6

45 8 3
                                    

Każdy z nas ma swoją historię, niektórzy umierają w młodym wieku na przeróżne choroby a jeszcze inni, żyją długo i szczęśliwie. To jednak nasze wybory, decydują o tym, czy nasze długo i szczęśliwie, będzie faktycznie długo i szczęśliwie.

Moje życie było nijakie, a przynajmniej takie mi się wydawało. Mało ambitna blondynka, bez ognia w swoim życiu, to nie mogło się skończyć dobrze. Więc oto jestem, stoję na balkonie najwyższego apartamentowca w mieście, myśląc o kolejnych wyborach, które złudnie zmienią moje życie. Siadam na krześle i pocieram o siebie zmarznięte dłonie, - No dalej, wymyśl coś. -Mówię sama do siebie. Sytuacja, w której zostałam postawiona, nie była ani łatwa, ani normalna. Który rodzic pół życia okłamuje swoje dziecko, zmienia mu dane osobowe i niszczy fundamenty budowane przez lata. Nigdy nie dopytywałam się o swoje życie przed wypadkiem, czy miałam przyjaciół, czy byłam szczęśliwa? Te pytania nigdy nie padły z moich ust, w stronę brata czy rodziców. Połknęłam wszystko co zostało mi rzucone i nie chciałam znać prawdy a przecież czułam, że coś jest nie tak. Moje życie w Nowym Jorku było w porządku, ale właśnie o to chodziło, ono było tylko w porządku.

- Mam nadzieję, że nie masz zamiaru skoczyć.

2 godziny wcześniej

Gdy wyszliśmy z baru, Jamie zaparkował Josha do taksówki i podał kierowcy adres, na który ma zawieźć żywe zwłoki mojego przyjaciela. Rano będę do niego dzwonić i pewnie umówimy się na poranna kawę, będzie musiał mi wytłumaczyć, co robił wieczorem w klubie nocnym, zalany w trupa. Gdy wsiedliśmy do auta, zapadła niezręczna cisza. Nie mam pojęcia skąd ci ludzie znają mojego brata, a co lepsza, znają mnie. Cała ta sytuacja w ogóle nie powinna mieć miejsca. - Mam nadzieję, że masz jakieś dobre wytłumaczenie. -Zirytowana uśmiecham się sztucznie w stronę prześladowcy, mężczyzna wywraca oczami. - Powiedz mi tylko, co ja mam ci właściwie tłumaczyć. -Brunet odpowiada w moja stronę tak, jakby nigdy nic się nie stało. On chyba sobie żarty stroi, prycham i już mam coś odpowiedzieć, gdy cienki głos osoby z tyłu, nie pozwala mi na to.

- Nie żartuj sobie. - odwracam swoja głowę do tyłu, - Koniec tych gierek z twojej strony, albo powiesz jej prawdę, albo ja i Dave to zrobimy. - rudowłosa odzywa się, Jamie zaciska dłonie na kierownicy i śmiało można zauważyć, jak jego mięśnie się spinają.

- Zamknij się Layla. - odpowiada.

I w tym momencie wybuchła III wojna światowa, nie wiem czy widzieliście kiedyś te typowe amerykańskie filmy, gdzie rodzeństwo się kłóci. Ale właśnie tak wyglądała dalsza jazda do domu Jamiego. Z tego całego inspirującego wykładu, wywnioskowałam to, że wszyscy wiedzą coś, czego nie wiem, a co powinnam wiedzieć. Mój brat milczał tak samo jak ja i nawet kilka razy, wysłał mi pocieszający uśmiech. - Jesteś żenujący, grasz cholernego bohatera a chodzi ci tylko o to by ją zaliczyć, tak jak kiedyś. -Dziewczyna wybucha. Moje serce stanęło na chwilę a wielka gula pojawiła się w gardle. Zwracam swój wzrok na Jamiego a wszyscy w aucie cichną.

- Tak jak kiedyś? - powtarzam słowa wypowiedziane przez rudowłosą. Brunet przeczy tylko głową i parkuje przed dużym apartamentowcem.

- Wszystko ci wyjaśnię. - odpowiada. Gdy wszyscy wychodzimy z auta, chowam swoje drobne dłonie do kieszeni i potulnie idę tam gdzie wszyscy.

Tak jak kiedyś. -Słowa w kółko odtwarzają się w mojej głowie i nie dają mi spokoju, gdy wjeżdżamy windą na górę. Zaczynam się pocić z nerwów, zębami szarpie swoją wewnętrzną stronę policzka. Gdy wchodzimy do pomieszczenia, Dave szybko zabiera resztę do dużego pomieszczenia i zasuwa za sobą drzwi. Mieszkanie Jamiego jest... Schludne. Nie ma w nim kolorów, mogłabym rzec, że jest minimalistyczne gdyby nie fakt, że jest w nim pełno staroci, które są nastawione na komodzie. Powoli i niepewnie ściągam swój płaszcz, rzucam go na beżowy fotel po czym obracam się w stronę bruneta. Pierwszy raz widzę, żeby był on tak spięty. Stoimy chwilę w ciszy i żadne z nas nie wie, co ze sobą zrobić. Zrób coś Maise. -Moje wewnętrzne ja mówi do mnie, przez co zaczynam czuć się jak osoba o nie zdrowych zmysłach.

- Posłuchaj  - zaczyna

- Słucham. - mówię i zakładam ręce na piersi. - Co 'tak jak kiedyś' oznacza? - pytam i widzę jak brunet zaczyna się denerwować. Czyżby ta sytuacja była dla pana niekomfortowa, panie przystojny? - mówię do siebie w myślach i czekam na jakąkolwiek odpowiedź.

