Rye-widzi to, czego inni nie widzą.
Andy-boi się tego, co czai się w ciemności.
Brooklyn-nie chce zostać sam.
Mickey-nigdy nie poszedł spać spokojnie.
Jack-w każdym widzi diabła.
Chłopcy poznają się w szpitalu psychiatrycznym.
Czy takie sposoby lecz...
-Rye ty idioto.-powiedział i podbił do mnie i zaczął nie mocno uradzać w moją klatkę piersiową.
-Andy... Andy spokojnie.-złapałem za jego nadgarstki.
-Nie było ci tak długo. Myślałem, że złamałeś umowę.-powiedział zrozpaczony.
-Ale Mikey tu był...-przerwał mi.
-Mówił, że zachowywałeś się dziwnie.-zobaczyłem łzy w jego oczach, gdy podniósł głowę trochę wyżej by spojrzeć mi w twarz. Uśmiechnąłem się i pogładziłem go po policzku, który zrobił się czerwony od rumieńców. Patrzyliśmy sobie w oczy, jak by nic wokół nas nie było. Jego wzrok przekreślił drogę z moich oczu na mój nos, a następnie usta i powrócił powoli zakazaną ścieżką. Uczyniłem to samo, nie mogąc nic poradzić na moje czyny. Położyłem drugą dłoń na jego policzku. Chłopak nagle stanął na palcach i przywarł do moich ust, ten gwałtowny ruch sprawił, że nie mogłem się ruszyć, lecz po chwili oddałem pocałunek i przeniosłem dłonie na jego talię. Nasz niewinny pocałunek po chwili przemienił się w drapieżną walkę o dominację. Oderwaliśmy się od siebie z cichym mlaśnięciem. Spojrzałem mu w oczy, opierając swoje czoło o jego.
-"Czy ja mogę tak z chłopakiem? Czy to nie wbrew?"-przeszło mi przez myśl.-"Chrzanić to, Andy jest tym, o którego chcę dbać do końca mojego życia."-uśmiechnąłem się na tę myśl.
-Rye, ja prze...-przerwałem mu.
-Nie przepraszaj, to było nieziemskie.-zaśmialiśmy się.
-Nie odrzuca cię to?-zapytał niepewnie.
-Nie, wręcz przeciwnie.-przytuliłem go, a on się we mnie wtulił. -Wszystko jest dobrze.-wyszeptałem w jego włosy.
-Jesteś głodny?-zapytał, odrywając się ode mnie.
-Bardzo...-chwilę się zastanowiłem.-Ale muszę najpierw iść do tego lekarza.-uśmiechnąłem się delikatnie.
-Dobrze, będę czekał przy naszym stole.-dał mi buzi w policzek i wybiegł z pokoju.
-Ja mam teraz chłopaka?-zapytałem sam siebie z uśmiechem. Dotknąłem opuszkami palców moich ust, które przed chwilą były złączone w pocałunku z najlepszy chłopakiem na świecie. Ruszyłem w stronę gabinetu lekarza. Po drodze wstąpiłem do toalety. Bez zmian, przerażające pisuary, kabiny, a o prysznicu już nie wspomnę. Załatwiłem swoją potrzebę i ruszyłem do gabinetu. Zapukałem i usłyszałem za drzwi niewyraźnie "proszę". Zajrzałem do środka, a mężczyzna siedział za biurkiem.
-Rye, już myślałem, że będę musiał cię szukać.-wstał i zaprosił mnie gestem dłoni do środka, wskazał na kanapę, a ja niej usiadłem.
-Ja przeprasza, że tak wybiegłem...-przerwał mi, podnosząc dłoń.
-Rozumiem, ale na tym polega walka z nim. Zobaczysz, parę dni i go nie będzie.- uśmiechałem się na jego słowa. -Możesz, już iść na obiad. Po tym omdleniu musisz dużo zjeść.-skinąłem głową i wyszedłem z jego gabinetu. Udałem się na stołówkę, lecz gdy przechodziłem obok pokoju Jacka, usłyszałem krzyki. Zajrzałem do środka i zobaczyłem, że kłóci się z jakąś dziewczyną, gdy mnie zobaczył, przerwał kłótnię i podszedł do drzwi.
-Rye pogadamy później.-zamknął mi drzwi przed nosem.
-Okej.-mruknąłem i ruszyłem na stołówkę, gdy tylko zszedłem ze schodów, usłyszałem śmiech Andy'ego. Na ten dźwięk poczułem, że moje serce dostaje zawału. Podszedłem do nich, siadając za blondynem, który siedział okrakiem na ławce. Gdy tylko posadziłem swoje cztery litery na ławce, chłopak oparł się o mnie, a ja objąłem go.
-No i widzisz, jak oni słodko wyglądają.-powiedział Brook do Mikeya.
-Odezwał się...-mruknął Andy.
-No a co nieprawdę mówię?-zapytał z cwaniackim uśmieszkiem.
-Czy wy się złożyliście?-zapytał, gwałtownie się prostując. Zobaczyłem jak chłopcy, wymieniają się czymś świecącym. -Mam się obrazić?-zapytał, udając zła minę.
-Co? Ty się chcesz obrażać, a ja przegrałem.-oburzył się Brook.
-Przegrał jednym dniem.-zaśmiał się Mikey.-Kumasz, gdyby nie to, że nie potraficie utrzymać swoich fiutków, przegrałbym.-Andy wstał, rzucając go kanapką. Westchnąłem i spokojnie jadłem swój posiłek.
-Fovv nie denerwuj się.-zmarszczyłem brwi i spojrzałem na nich znad mojego talerza.
-"Fovv"?-chłopak spojrzał na mnie.
-Tak mnie chłopaki nazywają.-po tych słowach oberwał kawałkiem masła w twarz. Zobaczyłem jak robi się czerwony ze złości a Mikey i Brook zaczęli uciekać, potykając się o ławki. Zostałem sam i parę osób, które zajmowało się sobą. Dokończyłem posiłek i zobaczyłem, jak Andy wraca, mocno stawiając kroki. Wyglądał jak małe dziecko, któremu ukradło się zabawkę.
-Stało się coś...Fovv?-zapytałem, a on usiadł obok mnie i zobaczyłem jak jego policzek, się świeci od masła.-Masło jest zdrowe.-powiedziałem cicho, na co dostałem w ramię.
-To jest śliskie i nie miłe.-powiedział, krzyżując ręce na piersi.
-Mam cię umyć?-zapytałem, robiąc podkuwkę z ust.
-To się nie chce zmyć.-uśmiechnąłem się i przysunąłem swoja twarz do jego, całując go w policzek.-Mmm maślany.-oblizałem usta, a ten się zaśmiał.
-Gdzie reszta?-zapytałem rozglądając się.
-Zamknęli się w pokoju i obmyślają kolejny zakład.-powiedział nadal zły.
-Dobrze to chodźmy do pokoju i tam obmyślmy plan zemsty.-zaśmiałem się. Gdy byliśmy już w pokoju padłem na łózko, a Andy na mnie. Leżeliśmy tak chyba piętnaście minut.
-Rye...-zaczął.
-Co?-
-My jesteśmy teraz parą?-chwila ciszy, która nastała była ciężka i niezręczna.
-A chcesz tego?-w miarę możliwości spojrzałem na niego.
-Ja...? Tak.-powiedział rumieniąc się. Zaszedł ze mnie i usiadł a ja obok niego.
-A więc Andrew Fowlery, Czy zechcesz zostać moich chłopakiem?-zapytałem, patrząc mu w oczy.
-Oczywiście Rye Beaumont, że nim zostanę.-chłopak się uroczo uśmiechną, pokazując swoje dołeczki w policzkach. Przybliżyłem swoją twarz do jego i delikatnie go pocałowałem. Chłopak oddał pocałunek, napierając na mnie swoim ciałem. Usiadł mi na nogach i przywarł moimi plecami do ściany. Moje dłonie zaczęły błądzić po jego plecach, aż zatrzymały się na jego pośladkach, które lekko ścisnąłem, na co się uśmiechnął. Wtedy przypomniała mi się kłótnia Jacka.
-Andy...-wymamrotałem między pocałunkami.-Musimy pogadać o czymś.-chłopa oderwał się ode mnie.
-O czym?-przekrzywił głowę na bok.
-Jak wracałem od tego lekarza, to przechodząc obok pokoju Jacka, usłyszałem jak się kłuci i zajrzałem i po prostu zamknął mi drzwi przed nosem.
-A z kim się kłócił?-zapytał, oblizując usta, co spowodowała ogromną chęć na kolejny pocałunek.
-Jakaś dziewczyną w czarnych włosach.-chłopak pokiwał głową, a na jego twarzy wkradła się złość ze smutkiem.
-To Johanna...-przerwałem mu.
-Ta, co tak się darła na korytarzu?-upewniłem się.
-Tak.-powiedział, przecierając twarz dłonią.
-Co jest?-podniosłem brwi do góry.
-Johanna wróciła z izolatki. Jack ma z nią pokój, pewnie zaczyna się...-urwał na chwilę.
-Co się zaczyna?-nie mogłem zrozumieć.
-Gdy człowiek wróci z izolatki, staje się agresywny...to znaczy większość.-nadal nic nie rozumiałem.
-Czyli co?-
-Johanna najprawdopodobniej będzie przeniesiona na oddział bardziej ostry niż ten, przez swoje agresywne zachowanie.-wyjaśnił Skinąłem tylko głową.
-Wracam na sesje.-zmienił temat.
-Do jakiego lekarza?-zaciekawiłem się.
-Doktor Jenkins, ale po jego wyjeździe będzie mnie leczył Doktor Brunch.-uśmiechnąłem się.
-Też chodzę do Jenkinsa.-Andy mnie przytulił.
-Uważaj na siebie.-wyszeptał.
-Spokojnie nic mi nie będzie.-pocałowałem go w głowę i oparłem się o nią, zanurzając swój nos w jego blond włosach.
-Będziesz dla mnie moim Misiem.-zaśmiałem się.
-Tak i co jeszcze?-chłopak spojrzał na mnie.
-A to...-zaczął mnie łaskotać, na co dałem mu kuksańca w bok, podskoczył i syknął z bólu.
-Ze mną się nie zadziera.-uśmiechnąłem się i poczochrałem jego włoski.
Witajcie oto kolejny rozdział. Dajcie znać jak wam się podobał w komentarzach.
Dedykuję go ZuzOfficial która jest zawsze przy mnie.
Życzenia ślę Ryeowi który miał urodziny.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Happy Birthday Rye
A teraz podziękowanie dla osób, które bardzo się angażują w tą książek i dzięki którym wiem, że ma dla kogo pisać. Szczególnie tym którzy piszą komentarze, jak i tym którzy dają gwiazdeczki między innymi są to: