11."Daddy let me eat this man ..."

604 80 14
                                    

  Byłem ciągnięty przerażającym korytarzem. Zatrzymaliśmy się przy drzwiach z numerem 18. Mężczyzna otworzył je jednym z kluczy, które wisiały na żelazny kole. Wepchnął mnie do środka, odpiął pasy i zdjął kaftan, wyszedł, zamykając za sobą drzwi na klucz. Podbiegłem do nich i zacząłem w nie uderzać.

-Wypuść mnie!-krzyknąłem za nim, lecz ten mnie nie słuchał, wyszedł, zamykając za sobą duże żelazne drzwi.

-Nowy...-usłyszałem pomruki.

-Pewnie jest czysty...-zmarszczyłem brwi, odsuwając się od drzwi. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, jakieś łóżko z materacem przypominającym deskę, ubikacja, która wyglądała, jak by nigdy nie widziała sztoki, ściany w kolorze szarości z rdzawymi smugami.

-Ej nowy!-usłyszałem za drzwi, niepewnie podszedłem do nich. Zobaczyłem naprzeciw moich drzwi chłopaka za drzwiami z numerem 28.

-Ja?-zapytałem niepewnie.

-Tak ty. Zmieniło się coś na górze?-zapytał i zobaczyłem te jego żółte zęby.

-W jakim sensie miało się zmienić?-dopytywałem.

-No czy w końcu odnowili te stare pokoje?-zmarszczyłem brwi.

-Ile już tu jesteś?-zapytałem zdziwiony.

-Od pierwszego dnia jak się znalazłem w tym budynku. To będzie tak z miesiąc. Bob jestem.-uśmiechnął się, a ja niechcąca widzieć jego niedomytej twarzy uśmiechnąłem się i cofnąłem o parę kroków.

-Rye jestem.-mruknąłem. Nagle usłyszałem krzyki, szybko wyjrzałem za małe kratki, które były w okienku w drzwiach. jakiś chłopak biegł w poszarpanych ubraniach przez długi korytarz, kiedy mnie zobaczył, zatrzymał się gwałtownie i złapał za moją koszulę. Przycisnął mnie do drzwi.

-Ty nowy przepyszny chłopaczku.-wycharczał, opluwając moją twarz, szarpiąc się, odepchnąłem się nogą od drzwi i upadłem na podłogę i zobaczyłem w jego dłoniach kawałki mojej koszuli. Szybko zacząłem przecierać twarz rękawami. Szaleniec ruszył biegiem, znikając z mojego pola widzenia, wrzeszcząc coś na cały oddział zamknięty.

-Zostaw mnie! On był nie winny, ja też jestem nie winny!-usłyszałem rozpaczliwy głos Brooklyna. Dopadłem do drzwi jak oszalały.

-Brook!-zawołałem. Zobaczyłem młodego blondyna z wykręconymi rękami na plecach i pchanego przez tego samego mężczyznę, który mnie tu przyprowadził.

-Rye!-chłopak się wyrwał i podbiegł do drzwi.-Andy został zabrany przez Doktora Jenkinsa. Musisz coś zrobić.-powiedział mi prosto w twarz i został brutalnie pchnięty i wepchnięty do pokoju obok, a następnie zamknięty na klucz. Rozejrzałem się szybko po pokoju i wtedy rzuciła mi się w oczy dziura w ścianie przechodząca do pokoju Brooka. Podbiegłem do niej i zobaczyłem blondyna, chodzącego po izolatce w kółko mierzwiąc przy tym swoje włosy.

-Brook.-szepnąłem, tak by mnie usłyszał.

-Rye?-zdziwił się i podbiegł do dziury w ścianie. Dziura nie była wielka, lecz mogłem zobaczyć całą jego twarz.

-Wszystko dobrze?-zapytałem zaniepokojony.

-Cały drżę i boje się Rye.-powiedział płaczliwie.

-Będzie dobrze, powiedz mi co z resztą.-chłopak przeczesała włosy, wziął parę głębokich oddechów.

-Mikey dostał karę i musi przesiedzieć w pokoju dwa dni, bez wychodzenia. Jack jest trochę poobijany przez tych mięśniaków, a Andy został zabrany do Doktora Jenkinsa.-mówił zdenerwowany.

-Dobra, chłopcy poradzą sobie, ja nie mam jak stąd wyjść, ale ty musisz się trzymać. Powtarzaj sobie, że nie jesteś sam, ja jestem tu za ścianą i nic ci tu nie grozi.-radziłem, choć nie byłem pewien swoich słów. Usiadłem przy ścianie, a że dziura w ścianie nie była wysoko, miałem ją przy swojej głowie i mogłem zerkać na Brooklyna co jakiś czas. Sam nie wiem, kiedy zasnąłem. Obudziły mnie straszne wrzaski.

-To boli!-zamrugałem gwałtownie i spojrzałem przez dziurę za blondynem. Spał na łóżku skulony. Wstałem, podpierając się ściany i podszedłem do drzwi. Zobaczyłem na korytarzu siedzącą małą dziewczynkę.

-Hej. Jak tu się znalazłaś na korytarzu?-zapytałem niepewnie. Dziewczynka spojrzała na mnie i podeszła do drzwi.

-Tatuś kazał mi tu zostać.-

-Ile masz lat?-zdziwiłem się.-"Przecież to oddział dla nastolatków"-

-Siedem.-powiedział uśmiechając się.

-Nie powinnaś tutaj siedzieć sama bez opieki.-zauważyłem.

-Tatuś mówi, że mogę poradzić sobie sama.-powiedziała dumnie.

-Z czym możesz sobie sama poradzić?-zaciekawiłem się.

-Bo ja jestem chora, i muszę walczyć z takim...wirusem.-widać było, że te pojęcia są dla niej nowością.

-Jakim wirusem?-kontynuowałem pytania dalej.

-Nie pamiętam nazwy, ale w główce dzieje mi się coś takiego, że jak widzę ciało człowieka, to bardzo chcę ją zjeść.-mówiła, pokazując na swoją głowę.-Tatuś mówi, że jak będę tutaj siedzieć, to nigdy nie zabraknie mi jedzenia.-uśmiechała się. Patrzyłem na nią zdziwiony.

-Ty jesz ludzi?-zapytałem niepewnie.

-Tak, oni są tacy smaczni.-powiedział, rozglądając się na boki.-Tatuś pozwolił mi zjeść tego pana z tego pokoju.-pokazała drzwi z numerem 28. Nogi mi się ugięły. Wtedy zobaczyłem, że sukienka dziewczynki jej brudna od krwi tak samo, jak jej małe rączki. Przeraziłem się i przez chwilę nie mogłem wypowiedzieć ani słowa.

-A co jeśli ktoś z twoich przyjaciół zacząłby krwawić?-dziewczynka zrobiła zamyślona minę.

-Nie chciałbym zjeść przyjaciela.-powiedział po chwili. Usłyszałem brzdęk klucza w dużych metalowych drzwiach.

-Idź już.-powiedziałem, uśmiechając się do niej.

-Papa mój nowy przyjacielu.-odeszła podskakując. Zobaczyłem, że Doktor Jenkins idzie korytarzem.

-Panie doktorze!-zawołałem.

-Rye.-uśmiechnął się, a ja chciałem rozkwasić mu tą jego twarz.

-Jak długo tu jeszcze będę?-zapytałem.

-Ty niedługo. Leczeniu na oddziale zamknięty nie można poddać pacjenta, który nie przesiedział tu miesiąca. Więc za parę godzin cię wypościmy.-wymusiłem uśmiech.

-A co dzieje się z tymi, co są tutaj dużej niż miesiąc?-lekarz westchnął.

-Zależy, jaki jest stan, ale zazwyczaj idą, na inny odział.-zaśmiał się i odszedł.

-"O boże Brooklyn!"-podbiegłem do dziury w ścianie, chłopak nadal spał. Usiadłem i patrzyłem na skulone ciało Brooklyna-"Jak minie 24 godziny już go więcej nie zobaczę."-przeszło mi przez myśl. Przypomniała mi się wtedy ta dziewczynka. Przeszedł mnie dreszcz na samo wspomnienie o niej. Dziecko w wieku siedmiu lat jest kanibalem. To jest kurwa chore. Nagle usłyszałem brzdęk klucza w drzwiach. Za drzwiami zobaczyłem...Mikeya?! Wstałem gwałtownie i podszedł do niego.

-Co ty tu...-przerwał mi.

-Ratuję cie.-patrzyłem na niego z wysoko podniesionymi brwiami.

-I niby nie skapną się, że mnie zabrałeś?-zapytałem.

-Nie, bo wypełniłem listę.-pokazał mi kartkę z nazwiskami.-Nie niej podpisują się te osiłki.-wyszczerzył się.

-Dobra, gdzie reszta?-zapytałem, spoglądając za jego plecy.

-Jack poszedł po Brooka, a Andy jest na górze, siedzi w gabinecie Doktora Jenkinsa.-wyjaśnił. Wtedy zobaczyłem Jacka i zdezorientowanego Brooklyna. Szybko ruszyliśmy w stronę wyjścia. Nagle za jednych z drzwi wyskoczyła jakaś dziewczyna i rzuciła się na Mikeya. Ruszyliśmy mu pomóc, ale zobaczyliśmy, że ktoś idzie na końcu korytarza. Dziewczyna uderzała w szatyna otwartą dłonią.

-Tracy uspokój się!-wrzasnął chłopak w ciemnych włosach.

-On ją zna?-zdziwiłem się.

-Chłopaki kurwa uciekajcie!-zwrócił się do nas. Jack po chwili ruszył i zaczął nas pchać po schodach na górę, żelazne drzwi zamknęły się za nami i nie widziałem już Mikeya.

-Musimy po niego wrócić.-powiedziałem szybko.

-Zrobimy to jutro, teraz tam są lekarze, nic nie możemy zrobić, bo złapią nas wszystkich.-powiedział spokojnie Jack.

-Chodźmy do pokoi, zanim ktoś nas przyłapie.-powiedział cicho Brook. Chłopcy ruszyli a, ja niechętnie kroczyłem za nimi. Miałem tak wielkie wyrzuty sumienia, że zostawiliśmy tam Mikeya.-"Jeśli coś mu się stanie, będę, się obwiniła do końca życia."- Chłopcy weszli do pokoju Brooka i aj do mojego. Nikogo w środku nie było. Już miałem wychodzi, gdy drzwi otworzyły się gwałtownie.  



Rozdział miał być jutro, lecz bardzo o niego prosiliście, więc proszę, jest dzisiaj.

Bardzo się cieszę, że tak wam się spodobała ta książka, jesteście najlepsi.Dedykuję go wszystkim, którzy zostawiają gwiazdeczki i komentarze.


Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Painkiller-*Randy*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz