Dziewczynka zaczynała się bać. Co prawda, ta pani, którą trzymała właśnie za rękę nie mogła jej zrobić nic złego, ale i tak się martwiła. Już długo nie widziała rodziców, a przecież pani obiecała, że gdzieś tu będą na nią czekać. Normalnie dziewczynka była bardzo nieufna i nie rozstawała się z mamusią ani na krok, no chyba, że musiała, ale ta nowa przybyszka była przecież jej ciocią. Znała ją od zawsze i właśnie, dlatego poszła za nią z tamtego parku.
–Gdzie są moi rodzice, ciociu?
Kobieta spojrzała na nią ciepło, ale jednocześnie jakby ze strachem w oczach.
–Jeszcze kawałek. Widzisz tą skałę, o tam? Tam właśnie ich spotkamy.
Szły szeroką, kamienistą drogą wspinającą się nieco ku górze. Trasa nie należała do najłatwiejszych, ale jakoś ją pokonały. W końcu zeszły ze ścieżki i przeszły przez krótki pas drzew na niewielką polankę. Polana była otoczona z każdej strony lasem. Na samym jej środku stała wysoka, strzelista skała z jamą wielkości człowieka. Przy wejściu do jamy był wyryty znak przedstawiający niedźwiedzia.
–No teraz musisz tam wejść Celinko.
Dziewczynka spojrzała na ciemny otwór.
–No a rodzice?
–Są w środku.
Celinka odwróciła się i ruszyła do jaskini. Gdyby nie ciocia i fakt, że była taka piękna i na pewno mówiła prawdę dziewczynka zapewne nawet nie pomyślałaby o wchodzeniu gdziekolwiek.
–Pa pa ciociu. – Pomachała małą rączką i weszła. Dopiero teraz zaczęła się bać. Tak naprawdę. Jak nigdy w życiu.
***
Bułka była wyśmienita. Pełna warzyw, delikatne pikantna i zawierała przede wszystkim słuszną porcję krewetek. Wrocław wracał do domu po, krótkim wypadzie do jednej z ciężarówek sprzedających uliczne jedzenie. Było to ostatnio ogromnie popularnie, ale dla Psa miało jeszcze jedną poważną zaletę. Tworzyły folklor miasta, podobnie jak place, rzeki czy budynki te auta stawały się powoli nieodłączną częścią ludzkiego wyobrażenie o krajobrazie miejskim. Wrocław podejrzewał, że właśnie, dlatego jedzenie było tak smaczne. Podrasowane i wspomagane przez miasto. Same auta, a w zasadzie czynność, jaką jest przygotowywanie jedzenia w każdym z nich w jakiś sposób zyskała dostęp do magicznego strumienia energii miasta. Zapewne nikt nie będzie mógł tego kontrolować. Wrocław nie wiedział jak się do tego odnieść. Nie był pewny czy to była forma anomalii czy jednak rozwoju.
Dotarł w końcu na ulicę Kazimierza Wielkiego. Gdy podszedł pod drzwi swojej kamienicy spojrzał na gzyms nad wejściem. Spodziewał się zobaczyć, co najmniej kilka aniołów obsiadających odrzwia, od kiedy tylko się wprowadził do tego budynku. Chyba po raz pierwszy żadnego nie było. Dziwne.
W drzwiach, wsuniętą pomiędzy framugę a drzwi Wrocław odkrył kartkę z wiadomością od Marcina. Pisał, że chce się z nim spotkać dziś około siedemnastej. To już za godzinę. Forma porozumiewania się w ten sposób była jedyną właściwą i chyba w jakiś sposób naturalną, ponieważ ludzie jakoś sami na to wpadali. Wrocław często znajdywał kartki w drzwiach. Wcale nie stronił od przybytku nowoczesności. Broń boże. Po prostu od czasu przejęcia władzy nie czuł potrzeby posiadania telefonu komórkowego. Komputer miał, pewnych rzeczy nie dało się znaleźć nawet w jego bądź, co bądź obszernej bibliotece. Wtedy z pomocą przychodził internet.
Zamek w drzwiach szczęknął, kiedy tylko Wrocław złapał za klamkę. Plusy bycia królem: nie musisz nosić przy sobie kluczy. Wszedł po schodach na swoje piętro i skierował się do kuchni. Wyrzucił papier po kanapce, po czym wziął się za parzenie kawy. Kiedy czarny napój był gotowy (ostatnio bardziej smakowała mu bez mleka) skierował się do gabinetu. Każdy pretekst jest dobry, żeby poczytać. Im więcej czytał tym bardziej oswajał się ze swoją sytuacją. Chwilami nawet miał wrażenie, że ta cała magia może być czymś właśnie dla niego. Dzięki książkom więcej rozumiał i czuł się bezpieczniej.
CZYTASZ
Kuglarz i jego szaleńcy
FantasyWrocław jak każde inne miasto jest szalony. Wielu próbuje to wykorzystać. Jednym z nich jest Kuglarz, obłąkany rządzą władzy wciąga w mroczne i magiczne oblicze miasta nic nie spodziewającego się Tomasza. Samotny, bezrobotny ojciec nie dość, że musi...