Strachota

11 2 0
                                    



– Po co w ogóle braliśmy ją ze sobą? Przecież to ja tu jestem szefem i mogłem się nie zgodzić.

Pracodawca narzekał, mówiąc sam do siebie, od kiedy się spotkali. Jak tylko Liwia i Tomasz zeszli z wieży mostka czarownic, Kuglarz już na nich czekał. Siedział na ławce z nogą opartą o kolano i wpatrywał się w nich. Przechodnie zdawali się go nie zauważać. Był jak zwykle arogancki, ale dziewczyny nie traktował jak powietrze. Rozmawiał z nią, wypytywał, co wie o smoku, Wrocławiu, a nawet o nim samym. Młoda czarownica (Tomasz zaczął się już przyzwyczajać do używania tego słowa bez ironicznego uśmiechu) była z początku nieufna, a nawet nieco przestraszona. Co chwilę spoglądała na Tomasza, jakby to dodawało jej otuchy. Usłyszawszy wszystko, Kuglarz powiedział, że wie, gdzie szukać Strachoty.

Skierowali się w stronę ulicy Oławskiej.

– Nie mówiłaś przypadkiem, że to gdzieś w okolicy ratusza? – zapytał Tomasz.

Kuglarz jedynie przewrócił oczami, ale nic nie powiedział.

– Co, Liwia?

– No tak. Ale dawno nikt go nie widział.

– Ech, wy imbecyle! – prychnął Pracodawca – To oczywiste, że to na starym mieście.

Poszli ulicą Świdnicką. Nikt nic nie mówił. Tomasz raz po raz widział duże niebieskie oczy spoglądające na niego z zakłopotaniem. Dziewczyna chyba nie do końca chciała im pomagać, ale z jakiegoś powodu ciągle tu była. Minęli Operę, aż doszli do fosy. Tam skręcili na Podwale. Fosa zawsze podobała się Tomaszowi, zapatrzył się w wodę. Spokojna, otoczona zielenią. Stojąca woda, w której żyły ryby, a nawet żółwie. Dawniej, kiedy Zosia była jeszcze malutka, Tomasz lubił spacerować z wózkiem przy fosie obok Teatru Lalek. Tam też miała miejsce jedna z pierwszych randek jego i Anastazji. Rozmawiali wtedy nieco już pijani tanim winem i udawali, że biorą udział w jakimś tanecznym konkursie. Trochę żenujące, ale wtedy to nie miało znaczenia.

Krótkie „to tutaj" wyrwało Tomasza z rozmyślań. Stali na skrzyżowaniu Podwala i Krupniczej. Po prawej stronie, zaraz przy wodzie, był malutki budynek ze strzelistą wieżyczką na środku dachu. Bardziej przypominało to stróżówkę. Parter znajdował się na wysokości ulicy, ale obok drzwi były schody oddzielone czarną metalową poręczą prowadzące w dół do fosy. Nad drzwiami widniał wyryty w kamieniu smok.

– Ten stary dureń zrobił się bardzo pretensjonalny. Skoro chcesz się ukryć, to po co stawiasz wielki znak „Tu się schowałem"?

– Matka mnie chyba zabije za to, że z wami poszłam – zaczęła nagle Liwia – Ostrzegała mnie przed nim, ale myślałam, że pomagam tylko tobie.– Spojrzała na Tomasza.

– Liwio, spokojnie, ja...

– I tak właśnie będzie – wtrącił Kuglarz. – Dalej pójdziecie sami. Magia tego cholernego miasta jest zbyt silna w tym miejscu. Nie dam rady tam wejść. – Zwrócił się do Tomasza.– Jak się spotkasz ze Strachotą, to wiesz, co masz robić, Psie. Zapytaj o ostatni komponent.

Drzwi na końcu schodów były wielkie i stalowe. Nigdzie nie było klamki. Śruby i nity pordzewiały, a w rogach pająki zaplotły pokaźną już warstwę sieci. Widać było, że dawno nikt tędy nie przechodził.

– Jak mamy to otworzyć? – zapytał Tomasz, ale Kuglarza już dawno nie było. Liwia podeszła do drzwi i naparła na nie barkiem.

– Może trzeba wypowiedzieć jakieś zaklęcie czy coś?

Kuglarz i jego szaleńcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz