12. Szansa

190 6 0
                                    

 Zrobiłam kilka kroków, ale gwałtownie się zatrzymałam. Coś okropnie mi tutaj nie pasowało. Ta cisza. Ten porządek i ład. To wszystko nagle zaczeło mnie z dwukrotną siłą przygniatać. 

Wziełam kilka głębokich wdechów i groźnym wzrokiem rozejrzałam się po pomieszczeniu. W przeciągu trzech minut udało mi się wyjść dopiero z kuchni do salonu. 

Cały dom został urządzony w stylu skandynawskim. Wszędzie otaczała mnie biel i drewno. Wszystko tutaj wygląda jak z okładki magazynu. Nie ma zdjęć, rozrzuconych butów w przedpokoju, czy rozwalonego koca na sofie. Nic co by wskazywało, że mieszka tu jakaś rodzina. 

Cały czas posuwałam się kilka kroków do przodu. Powoli, starając się nie narobić hałasu. 

Dom wydawał się być ogromny. Z salonu rozciągał się długi hol i drewniane schody prowadzące na piętro. 

Nie wybrałam się na zwiedzanie, tylko ruszyłam do drzwi i wreszcie zobaczyłam jakikolwiek ślad czujejś obecności. Na wieszaku wisiały dwie pary ciemnozielonych kurtek i zimowe buty. Wyjrzałam za najbliższe okno. Cały czas padał śnieg.  

Sięgnełam po jedną z mniejszych kurtek i wtedy do moich uszu dotarło pojedyncze skrzypnięcie drewna. Ten jeden dźwięk wystarczył, abym wyciągneła przed siebie nóż o którym zdążyłam już zapomnieć. 

Podniosłam spojrzenie i mocniej zacisnełam dłoń na rękojeści. Moje spojrzenie spotkało się z Owenem. 

Ręka zaczeła mi się trząść, a po twarzy spłyneła mi pojedyncza łza. Kiedy ten koszmar się skończy? Chciałabym już znaleźć się w domu. 

- Spokojnie. Nie zrobię ci krzywdy - podniósł ręce w geście poddania się, a jego spojrzenie powędrowało na moje dłonie. 

- Nie jestem już niczego pewna - powiedziałam zachrypniętym głosem. - Gdzie oni są? Jeśli chcą mi coś zrobić to chce mieć to już za sobą. 

Zszedł po schodach na dół. I zwiesił głowę. Wydawał się przygnębiony i równie zmęczony co ja. 

- Nie wiem czego chcą od nas, ale powiedzieli, że możemy odejść - wyszeptał, a ja spojrzałam na niego z niedowierzeniem.

- Co ty mówisz? Jak to odejść? - nagle obok mnie zmaterializowała się Amanda. 

- Nie ty jesteś winna. Możesz odejść, ale nie spodziewaj się, że to koniec. Jeśli powiesz komu kolwiek co tutaj się stało mogę ci gwarantować, że zapłacisz za to. 

- Nie rozumiem.

- Od teraz nic nie będzie już takie samo. Twój ojciec za to zapłaci. Jesteś nam zbędna.

- To co mówisz nie jest prawdą - powiedziałam cicho, jakby do siebie.

- Idź już. 

- Nie - powiedziałam. I podniosłam nóż na wysokość brzucha Amandy. 

CelaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz