłem plecami na kanapę. Zobaczyłem Andy'ego i ta zmorę za nim, potwór gładził go po głowie, a następnie przebij ją na wylot, nadziewając na swego długiego palca jego oko, jego krew rozprysła się, a ja nie mogłem nic zrobić. Odcieknąłem się gwałtownie i wybiegłem z gabinetu. Wbiegłem do pokoju jak oszalały, nie było go.

-Andy!-zawołałem. Usiadłem bezradny na łóżku. Pojawił się przede mną, drzwi zatrzasnęły się z hukiem.

-Dlaczego mi to robisz? Przecież byłem jedynym twoim przyjacielem, nikt cię nie chciał.-poczułem łzy na policzkach.

-Oddaj mi go.-poprosiłem.

-Jeśli ty poddasz się mnie.-spojrzałem na niego przerażony. Wstałem, a on schylił się, mając swoją twarz naprzeciw mojej. Patrzyłem w jego puste oczy.

-Musisz przysiąc, że nic się nie stanie moim przyjaciołom.-powiedziałem, a jego oczy, a raczej dziury gdzie powinny być, hipnotyzowały mnie.

-Wystarczy mnie godzina.-powiedział i zobaczyłem wtedy po raz pierwszy jego zęby, w kolorze stali ostre długi jak norze. Wtedy do pokoju wbiegł Mikey. Spojrzałem na niego.

-Rye.-czarna postać zniknęła.

-Gdzie jest Andy?-zapytałem szybko.

-Na stołówce. Kazał mi po ciebie przyjść, bo jemu się nie chce.-spojrzałem na niego zaskoczony.

-Zaraz tam przyjdę.-chłopak wyszedł z pokoju, a ja przymknąłem na chwilę powieki, pomyślałem o ni i pojawił się przede mną.-Nie jesteś prawdziwy. Nie możesz nam nic zrobić.-wysyczałem przez zaciśnięte zęby. On zniknął, a ja poczułem ogromną ulgę.  


Witajcie w już piątym rozdziale, dajcie znać jak wam się podoba w komentarzach.

Rozdział dedykuje ZuzOfficial jesteś najlepsza kochana <3

Painkiller-*Randy*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz