Rozdział 7

275 15 2
                                    

Damon's POV

Po pożarze Elena spała dwie doby. Martwiłem się o nią, ale ona w międzyczasie kiedy wybudzała się z krzykiem, uspokajała mnie, że to normalne. Pamiętam, że kiedy byłem dzieckiem i przeżyłem mój pierwszy pożar w tartaku jako dwunastoletni chłopak, też długo budziłem się w nocy zdyszany i przestraszony. Ale ja byłem dzieckiem, a Elena jest dorosłą kobietą. Kiedy już podjąłem decyzję że zadzwonię po lekarza, Elena wstała i zeszła na dół. Powiedziała, że czuje się już lepiej i faktycznie wyglądała na wypoczętą, więc jej uwierzyłem na słowo. Zjedliśmy obiad i posiedzieliśmy przed domem. Remont w jej domu został odłożony w czasie. Teraz liczy się to, żeby doszła do siebie. Wciąż bolały ją ręce i czasem kaszlała. Zupełnie nie wiem jak to możliwe, że znalazła w sobie tyle siły podczas pożaru. Poznałem ją jako kruchą i delikatną dziewczynę, która tu przyjechała po piętnastu latach, szukając Bóg jeden wie czego. Spędziłem z nią prawie miesiąc i nie wiedziałem o niej tak naprawdę nic, aż do nocy kiedy wybuchł pożar. Wtedy zobaczyłem prawdziwą Elenę. Stałem za jej plecami wystarczająco długo żeby zobaczyć, że jest twarda jak żołnierz. Nie było dla niej żadnego kompromisu. Była zdeterminowana uratować Tylera i każdego innego człowieka, który by tego potrzebował. Zachowywała się tak, że wszyscy się jej słuchali. Wiedziała co komu powiedzieć i kim pokierować. Głos miała zdecydowany i nie zająknęła się ani na sekundę. Powieka jej nie drgnęła kiedy reanimowała Tylera, łamiąc mu mostek i wydając przy tym polecenia innym. Upominała Kaia, determinując go do działania, któremu co chwila łamał się głos i był na granicy łez. Tej nocy zobaczyłem w tej dziewczynie siłę jakiej nie ma nikt kogo znam. Emanowała z niej kiedy walczyła ze zmęczeniem, ratując życie Tylerowi. On zawdzięcza życie jej zdecydowaniu i zimnej krwi.

Chwilę po tym jak przyjechało pogotowie i ratownik przejął Tylera, płakała jak dziecko w moich ramionach. Zupełnie gdyby to nie ona przed chwilą uratowała mu życie. Życie, które nie było dla niej łaskawe odbierając jej rodziców, a ona wspina się na jego wyżyny i ratuje je nakazując mu pozostać w człowieku, z którego ono ulatuje. Ona chyba nie zdaje sobie sprawy jaka jest silna i ile potrafi przetrwać.Nie zdaje sobie sprawy jaka jest odważna. Nie wiem cobym zrobił gdyby jej wtedy ze mną nie było. Podziwiam ją za to kim jest.

Kiedy byłem wewnątrz płonącej hali, wciąż myślałem tylko on niej. Jej obraz mnie nie opuszczał i błagałem Boga żeby pozwolił mi do niej wrócić i spojrzeć na nią choćby jeszcze tylko raz. Kiedy wyszedłem na zewnątrz i mogłem wziąć ją w ramiona, byłem wdzięczny że mnie ocalił, żebym mógł to zrobić. Niczego więcej nie chciałem. Serce waliło mi jak oszalałe, jednocześnie skute strachem jak lodem, a kiedy przytulała się do mnie czułem jak topnieje. Ona czyni moje serce lepszym miejscem, bo zakochałem się w niej i muszę to przyznać sam przed sobą. Wiem jednak, ze nie będzie mi dane jej tego wyznać i trzymam moje uczucie zamknięte w moim sercu.

Spędzamy kolejnych kilka dni na odpoczynku. Czasem muszę jechać do tartaku, bo ocalała część wciąż działa i ktoś musi koordynować pracę, lub do ubezpieczyciela który prowadzi sprawę wypłaty odszkodowania. Wtedy zostawiam ją samą, albo ona jeśli czuje się na siłach to jedzie ze mną. Dziś wybraliśmy się razem i postanowiliśmy zjeść obiad w Grillu.

- Co ci zamówić? - pytam kiedy siadamy do stolika.

- Nie wiem czy będę jadła, jakoś nie jestem głodna – mówi markotnym głosem.

- Musisz jeść, jak chcesz inaczej dojść do siebie? - pytam poirytowany.

- Wiem, ale naprawdę nic mi już nie jest, Damon – wciąż upiera się, że nic jej nie dolega.

- Jasne, a ja jestem święty turecki. Zamówię ci to co zwykle, może być? - pytam, choć wcale nie czekam na odpowiedź, ale ona kiwa głową na tak.

Home For My HeartWhere stories live. Discover now