- Willy Jaimes.
Wzdryga się, gdy do bólu obojętny głos pani Frost wypełnia pomieszczenie. To prawda, może i od początku lekcji myślami jest gdzieś daleko stąd, ale przecież nie jest to niczym nowym. Gdy wszyscy myślą o liczbach, on ma w głowie słowa.
W i l l y J a i m e s - to nie jest imię, które po prostu można wypowiedzieć tak obojętnie. Jak ktokolwiek w ogóle może neutralnie patrzeć na Willy'ego Jaimesa? Willy'ego albo się kocha, albo nienawidzi (ale raczej ta druga opcja). Jego imię w ustach nauczycieli jest jak papier ścierny lub gorzka herbata. Na pani Frost żaden Willy Jaimes nie robi żadnego wrażenia.
- Jaimes - obiega wzrokiem pomieszczenie, przystając na postaci nauczycielki. - Jaimes czytane przez „H". To hiszpańskie nazwisko.
Po klasie przebiega stłumiony chichot, a Ashley Timberlay coś zmusza, by spojrzeć w jego stronę. Uśmiecha się, jak to ma w zwyczaju, tylko jednym kącikiem ust, tym lewym, ukazując niewielki kawałek białych zębów.
Frost (a jest to dwumetrowa babka) tylko marszczy skonfundowana brwi. Chłopak o bladej skórze, jasnych, przydługich (zajebistych) blond włosach i niebieskich oczach powołuje się właśnie na latynoskie nazwisko.
Szybko odzyskuje rezon.
- Dobrze, panie Haimes - schodzi z niewielkiego podestu, wystukując niemodnymi obcasami rytm na równie niemodnym parkiecie.
Co, jak co, ale Frost jest całkiem atrakcyjną, gruboskórną, choć młodą nauczycielką. Uśmiech Willy'ego znacznie się poszerza.
W tym momencie Ashley Timberlay, siedząca gdzieś tam na tyłach (bo to Willy dla prowokacji siada z przodu), kolejny raz patrzy na chłopaka. Siedzi po przekątnej. Na sekundę ich spojrzenia się spotykają.
- Na pewno wspomnę o tym przy tematach hiszpańskiej inkwizycji, Haimes - dodaje Frost, poprawiając okulary.
- To akurat dobrze się składa. Mój ojciec był inkwizytorem.
Na to już nikt nie odpowiedział.
Gdyby ktoś kiedykolwiek pytał, dlaczego nienawidzono Jaimesa, opowiedzcie mu tę historię.
On po prostu był kimś innym.
Kimś, kto nie każdemu od razu się podobał. Kimś, na kogo patrzyło się i dopisywało własną wersje jego historii. Kimś o złej reputacji. Kimś, kto obierał długą drogę do domu. Kto buntuje się dla samego buntu.
Willy Jaimes był kimś innym. W jego pokoju wciąż stała ta nierozpakowana walizka.
*
Wraz z końcem przerwy na lunch, wraca do szkoły. Nie wyobraża sobie dnia bez wydostania się z tego paskudnego budynku chociaż na chwilę. Zwłaszcza że pogoda w Seattle jest całkiem adekwatna jak na początek maja. Sam nie wie, czy woli siedzieć na lekcjach, czy w domu słuchając krzyków swojej matki i Jesse'ego. Przechodzą już piąty kryzys w tym roku, ale żaden z nich nie skończył się rozwodem. Myśli, że to wielka szkoda. Nagle zatrzymuje się na samym środku szkolnego parkingu. Patrzy na Ashley Timberlay palącą papierosa na masce starej corvette zaledwie kilka metrów od niego. Jeszcze raz - Ashley T. siedzi i pali papierosa na masce auta.
- Ej!
Odwraca się. Woźna zmierza w stronę Ashley, a ta zamiera ze szlugiem w dłoni. Willy (jako że to dobry sposób na poderwanie Ash) swoim płynnym krokiem podchodzi do niej, wyjmuje z jej ręki papierosa i zaciąga się (mimo że nie nie powinien, ale jeden papieros Ashley Timberlay na pewno mu nie zaszkodzi). Patrzy tylko na jej zdziwioną twarz, gdy dym powoli wypełnia jego płuca. Ma ochotę zamknąć oczy i westchnąć. Na szczęście wziął rano leki, więc cholerny kaszel nie nadchodzi.
Ona wciąż zaskoczona siedzi na corvette, jej nogi zwisają z maski. Dużymi, niebieskimi oczami patrzy na Willy'ego. Ma intrygującą twarz i dżinsową kurtkę. Wyrzuca peta do studzienki pod jego nogami.
- Palenie na terenie szkoły jest zabronione, Timberlay.
Willy bystrymi oczami spogląda na Marthę (Martha jest z Meksyku, tylko ona jako jedyna poprawnie wymawia jego nazwisko), którą teraz zacięcie wpatruje się w Ashley. Jeden z kącików jego ust unosi się ku górze. To ten (kapitalny) uśmiech.
- Martha, na litość Boską, przecież wiesz, że tylko ja tu jaram. Kto inny mógłby to robić na twoim widoku? Po prostu daj spokój.
Patrzy na nich jeszcze chwilę, z rękoma założonymi na biodrach, ale potem odchodzi. To tak jak Willy - puszcza oczko Ashley, odgarnia do tyłu włosy i zmierza w stronę dziedzińca.
a/n: happy birthday to Kurt, happy birthday to you !!
co myślicie o długości rozdziałów?
CZYTASZ
FAGS
Teen FictionAshley płakała do torebki Gucciego. Willy płakał do paczki fajek. berry; 2018