Rozdział I

1.8K 183 47
                                    

  - Jesteś beznadziejny! 

    Słowa Gleefula odbijały się echem w mojej głowie. Powtarzałem je jak mantrę, a łzy nie przestawały lecieć z moich oczu.

    Miał rację. Byłem beznadziejny. 

    Muszę się bardziej skupić na nauce, włożyć w to więcej siły, inaczej nigdy mi się nie uda. Nigdy nie uratuję Bill'a. Nie chcę żyć bez niego. Czy naprawdę dopiero jego śmierć musiała uświadomić mi, że jest dla mnie ważny? Dlaczego nie potrafiłem zrozumieć tego wcześniej? To wszystko mogło potoczyć się inaczej. Mogłem być szczęśliwy, razem z nim.

  - Dipdip? - cichy szept poderwał mnie do siadu. Jak poparzony odskoczyłem od pierzyny, na której jeszcze chwilę temu leżałem pogrążony w myślach. - Coś się stało?

    Poczułem chłodne powietrze na policzkach. Na mokrej od łez twarzy bardziej odczuwałem panujący w pokoju chłód. Razem z Mabel do środka wślizgnął się mróz z korytarzy. Spojrzałem z lekką paniką na ledwo widoczną w panującej ciemności brunetkę. Nie mogłem się ruszyć. Nie mogłem wytrzeć twarzy. Było za ciemno, nie była w stanie zobaczyć moich łez.

  - Co? - spytałem zachrypłym głosem, po czym odkaszlnąłem. - T - Tak, czemu pytasz? - zająknąłem się, czując, że mięsień mojego prawego policzka zaczyna drżeć.

  - Nie przyszedłeś na kolację. Nie masz apetytu? - wyraźnie wyczuwalna w jej głosie troska przyprawiła mnie o gęsią skórkę. Miałem wyrzuty sumienia, że przez moją własną nieudolność Mabel musiała się o mnie martwić.

  - Jadłem wcześniej. - skłamałem. - Coś chcesz? Muszę się uczyć. - burknąłem.

  - Jesteś zły? - zapytała speszona. Kątem oka dostrzegłem, że ścisnęła mocniej klamkę, jakby przestraszona. - Dip, jestem twoją bliźniaczką, jeśli coś się dzieje...

  - Wyjdź! - krzyknąłem, wtrącając się w jej wypowiedź. Brunetka lekko drgnęła. Nie widziałem jej wyrazu twarzy, było za ciemno, jednak, szczerze, wolałem nie widzieć uczuć na niej wymalowanych. - Po prostu... Daj mi posiedzieć samemu... Proszę. -starałem się opanować drżenie głosu.

    Przez chwilę zapanowała między nami cisza. Mabel wpatrywała się w moim kierunku, by po chwili odwrócić spojrzenie w bok. Wyraźnie zmieszana i spięta zaczęła delikatnie ściskać swoje ramię trzęsącą się dłonią. 

  - Dobrze. - wyszeptała. - Jak będziesz chciał porozmawiać, to przyjdź. Będę z Gleeful'em w sali eliksirów. 

    Przytaknąłem i uśmiechnąłem się delikatnie. Wyszła, a ja odetchnąłem z ulgą. W końcu mogłem doprowadzić się do porządku. Wziąłem chustkę z biurka, w którą wytarłem twarz.

    Skierowałem wzrok na blat, na którym znajdowało się przezroczyste, szklane naczynie z fioletowym proszkiem. Przekląłem na sam jego widok, jednak szybko się zmotywowałem do wzięci naczynia w dłoń i spojrzenia na jej zawartość przenikliwym wzrokiem.

    Gleeful powiedział, że siłą woli muszę zmienić kolor tego proszku na biel. Nauczył mnie wydobywać z Siebie magię, jednak skupienie jej w jednym miejscu by zmienić kolor jakiegoś głupiego proszku było bardziej skomplikowane niż sądziłem. Na początku myślałem, że robi sobie ze mnie żarty, jednak powaga z jaką dawał mi wskazówki na to nie wskazywała. Po godzinach siedzenia nad tym proszkiem i studiowania ksiąg, udało mi się zmienić jej kolor, jednak nie na biel, a ciemny brąz. Spaliłem go, przywołując w dłoniach ogień.

    Westchnąłem przeciągle, marszcząc brwi. Od samego patrzenia na ten proszek, coś mnie w środku skręcało, jednak poddawanie się nie było w moim stylu. Wysypałem go odrobinę na rękę, czując się tym samym do podjęcia kolejnej próby. Odłożyłem szklane naczynie na biurko, a następnie całą uwagę poświęciłem trzymanej w dłoni, odrobinie pyłu. Zacisnąłem desperacko oczy, a następnie przykryłem proszek dłonią, skupiając się tym samym na nim jeszcze bardziej.

Lekcja Czarów (Prześladowca Cz. 2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz