Rozdział IX

1K 148 106
                                    

- Kim jesteś? - niepewnie wyrzuciłem z ust te pytanie. Nie była to energia, Will'a, Gleefula, czy też innej postaci, którą poznałem.

Mimo, że nie znałem energii Bill'a, wiedziałem, że to nie może być on. Czułem intencje tego demona. Wyczuwałem strach, a maska pewności siebie miała go przysłonić. Może przed zwykłą osobą udałoby mu się, jednak nie przede mną.

Demon ostrożnie odsunął się. Dostrzegłem zachwianie w jego postawie, jednak mimo to, że jego źrenica się pomniejszyła, a sam wzrok zdawał się chwilami wędrować w bliżej nieokreślone mi kierunki, ten wciąż starał się udawać pewnego siebie Bill'a, który nie wiedział czym są emocje.

- Sosenko, nie żartuj sobie. - prychnął, zaciskając dłonie w pięści. - I nie odwracaj kota ogonem. Jeśli myślisz, że mnie zmylisz i tu zosta-

- Nie nazywaj mnie tak, podrubo. - wysyczałem. Mimo wszystko nie chciałem, by ktokolwiek inny nazywał mnie tak, jak zwykł to robić Bill. - Kto cię tu zesłał?

Demon zdawał się być coraz bardziej zirytowany moją postawą. Jednak tylko zdawał. Czułem jego prawdziwe emocje. Panikę, strach. Nie ważne jak by się starał, nie ukryłby ich przede mną.

W jego dłoni pojawił się błękitny płomień, jednak, nawet to mu nie wyszło. Miał odcienie zieleni. Jakby turkus.

- Przybyłem tu z własnej woli. Chciałem ci zrobić przysługę. A ty... Uh! - burknął, uderzając ręką w ścianę. Pozostawił na niej ciemny ślad od ognia. - Chrzanię to. Powiedziałem co miałem. A teraz zni -

- Co sie stało z Bill'em? - wtrąciłem. Znudziła mi się ta cała szopka. Chciałem sie w końcu dowiedziec prawdy. Nie przestanę go szukać, bo jakiś klon od siedmiu boleści kazał mi to zrobić.

  - Okej, Blugg, starczy. - usłyszałem głos Bill'a, jednak tym razem nie powiedziała to ta atrapa. Wywnioskowałem to po tym, że wyglądał na zaskoczonego i nerwowo rozglądał się na boki.

  - O - Okej... Wybacz Bill. - trójkąt zleciał na ziemie, a po chwili jego forma zaczęła sie sypać. Z prochu na ziemi wyłoniło się stworzenie, nieco przypominające rudego kota, jednak bez uszu. Na plecach miało spore skrzydła, którymi poruszyło otrzepując je z prochu. Stworzenie Rozejrzało sie po pokoju, szukając wzrokiem Billa, jednak tak samo jak ja, nie mogło go znaleźć.

  - B - Bil..? - wyszeptałem. - Pokaż się, proszę... - Poczułem, że ponownie się Trzese. Miałem nadzieję, że to w końcu on, że to nie jest kolejna część tej całej szopki. Po chwili ściana na przeciwko mnie zaczęła się świecić, niemal była biała. Po chwili Dostrzegłem przebijającą się sylwetkę bila, która nieśmiało przenikała ścianę. Miał postać człowieka. Moje ciało momentalnie zdetwiało. Nie mogłem się poruszyć.

  - Nic sie nie stało. - westchnął zrezygnowany, machając dłonią. Na ten gest, mały, skrzydlaty demon bez słowa poleciał do okna, które po chwili otworzył. nie odwracajac sie za siebie wyleciał przez nie i zniknął w ciemności. - Dipper jest po prostu zbyt inteligentny. - dodał bardziej do siebie, bo towarzysz nie miał go już jak usłyszeć. Odwrócił wzrok w moim kierunku. Objął mnie nic nie mówiącym mi spojrzeniem. - Mam nadzieję, że rozumiesz, dlaczego go tutaj wysłałem zamiast pojawić się osobiście? - pokiwałem przecząco głową. Bill westchnął. - Może i jestem demonem, jednak to co dostałem jako człowiek zostało. Wszystkie emocje, które siedziały we mnie wciąż tu są, ale teraz już je rozumiem.

    Otworzyłem szeroko oczy. Myśl, że Bill Ciper, bezwzględny i okrutny demon w swojej najczystrzej postaci wciąż ma emocje, była dla mnie abstrakcyjna. Byłem pogodzony z tym, że nie będę miał go u boku właśnie przez brak uczuć, jednak nawet mimo to, wciąż chciałem go uratować i żyć nadzieją, że mnie nie zostawi. Teraz, gdy ten dalej wszystko czuje, może zostanie ze mną? Może uda mi się go przekonać by przy mnie trwał?

    Wiedziałem, że przysłał tu kogoś innego, by ten odwalił całą czarną robotę za niego. Zdawałem sobie też sprawę z tego,  że nie chciał być naklaniany do zostania, ale ja nie chciałem dać mu odejść tak łatwo. Chciał zabić we mnie nadzieję, jednak ja na to nie pozwolę.

  - Czyli... Chcesz powiedzieć, że...

  - Żywię do ciebie zapewne tak samo mocne uczucie jak ty do mnie, ale nie możemy być blisko siebie. - wyszeptał, odwracając wzrok. Widać było, że boli go zaistniała sytuacja. Podszedł bliżej, by następnie usiąść obok, na brzegu łóżka. - Wysłałem go, bo nie byłem pewny, czy sam byłbym w stanie to wszystko powiedzieć.

    Przygryzłem dolną wargę, powstrzymując się od płaczu.

  - Bill, ale tutaj Cie nie znajdą, możesz żyć z nami. Tu będziesz bezpieczny, tak jak ja i Mabel. - wstałem i nerwowym krokiem zacząłem krążyć po pokoju. - Uwierz mi, bardzo się tu przydasz! Możesz pomóc mi łapać potwory do tajemniczej chaty... Wiele z nich jest tak dużych, że sam nie daje im rady!! - z chwili na chwilę mówiłem coraz szybciej, nie mogłem powstrzymać potoku słów, ponieważ tylko on trzymał mnie przed płaczem.

  - Dipper...

  - Albo jakbyś chciał, możesz po prostu pracować na kasie! Wendy znalazła inną pracę, a Mabel nie lubi robic za sprzedawcę, możesz ją zmienić..!

  - Proszę, przestań...

  - Albo... Albo... - kończyły mi się pomysły. - Możesz ze mną przeprowadzać inwentaryzację, będziemy razem sprawdzać towar. Naprawdę się przydasz, uwie... - urwałem. Blondyn pociągnął mnie nagle do siebie i zrobił coś, czego bym się nie spodziewał.

    Pocałował mnie.

    Delikatnie złączył nasze usta w pocałunku, by po chwili zacząć delikatnie poruszać wargami. Zacisnąłem dłonie na materiale jego koszulki, a z moich oczu zaczęły spływać pojedyncze łzy. Gdy demon pogłębił pocałunek, nie stawiałem oporu, nie walczylem z nim też o dominacje. Oddałem się chwili.

    Nie chciałem go tracić. Nie znowu. Za dużo z nim przeżyłem, za dużo o niego walczylem. Pokochałem go, byłem tego pewny. Jego strata, za każdym razem, była jak nóż prosto w serce. 

    Moje dłonie co chwila łapały materiał jego szarego swetra, by po paru sekundach rozluźniać uścisk. Gdy blondyn przerwał pocałunek, spojrzałem na niego zaszklonymi oczyma.

  - Muszę odejść. Nie mogę cię narażać.

  - Co zamierzasz zrobić, gdy już znikniesz? - wyszeptałem.

  - Oddam się w ręce nowej rady. Zostanę ukarany za to, co zrobiłem. Proszę, nie ratuj mnie.

  - Bill... Proszę, nie... Zostań ze mną. Nie musisz zostać ukarany. Nikt przez ciebie nie zginął, a straty wynagrodzić możesz przez pracę w mieście. - spojrzałem mu prosto w oczy, a dłoń położyłem na jego twarzy. - Proszę, zostań.

    Odpowiedziała mi cisza, która zdawała się trwać długie minuty. Z każda sekundą stresowałem się coraz bardziej. Jeżeli teraz by zniknął, wiedziałem, że nie miałbym już o co walczyć. Że to byłby koniec. Nie chcialem do tego dopuścić.

  - Dobrze. - odparł półszeptem, a mi momentalnie zrobiło się ciepło. Odruchowo przytuliłem go.

  - Dziękuję.

Lekcja Czarów (Prześladowca Cz. 2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz