Draka na Uniwersytecie #5

1 1 0
                                    

Nazajutrz, kiedy współlokatorka Liwi leczyła kaca, czarownica nie mogła się uspokoić. Chciała jak najszybciej odwiedzić Beatę. W końcu, gdzieś około czternastej zdecydowała się, że do niej pójdzie. W sumie, co jej szkodzi? Powie, że zaciekawiła ją tym dziwnym znakiem. Wypytawszy wcześniej Kasię o numer pokoju „tej dziwnej" jak to określiła dziewczyna stanęła przed drzwiami i zapukała.

–Tak? – otworzyła widać wciąż zaspana lokatorka, ale kiedy rozpoznała Liwię pobudziła się nieco. – Czego chcesz?

–Chcę wiedzieć więcej, o tej runie. Chyba wiem, co to jest za znak. – Liwia podarowała sobie już ten miły ton, jakim obdarzała nowo poznanych ludzi. Przeszła twardo do rzeczy, mając nadzieję, że to zadziała na Beatę.

–Wchodź.

Pokój, w jakim się znalazła bardziej przypominał celę zakonnicy, niż pokój studentki. Okazało się, że Beata mieszka sama. Było tylko jedno łóżko ustawione pod oknem, naprzeciwko drzwi. Oprócz tego biurko z krzesłem i lampką oraz jedna samotna szafa wciśnięta w kąt. Na nagim parkiecie natomiast leżał zielony powycierany dywan. Kolorystyką odstawał od reszty mebli. Poza tym pokój był bardzo przestrony i żaden z mebli nie stał na dywanie.

–Co wiesz? – zapytała nieoczekiwanie Beata.

–Pusto tu. – odparowała Liwia, licząc, że to jednak jej rozmówczyni zacznie dzielić się wiedzą.

–Nie wprowadzę cię, jeśli kłamałaś, także mów, co wiesz lub nie trać mojego czasu.

Dziewczyna była bardzo zawzięta, ale w jej spojrzeniu dało się wyczytać jakby ciągłą nieobecność. Tak jakby każdą jej chwilę zajmowało jej myślenie o czymś bardzo istotnym, lub jakiś problem nie dawał jej spokoju.

–Coś tutaj przywołujesz. Ten znak... ta runa jest odpowiedzialna za przywoływanie bytów. Nie przedmiotów czy czarów, ale duchów i tym podobnych.

–Skąd to wszystko wiesz?

–Powiedzmy, że to taka rodzinna przywara.

Beata patrzyła chwilę na czarownicę, po czym kazała jej się odsunąć pod ścianę. Sama złapała za dywan i zaczęła go zwijać. Pod dywanem była ta sama runa wpisana w okrąg, całość była wyryta w podłodze jakimś ostrym narzędziem, a potem kontury zostały poprawione czarną farbą.

–Owszem przywołujemy, ale nie coś tylko kogoś – powiedziała dumna Beata.

–To znaczy? – Widząc runę i to tak dobrze wymalowaną Liwi zrobiło się trochę słabo. Mając odpowiednie umiejętności, kręgiem takiego kalibru dało się wezwać coś naprawdę niebezpiecznego. Niebezpiecznego dla ludzi.

–Boginię – w oczach dziewczyny tlił się fanatyzm. Jeszcze nie niebezpieczny, ale na pewno chory. – Zasłużyłaś, żeby poznać Wywiełgę i tak szukamy siódmej. Przyjdź tutaj dziś o północy a wszystko zrozumiesz.

Po tak dramatycznym przemówieniu Liwia czekała tylko, żeby Beata zaczęła się przejmująco śmiać, ale nic takiego się nie wydarzyło. Dziewczyna popatrzyła na czarownicę z przejęciem, po czym bezceremonialnie wypchnęła ją za drzwi.

Wywiełga. Tak nazwa nic nie mówiła Liwi, musi powiedzieć o tym Psu. Może on zdoła się czegoś dowiedzieć na ten temat, bo ona miała już plany na wieczór.

***

Łącznie faktycznie było ich siedem. Pięciu pozostałych dziewczyn Liwia nie znała. Ku jej zaskoczeniu, żadna z nich nie wyglądała jak Beata. Najzwyklejsze w świecie studentki, niektóre ładniejsze, niektóre brzydsze. Całe to towarzystwo na pierwszy rzut oka nie miało ze sobą nic wspólnego. Kiedy Liwia weszła do pokoju dywan był już zwinięty pod ścianą a na brzegach kręgu siedziały dziewczyny, każda trzymała zapaloną długą, białą świecę. Widać prostota Beaty skądś się musiała wziąć. Dziewczyna przywitała Liwię i usadowiła ją obok siebie. Podała białą świecę i ostrzegła, że to, co dziś zobaczy musi pozostać tajemnicą.

Kuglarz i jego szaleńcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz