Rozdział 4

248 12 23
                                    


Elena's POV


Od kilku dni, codziennie rano, Damon pojawia się u mnie i po szybkiej kawie bierze się do pracy. W pierwszy dzień udało mu się zerwać całą podłogę z salonu i z holu. Namęczył się przy tym i widziałam, że pod koniec dnia był skonany. Głupio mi, że się zgodziłam na to żeby to on wymienił podłogę. Do dziś nie wystawił mi faktury za deski, a obiecał. Może być pewny, że tak tego nie zostawię.Staram się dotrzymywać mu towarzystwa, ale wiem też że czasem trzeba popracować w samotności i skupieniu, więc nie narzucam mu swojej obecności przez cały czas. Często jednak go zwyczajnie podglądam, kiedy wiem, że mnie nie dostrzeże. Lubię patrzeć jak pracuje, jest taki męski. W najmniejszym stopniu nie przypomina żadnego z moich znajomych, a raczej żaden z moich kolegów nie mógłby sobie przy nim nawet stanąć. Jest uosobieniem męskości i strasznie mi tym imponuje. Widać, że wie co robi i że się na tym świetnie zna, podczas gdy moi koledzy umieją jedynie posługiwać się skalpelem i zrobić sekcję zwłok żabie, nie mdlejąc przy tym, i wydaje im się że to szczyt męskości. Nie uchybiając żadnemu z nich, oczywiście.

Dziś patrzę na niego siedząc na schodach w holu, gdy on pracuje w salonie. Piła do docinania desek pracuje tak głośno, że nawet gdybym zaczęła kaszleć, nie dostrzegł by mnie za balustradą. Siedzę sobie i przyglądam się mu bez obaw o to że mnie zdemaskuje, kiedy nagle przerywa pracę i ni stąd ni zowąd zdejmuje koszulkę. Na to nie byłam gotowa. W jedną sekundę wpadłam w panikę jakbym sama była naga i stała na środku stadionu. Jeśli teraz mnie dostrzeże to będzie zupełna kompromitacja. Musiałam się jakoś ewakuować,szybko wycofałam się do kuchni i modliłam o to żeby mnie nie zobaczył, wciąż mając przed oczami jego mięśnie. Siedząc w kuchni jak mysz pod miotłą, błagałam niebiosa żeby nie przyszedł do mnie taki roznegliżowany, bo nie wiem gdzie miałabym podziać oczy. On jednak był bardziej taktowny niż sądziłam i kiedy przyszedł do kuchni się czegoś napić, właśnie naciągał na siebie t-shirt, bo z kolei kiedy on chce ze mną o czymś porozmawiać lub coś przedyskutować, a nie ma mnie w pobliżu, to albo odrywa się od pracy i przychodzi do mnie, albo zwyczajnie mnie woła.

- Wolisz żeby deski szły prostopadle do okna czy odwrotnie? - zapytał, kiedy zastał mnie w kuchni.

- A jak powinny leżeć? - zapytałam, bo po spędzeniu z nim tych kilku dni  wiedziałam już, że zapewne jest jakiś fachowy sposób na to jak je położyć.

Damon uśmiechnął się do mnie, odstawiając szklankę na blat szafki i pokiwał głową.Podszedł do mnie i oparł się tyłem o parapet.

- Powinny leżeć prostopadle do okna, wtedy nie widać łączeń, ale nie muszą – zaśmiał się znów – deski z mojego tartaku zawsze wyglądają ładnie – i puścił do mnie oko.

- Och zapomniałam, że to są przecież deski z tartaku Salvatore, więc można je położyć jak się chce. Jednak przekonałam się, że nie można się sprzeciwiać wytycznym największego fachowca w mieście i powinny leżeć prostopadle do okna, tak jak mi powiedział – zaśmiałam się z niego.

- Nie bądź wredna Gilbert, bo utkniesz pod podłogą i nikt cię tam nie znajdzie, jak cię tam zabiję gwoździami.

- Chcesz mi powiedzieć, że jesteś seryjnym mordercą?

- Tam zaraz mordercą. Zwyczajnie cię tam uwiężę i będę karmił ciastkami, żebyś utyła i nie mogła stamtąd wyjść, bo na razie to uciekłabyś mi przez szczeliny między deskami – śmiał się ze mnie.

- Chcesz mi powiedzieć, że jestem za chuda? - udałam oburzenie, śmiejąc się – zapomniałam, że zapewne w ocenianiu damskiej sylwetki też jesteś ekspertem.

Home For My HeartWhere stories live. Discover now