Parte 28

457 20 4
                                    


- Jesteś pewna, że masz wszystko?- zapytała mama Victorię po raz kolejny, gdy ta zamykała swój wypchany po brzegi bagaż podręczny. Dziewczyna spokojnie odpowiedziała, że tak i przypomniała też o zagwarantowanym miejscu w akademiku.- Przepraszam cię córciu, ale nie mogę uwierzyć. Moja mała dziewczynka rusza w świat. Kiedy przeleciało te dziewiętnaście lat?- powiedziała ze łzami w oczach. Victoria modliła się o to, aby one nie wypłynęły z oczu matki.

Sama też była trochę smutna i już tęskniła za bliskimi. Jednocześnie czuła olbrzymi stres, związany nie tylko z nową szkołą i ludźmi. Stresowało ją spotkanie z Shawnem. Co powie, gdy go zobaczy? Jak on zareaguje? Czy na pewno nie pomyliła godzin i spotka go tam naprawdę?

Takie właśnie myśli od rana dręczyły młodszą córkę Lewisów. Z kolei Lidia, miała zawieźć ją na lotnisko, ponieważ rodzice po pierwsze, przyjmowali to bardzo emocjonalnie, co jest w sumie normalne, po drugie mieli też pracę i dziewczyna postanowiła pożegnać się z nimi trochę wcześniej. Ojciec dziewczyn, już pojechał do firmy, ale przy pożegnaniu z nim, nie obyło się bez emocji, jakby Victoria miała już nigdy nie wracać.

- Będę za tobą bardzo tęsknić, kocham cię mamo i obiecuję ci , będę dzwonić- pogładziła rodzicielkę po plecach i wsiadła do samochodu. Ostatni raz zerknęła na swój dom i pomachała mamie.

- O czym myślisz?- zagadnęła Lidia, wyrywając ją z amoku. Ciągle była skupiona na drodze, którą jechała, jednak chciała nawiązać ostatnią w tym czasie rozmowę twarzą w twarz z siostrą.

- O wszystkim na raz i nawet sama już nie wiem, o czym dokładnie- dziewczyna zaśmiała się cicho na te słowa, a po chwili Victoria jej zawtórowała.

- Będzie mi brakować czasu z tobą, choć ostatnio było go niewiele, wiem jedno. Wrócisz tu jeszcze,przynajmniej w odwiedziny. Będę siebie i mamę uspokajać tą myślą- zaparkowała i otworzyła bagażnik auta powoli wysiadając.

- Oczywiście, że wrócę Lidia- odparła, po czym wyciągnęła swój bagaż, ciągnąc go w stronę wejścia i pożegnała się z siostrą, tuż przed drzwiami.

Na miejscu dostała bilet i zobaczyła, że zostało jej jeszcze 2 godziny do lotu. Nigdzie nie widziała Shawna, lecz postanowiła czekać choćby do ostatniej chwili, bo teraz miało być inaczej i obiecała sobie, że nie stchórzy przed nim już nigdy. Kochała go tak samo od roku, a teraz kiedy wiedziała o jego uczuciach po prostu czuła przypływ radości i siły do działania.

Jednak z całych sił starała się zająć głowę pożegnaniem z przyjaciółkami. Dostała od nich breloczek z pierwszymi literami imion, zarówno jej, jak i Katy i Angeli.

Przyjaciółki starały się ukryć lekki smutek spowodowany jej wyjazdem, zabrały ją do kawiarni mieszczącej się w gmachu wielkiego lotniska. Rozmowa sama zaczynała się kleić. Victoria starała się w niej nadmiernie nie udzielać, ponieważ jej myśli zajmował pewien brązowooki szatyn. Siedziała tam jak na szpilkach. I tylko potakiwała, temu co opowiadały.

Do odlotu zostało półtorej godziny, a ona wprost nie mogła usiedzieć w miejscu. Wyszła wraz z dziewczynami z kawiarni, jak najszybciej to było możliwe.

Rudowłosa i brunetka zdziwiły się tym, jak szybko wszystko robiła. Nie rozumiały również jaki jest powód jej dziwnego postępowania. Starały się wciągnąć ją w rozmowę z dość małą skutecznością, lecz nie czuły się przez nią w żadnym razie ignorowane. Wiedziały instynktownie, że coś bardzo pochłania jej myśli i nie mają na to większego wpływu.

Stanęła przy oszklonej ścianie. Miała doskonały widok na odlatujące samoloty. Patrzyła na nie z jedną myślą. Dzisiaj też odleci jedną z tych maszyn, aż do Nowego Jorku. Odwróciła się w stronę przyjaciółek i posłała do nich uśmiech, na co odpowiedziały tym samym.

- Będę za wami tak strasznie tęsknić...Obiecajcie mi, że nasz kontakt się nie urwie- powiedziała coraz bardziej pociągając nosem.