- To nie jest takie proste, jak ci się wydaje. - śmieje się na jego słowa.

- Wcale nie uważam, że to jest proste. - mówię i biorę głęboki wdech, rozglądam się po pomieszczeniu nerwowo i szukam rzeczy, na której mogłabym zawiesić wzrok. Jamie zbliża się do mnie i dokładnie mi się przygląda, - Poznaliśmy się rok przed twoim wypadkiem. - zaczął a moje serce stanęło, na samo wspomnienie o tym zdarzeniu, - Nazywałaś się wtedy Ana Brooks, miałaś 16 lat i byłaś najbardziej zadziorną blondynką, jaką kiedykolwiek poznałem. -kontynuuje a ja czuję, jak uczucie bezsilności ogarnia mój organizm.

- Co to ma znaczyć.. - przerywam mu, jednak chłopak nie daje mi dojść do słowa. - Nie mam zamiaru opowiadać ci teraz, co nas kiedyś łączyło. Twoi rodzice, zmienili twoje dane osobowe po wypadku i odcięli cie od przyjaciół oraz całej rzeczywistości. - gdy wypowiadał te słowa, głowa zaczynała mnie boleć coraz bardziej, prychnęłam pod nosem i obróciłam się do chłopaka plecami.

- Nie zrobiliby tego. - mówię i zaciskam usta w wąską linie. Jamie podchodzi do mnie i obraca w swoja stronę, zakłada kosmyk moich włosów za ucho posyłając mi przy tym lekki uśmiech. Jakby to miało pomóc w tej absurdalnej sytuacji, moi rodzice nigdy przenigdy nie zrobiliby czegoś takiego. Jednak powaga z jaką mężczyzna wypowiadał każde słowo sprawiała, że powoli zaczynałam wątpić w niewinność moich rodziców.

- Dlaczego na to pozwoliłeś? Dlaczego nikt do mnie nie przyszedł i nie powiedział prawdy. - rzekłam i uniosłam swój ton głosu, - Osiem lat, całe osiem lat żyłam w przekonaniu, że oprócz pamięci nie straciłam nic więcej. - brunet wziął głęboki wdech, położył swoja dłoń na moim ramieniu. Nie wiem czego się spodziewał, ale mam nadzieję, że nie sytuacji gdzie rzucam mu się w ramiona. Strzepnęłam jego dłoń z siebie, chłopak zmarszczył czoło i westchnął.

- Słuchaj, żadne z nas nie spodziewało się, że twoi starzy wywiozą cię na drugi koniec stanów. -  rzekł i włożył dłonie do tylnej kieszeni spodni. On chyba naprawdę, nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji. Zresztą, czego ja oczekuje od mężczyzny, który wcale nie jest lepszy i pozwolił mi żyć w kłamstwie osiem lat.

- Nie pomyślałeś, żeby za mną pojechać? Jeszcze miesiąc od wypadku, leżałam w szpitalu i żadne z was do mnie nie przyszło, by cokolwiek wyjaśnić. - mówię. Złość zaczyna ogarniać mój organizm. - Nie myśl sobie, że jesteś od nich lepszy. - dodaje, po czym udaje się w stronę uchylonych drzwi od balkonu.

- Mam nadzieję, że nie masz zamiaru skoczyć. - głos mojego brata dociera do moich uszu i wybija mnie z zamyśleń. Podchodzi do mnie i kuca, uśmiecham się do niego i zaprzeczam ruchem głowy.

- Wiedziałeś o wszystkim? - Ashton spuścił głowę w dół i usiadł obok mnie, wzdycha i kiwa głową.

- No to ładnie. - przecieram swoje zmęczone oczy, cienie do powiek idealnie rozmazują się na moich powiekach. Na co ci to było, kobieto. - myślę i wstaję z miejsca, najwyższy czas wrócić do domu. - Chodź, wracamy do domu. - rzekłam w stronę brata i weszłam do mieszkania od razu się ubierając, Jamie bacznie mi się przyglądał.

- Odwiozę was. - mówi na co od razu przeczę głową, - Maise jest druga w nocy, nie znajdziesz żadnego autobusu o tej porze. Bynajmniej nie na Brooklyn.

- Zanocuj u nas, - Layla odzywa się gdy już mam powiedzieć, że wezmę taksówkę. - Jest późno a ty jesteś wykończona, mamy pokój gościnny w którym śmiało możesz zanocować. - uśmiecha się do mnie. Zagryzam dolną wargę i zastanawiam się czy to aby na pewno dobry pomysł, Layla wydaje się być naprawdę miłą osobą. Odwzajemniam uśmiech.

- Dobrze, ale rano muszę być w pracy. Nie ma szans, że Josh wstanie na pierwszą zmianę. - mówię.

- Odwiozę cię rano do pracy. - Jamie wtrąca się na co posłałam mu zabójcze spojrzenie, mężczyzna wywrócił tymi swoimi czekoladowymi oczami i spojrzał na mnie z politowaniem.

- Nie będzie takiej potrzeby. - rzekłam stanowczo i udałam się za rudowłosą, która chciała mi pokazać gdzie będę spała dzisiejszej nocy.

Zapowiada się krótka i beznadziejna noc. - Myślę.


Kolejny rozdział! Czytajcie głosujcie i komentujcie, czekam na wasze domysły co będzie dalej z Maise i "panem przystojnym". 

Drugi Raz "The things we lost"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz