Obudziłem się, przez mocne szarpanie za moją koszulkę.
-Jeszcze chwilę.-wymamrotałem na ślepo, starając się odepchnąć nękającą mnie rękę.
-Panie Beaumont, proszę się obudzić.-byłem pewny, że Andy chciał mnie obudzić, ale to była pielęgniarka.
-Tak?-spojrzałem na nią, a moje włosy zasłoniły mi oczy.
-Lekarz już na pana czeka.-powiedziała i wyszła z pokoju. Niechętnie wstałem, założyłem bluzę od Andy'ego... Chwila gdzie jest Fovv? Przeczesałem włosy i wyszedłem z pokoju. Zanim podszedłem do pielęgniarki, czekającej przy drzwiach do gabinetu zapukałem do pokoju Brooka i Mikeya. Otworzył mi zaspany blondynek.
-Jest u was Andy?-blondyn chwilę się na mnie patrzył, z niezrozumieniem na twarzy.
-On nie zaczynał dzisiaj sesji?-zapytał, ziewając.-Zawsze ma tak wcześnie.-dodał, gdy zobaczył moją zdziwioną minę.
-To jak go zobaczysz to, powiedz mu, że go szukam.-powiedziałem, a ten skinął głową, że rozumie. Ruszyłem w stronę kobiety. Ta wskazała mi miejsce gdzie mam usiąść i zostawiła mnie.-"Po co ja tak wcześnie wstawałem skoro i tak muszę czekać?"-pomyślałem, ziewając. Wtedy z gabinetu wyszedł jakiś chłopak prowadzony przez pielęgniarkę, miał narzucony na głowę kaptur, który zasłaniał całą jego twarz. Na bluzie, zobaczyłem plamy krwi. Wstałem i spoglądając przez ramię na chłopaka, a następnie wszedłem do gabinetu.
-Rye witam cię.-odwróciłem się gwałtownie i zobaczyłem jak lekarz, myje dłonie, a na jego białym fartuch były czerwone plamy krwi. Mierzyłem plany, przerażonym wzrokiem.-O to tylko mały wypadek, chłopak dostał krwotoku z nosa.-skinąłem głową.
-"Chwila! Czy Andy nie miał mieć też z tym lekarzem dzisiaj?!"-pomyślałem. Spojrzałem zszokowany na lekarza.
-Stało się coś Rye?-zapytał, przyglądając mi się uważnie.
-Czy wcześniej był tu Andy Fowler?-zapytałem.
-Andy?-zastanowił się chwilę.-Nie. A czemu pytasz?-zmarszczył brwi.
-Jest moim...współlokatorem.-powstrzymałem się od nazwania go chłopakiem, na wspomnienie jak potraktowała go ta pielęgniarka.
-Polubiliście się?-kolejne pytanie padło z jego ust.
-Trochę.-spojrzałem na swoje buty.
-To dobrze.-podszedł do biurka i zaczął czegoś szukać.-Zaczynajmy...-powiedział po chwili, wyciągając zeszyt. Usiadłem na kanapie, zamknąłem oczy i znów go przywołałem, powoli otworzyłem oczy. Stał, słabszy i mniejszy.
-Widzisz co, ze mną robisz?-zapytał chrypliwym głosem.-Zabijasz mnie.-powiedział, a ja poczułem wyrzuty. Zamknąłem ponownie oczy, widziałem tylko jego.
-Oprzyj się mu Rye.-usłyszałem spokojny głos lekarza.
-Nie słuchaj go...-podszedł do mnie.-On chce nas rozdzielić.-wyciągnął w moją stronę dłoń. Zacząłem kiwać przecząco głową.
-Nie... nie, nie, nie...-powtarzałem.
-Andy cierpi...-od razu zareagowałem.-Jest zraniony... to twoja wina.-zacisnąłem mocniej powieki.-Możemy mu pomóc... RAZEM.-wstrzymałem oddech. Nie wytrzymałem, otworzyłem oczy.
-Wszystko dobrze?-zapytał lekarz. Rozejrzałem się za czarną zmorą, nie było go.
-Tak... możemy skończyć na dziś?-zapytałem.
-Oczywiście, radziłeś sobie świetnie.-uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłem. Wyszedłem z jego gabinetu i ruszyłem prosto do pokoju. Otworzyłem drzwi, nie było go. Szybko zapukałem do drzwi naprzeciw. Otworzył Mikey.
-Jest tu Andy?-zapytałem, zaglądając mu przez ramię. Siedział na łóżku, plecami do drzwi.
-Jest, ale nie chce z tobą rozmawiać.-spojrzałem zaskoczony na szatyna.
-A to niby czemu?-spojrzałem mu w oczy.
-Musi...coś przemyśleć...będzie nocował u Brooka, ja przenocuję u ciebie.-zadecydował. Bez słowa odwróciłem się napięcie i zniknąłem za drzwiami mojego pokoju. Gdy tylko zamknąłem drzwi za sobą, uderzyłem wściekły w ścianę.
-Rye ty pierdolony idioto.-złapałem się za głowę, mierzwiąc moje włosy.-Andy, co ja ci takiego zrobiłem? Nie raczysz powiedzieć? Tylko chowasz się za chłopakami?-mówiłem w stronę drzwi-Od początku to planowałeś! Rozkochasz i zostawisz! Ty pierdolony chuju!-zdjąłem z siebie jego bluzę i cisnąłem nią mocno w stronę jego łózka, wrzeszcząc przy tam na całe gardło.-Boże... wytłumacz mi to bo tego nie pojmuję.-wymamrotałem i rzuciłem się na łóżko. Uderzałem w poduszkę, mówiąc wszystkie moje przemyślenia na głos. Zbliżał się wieczór. Nie byłem ani na śniadaniu, ani na obiedzie i kolacji także. Ktoś dobijał się do pokoju, lecz ja nie miałem ochoty się odzywać. Mikey, zajrzał niepewnie do środka.
-Rye, jak się czujesz?-zapytał, wchodząc do pokoju.
-Powiedzieć prawdę, czy pięknie skłamać?-zapytałem z sarkazmem i wcisnąłem twarz w poduszkę. Usłyszałem jak, kładzie się na łóżku obok.-Będziesz spał?-zapytałem, spoglądając na niego.
-Tak?-zmarszczył brwi.
-Przecież nie możesz zasnąć.-zauważyłem.
-Już jest lepiej, nie boję się. Czuję, że jestem już zdrowy.-uśmiechnął się. Pokiwałem głową, oddychając głęboko.-Rye zrozum...-zaczął niepewnie, a ja tylko przewróciłem oczami.-Andy musi, mieć chwilę przerwy... jak by ci to powiedzieć?-zacisnąłem mocno zęby.
-Może po prostu powiesz prawdę?-zapytałem się zły.
-Rye zrozum...-nie wytrzymałem i wstałem gwałtownie.
-Staram się! Ale już nie mogę! To minie przerasta!-wykrzyczałem mu prosto w twarz i wyszedłem z pokoju. Ruszyłem w stronę łazienki. Spojrzałem niechętnie na prysznice, lecz szybko odrzuciłem obrzydzenie, rozebrałem się i wszedłem pod wodę, która była bardzo ciepła. Oparłem się czołem o kafelki i poczułem, że już nie wytrzymam. Ścisk w żołądku i sercu wziął górę, ogromna gula w moi gardle zatrzymała się, a ja poczułem pieczenie w całym przełyku. Łzy zaczęły mi spływać po policzkach, mieszając się z wodą, otworzyłem usta, lecz żaden dźwięk ich nie opuścił. Tłumiłem w sobie szloch. Uderzyłem w kafelki, mocno zaciskając pięść. Chwilę stałem, w bezruchu łzy bez końca wydostawały się spod moich powiek, poczułem, jak nogi mi drętwieją, stają się jednocześnie słabe i z trudem się na nich opieram. Po chwili upadam w wodę zebraną w brodziku. Pierwszy dźwięk opuścił moje gardło, szloch dążący i zachrypiały wtedy poczułem jego obecność, czułem jak przenika przez moje ciało wnika w moje żyły, każdą komórkę, jak jest we mnie. Nie mogłem nad tym zapanować. Nie wiem jak długo, siedziałem pod ciągle lejącą się wodą, lecz gdy spojrzałem na moje dłonie były pomarszczone od nadmiaru wody. Usłyszałem, że ktoś wchodzi. Spojrzałem na drzwi od kabiny, które powoli ktoś otworzył. Zobaczyłem za nimi blond grzywkę, za którą kryła się twarz zwrócona ku ziemi. Chłopak nie miał na sobie ubrań, lecz nie zwróciłem na to uwagi. Wszedł do kabiny, nadal nie podnosząc wzroku na moją twarz. Kiedy w końcu spojrzał na mnie, zobaczyłem jego piękną twarz.
-Andy...-wyszeptałem.
-Przepraszam, że cię zraniłem Misiu...więcej już tak nie zrobię.-ująłem jego twarz w dłonie, ale wtedy złapał mnie za dłoń i zobaczyłem to. Czerwone ślady na, na starych bliznach, całe nadgarstki były pokryte krwistymi biczami żyletki.
-Co to jest?-zapytałem, łapiąc go za dłonie.
-Zraniłem cię...musiałem zostać ukarany.-uśmiechnął się, a ja spojrzałem na niego zszokowany. Nagle otworzyłem oczy.
-Rye jesteś tu?!-usłyszałem głos Andy'ego, tego prawdziwego.
-T..tak.-powiedziałem z chrypą w głosie.
-Wszystko w porządku? Mikey powiedział, że wybiegłeś z pokoju...martwię się. Wyjdź, proszę.-wstałem, zakręciłem wodę i zatrzymałem się przy drzwiczkach kabiny. Zawahałem się na chwilę, lecz otworzyłem je i zobaczyłem blond chłopaka, jego grzywka zakrywała znaczną część jego twarzy, a do tego światło nie pozwalało mi zobaczyć dokładnie buźki.
-Pomyślałem, że właśnie tutaj będziesz i przyniosłem ci ubrania...-nie zdążył dokończyć, bo nie zawracając uwagi na to, że jestem nagi, podszedłem do niego, zabrałem ubrania i ręcznik, wytarłem się, mniej więcej dokładnie i ubrałem, chłopak patrzył na mnie z otwartą buzią. Spojrzałem na swoje odbicie, ignorując blondyna. Podpuchnięte, zaczerwienione i piekące oczy, twarz pozbawiona życia. Przełknąłem ślinę i poczułem pieczenie gardła. Spojrzałem na chłopaka, który nadal stał i bez słowa patrzył na mnie.
-Dzięki.-powiedziałem, wymijając go. Nie mogłem mu spojrzeć prosto w twarz, czułem się zdradzony z jego strony.Dajcie znać jak wam się ten rozdział podobał. To naprawdę pomaga, każdy komentarz jest dla mnie ważny.
Rozdział dedykuję ZuzOfficial
CZYTASZ
Painkiller-*Randy*
Teen FictionRye-widzi to, czego inni nie widzą. Andy-boi się tego, co czai się w ciemności. Brooklyn-nie chce zostać sam. Mickey-nigdy nie poszedł spać spokojnie. Jack-w każdym widzi diabła. Chłopcy poznają się w szpitalu psychiatrycznym. Czy takie sposoby lecz...