- Oczywiście, że się nie urwie idioto!- odpowiedziała Katy mocno ją przytulając, po chwili Angela również do niej dołączyła i teraz stały na środku przejścia, w grupowym uścisku.

- Victoria, jesteś moją przyjaciółką od ponad 10 lat, nie waż się nawet myśleć, że urwę z tobą kontakt.

- Jesteście najlepsze!- uspokoiła się trochę i odsunęła na większą odległość. Rozejrzała się po najbliższym otoczeniu i zobaczyła znajomą postać, na której widok jej serce zabiło szybciej.

Stał kilka metrów dalej, oparty o czarną walizkę z położonym na niej plecakiem. Rozmawiał z towarzyszącym mu Danielem, jednocześnie jakby szukając kogoś w tłumie. Szatynka momentalnie odwróciła głowę i policzyła w myślach do dziesięciu. Jej przyjaciółki, też już go zauważyły.

Spojrzała na niego znowu i tym razem, ich spojrzenia się spotkały. Powstrzymując drżenie dłoni, zaczęła zmierzać w jego kierunku. Zrobił to samo, ciągle na nią patrząc. Po mniej niż trzydziestu sekundach stali obok siebie. Daniel również poszedł w drugą stronę i stanął obok Katherine i Angeli, przyglądając się tej sytuacji.

- Cześć Shawn- zaczęła nieśmiało dziewczyna.

- Cześć Viki.

- Nie wiem od czego zacząć... Może od tego, że lecimy tym samym samolotem w to samo miejsce o tej samej godzinie, dostałam się do wymarzonej szkoły, ale nie o tym mieliśmy tu rozmawiać.

- Czytałaś mój list, prawda?

- Tak Shawn. Ja nawet nie wiem jak to powiedzieć, ale jasny szlak! Kocham cię od roku tak samo i każdego dnia żałowałam swojej decyzji na temat naszego związku. Miałam blokadę przed powiedzeniem ci tego. Jestem po prostu beznadziejna i nie zdziwię się jeśli nie chcesz ze mną...

- Victoria!- przerwał jej łapiąc ją za obie dłonie.- Nikogo nie kochałem tak bardzo i długo jak teraz ciebie! Jedynym czego pragnąłem przez rok była chwila, w której powiesz, że też mnie chcesz. Skomplikowaliśmy to już wystarczająco, niech teraz będzie nam trochę prościej- schylił się nieznacznie i złączył ich usta w delikatnym pocałunku, który był najlepszą rzeczą, jaka przydarzyła mu się w tym roku. Ich przyjaciele zaczęli wiwatować, a oni po chwili odsunęli się od siebie .Stykali się teraz czołami obje mięli na twarzach szerokie uśmiechy.

- Kocham cię Shawn- wyszeptała tak cicho, że tylko on mógł to słyszeć.

- A ja ciebie Victorio- odparł i obkręcił ją wokół własnej osi, żeby po chwili, zamknąć w szczelnym uścisku, który oddała z taką samą siłą.

Po chwili podeszli do nich przyjaciele, pożegnali się ze wszystkimi jeszcze raz i niestety musieli zmierzać w kierunku odprawy. Nie obyło się bez łez, ostatnich słów wsparcia i obietnic szybkiego spotkania.Po przejściu wszystkich bramek i oddaniu walizek, poszli w stronę samolotu trzymając się za ręce.

Cieszyli się, że dostali kolejną szansę i rozpoczną razem nowy rozdział w Nowym Jorku, 2906 mil od domu, ale już we dwoje idąc przez trudy jakie przyniesie im życie.

Koniec

____________________________________
Zaczęłam opowiadanie w czerwcu i kończę je dzisiaj, 29 grudnia 2017 roku. Dziękuję każdemu kto je czytał, głosował, komentował. To naprawdę potrafi zmotywować do działania, choć nie mam tysięcy wyświetleń jak inni i nie będę się o to żalić ani porównywać z jakimś innym autorem, bo to, że jesteśmy inni czyni nas niepowtarzalnymi, nawet jeśli chodzi tu o mniejsze liczby wyświetleń ;). Doceniam to wszystko, bo myślałam, że będę miała z 20 wyświetleń, a jest ich ponad 280!

Życzę wam abyście dobrze spędzili ostatnie dni w roku, przypomnicie sobie wszystkie dobre chwile i powiedzcie:
2017 był moim rokiem, bo zrobiłam to, to i tamto, bo spełniłam marzenie, bo poprawiłam oceny itp. Zróbcie sobie taki rachunek myśli, a gwarantuję, że poczujecie się lepiej, jeśli tak jak ja stwierdziliście z góry, że rok był do niczego i nic nie miało sensu.

Nie wiem czy będzie druga część, ale nie planuję jej w najbliższym czasie.

Spełniajcie marzenia i zostańcie sobą.

Widzimy się w innych opowiadaniach:
Po_prostu_M💜

Let me know you ff, Shawn Mendes  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz