Rozdział IV

1.2K 180 75
                                    

    Chyba jeszcze nigdy nie byłem tak wściekły.

    Ten... Przeklęty Gleeful! Jak on śmiał?! Zmarnowałem tyle czasu na opanowanie techniki wskrzeszenia, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że okaże się ona bezużyteczna! On musiał wiedzieć, że Bill'a tam nie ma! 

    Zacisnąłem dłoń w pięść, by następnie z całej siły uderzyć nią w korę pobliskiego drzewa. Bolało, ale to nie miało znaczenia, potrzebowałem odreagować. Uderzyłem raz drugi, trzeci, czwarty, piąty... Przestałem dopiero w momencie, gdy poczułem metaliczny posmak w ustach. Przegryzłem wargę, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, dopiero wraz z tym smakiem, przyszedł ból. Trzęsąc się, odsunąłem się od drzewa.

    Na korze została czerwona ciecz, nie dużo, jednak widocznie odróżniająca się barwą od ciemnego brązu. Otworzyłem szeroko oczy, by następnie zupełnie obojętnym wzrokiem spojrzeć na dłoń pokrytą krwią. 

  - Chrzanić to wszystko. - wychrypiałem.

    Odwróciłem się w kierunku grobu, z którego przed chwilą wyszedłem. Zamknąłem oczy i wciągnąłem głęboko powietrze, by szybko wypuścić je ustami. Podszedłem bliżej, by następnie kopnąć wbitą w górkę ziemi łopatę, która wpadła prosto do dziury.

  - Nie będziesz mi dłużej potrzebna.

    Pstryknąłem palcami. Gdy obraz przede mną zmienił się w zamkowy hol, szybko ruszyłem do komnaty Gleefula. On musiał mi to wszystko wyjaśnić. Im bliżej byłem drzwi, tym coraz bardziej rosła we mnie frustracja. W końcu, gdy znalazłem się obok nich, zapukałem z największą siłą jaką mogłem z siebie wykrzesać i nie czekając na jego przyzwolenie, wszedłem do środka. 

  - Gleeful! - krzyknąłem od progu. Siedział przy biurku pisząc coś, nawet na mnie nie spojrzał, jednak jego wargi uniosły się w zgryźliwym uśmieszku. - Chyba powinieneś mi coś wyjaśnić.

  - O co chodzi, Pines? - włożył pióro do fiolki z atramentem, by następnie wyprostować się i spojrzeć mi w oczy. - Jak Ci poszło? -zmierzył mnie wzrokiem, ostatecznie zawieszając go na mojej poharatanej dłoni, z której wciąż leciała krew. - Masz w niej w ogóle jeszcze czucie? 

  - Nie wiem, nie obchodzi mnie to. - odparłem zgodnie z tym co czułem, nie to było w tym momencie ważne. - Wiedziałeś od początku, przyznaj się!

  - O czym? - przekrzywił głowę w bok i udał, że się zastanawia. - Ah, chodzi ci o to, że Bill został teleportowany z trumny w momencie, gdy włożyliśmy go pod ziemie? - zmarszczył brwi. - Nie pytałeś.

    Zamarłem. Tak po prostu zataił to przede mną, ucząc mnie tego wszystkiego tyle czasu?

  - Jak mogłeś..? - spytałem pół szeptem, ze wzrokiem wbitym w ziemię. Moje ciało zaczęło się trząść. - Gdzie on teraz jest? - uniosłem niepewnie wzrok, by spojrzeć wprost w jego błękitne, przenikliwe oczy.

  - Jakie to ma znaczenie? I tak więcej go nie zobaczysz.

    Nagle mnie oświeciło. Skoro zabrali go z trumny, oznacza to, że teraz pewnie gdzieś tam żyje. Poczułem jak rytm mojego serca gwałtownie przyspiesza.

  - Czy on żyje?! - podbiegłem nagle do Gleefula, przez co spojrzał na mnie zdziwiony tym nieoczekiwanym ruchem z mojej strony.

    Westchnął ciężko.

  - Tak, żyje. Ale uwierz mi, że dla niego w tym wypadku lepsza byłaby śmierć.

   Zamrugałem.

  - J - Jak to...  Śmierć...? Gdzie on jest..?! Co się z nim dzieje?! - krzyknąłem, uderzając zaciśniętą pięścią w biurko. Czułem złość. Okropną, wielką, przeszywającą mnie złość na Gleefula, który cały ten czas się mną bawił, jak marionetką, a ja się go słuchałem tępo zaślepiony chęcią uratowania Bill'a.

  - Jest w galaktycznym więzieniu pod zaostrzonym nadzorem. Dokładnie w galaktyce IC 1011, w samym jej centrum. Rada stwierdziła, że zginął za szybko. Miał cierpieć, to cierpieć będzie, ale teraz poddawany eksperymentom i torturą, które powoli wysysać z niego będą magię, bez której powoli będzie ginąć.

  - Dlaczego do tego dopuściłeś? - spytałem zachrypniętym głosem, nie mogąc uwierzyć w to, na co skazany jest teraz Bill. Gdybym tylko go rano obudził, zabrał do szkoły... Wszystko byłoby normalne, takie jak dawniej, a może i lepsze. Byłby tu ze mną...

    Po chwili skarciłem się w myślach. Nie mogę się o to dłużej obwiniać, bite miesiące ciągle o tym myślałem, w kółko... I w kółko... I w kółko. Już starczy, to nie była moja wina. A przynajmniej, wolałem tak myśleć.

  - "Dopuściłem"? - prychnął. - To co się z nim dzieje to nie mój interes, decyzje podejmuje Rada . Fakt, że mi ufają, nie oznacza, że wysłuchaliby mnie, nawet gdybym ich o to poprosił.

    Westchnąłem ciężko, a w kącikach moich oczu zabłysnęły łzy. Łzy pełne zawiedzenia i desperacji.

  - Chcesz mi teraz powiedzieć, że tak po prostu go straciłem? Dopiero co uczyłeś mnie wskrzeszenia, bym mógł go uratować!

  - Nigdy nie mówiłem, że on w tej trumnie jest. - machnął ręką. - Ty to sobie wmówiłeś.

    Zamilkłem. To prawda, nigdy mi tego nie powiedział, ale przecież to było oczywiste... Skąd mogłem wiedzieć, że go stamtąd wyciągną...?

    Zacisnąłem usta, a następnie odwróciłem się i pośpiesznie opuściłemu jego komnatę. Dopiero teraz zacisnąłem powieki, pozwalając łzą swobodnie spłynąć w dół. Oparłem się plecami o ścianę i zasłoniłem dłońmi twarz.

  - To nie może się tak skończyć... - wyszeptałem. Opuściłem ręce wzdłuż ciała, po czym zagryzłem wargę i zacisnąłem dłoń w pięść. Uderzyłem nią o ścianę za mną. - Nie może...! - powiedziałem już głośniej. Kątem oka dostrzegłem ruch za kolumnami. Ten głupi, podstępny demon się tam chował. Pewnie się mnie bał. I dobrze, on też wiedział o wszystkim przede mną. - Will! - usłyszałem huk, dźwięk rozbijanej porcelany. Wytarłem twarz. Pewnym krokiem ruszyłem w kierunku, z którego usłyszałem ten hałas. Will z zapłakaną twarzą starał się za pomocą magii naprawić zbitą przez siebie wazę. - Zostaw to i się uspokój, ja to naprawię. - spojrzał na mnie wyraźnie przestraszony, po czym wszystkie jeszcze przed chwilą lewitujące kawałki porcelany, opadły powoli na ziemię. Skupiłem się na nich, złączyłem, skleiłem i odłożyłem na miejsce. - A teraz - spojrzałem na trzęsącego się Willa. - powiesz mi jak dotrzeć do tego przeklętego więzienia.

***

    Stałem nad niebieskowłosym, który trzęsącą się dłonią wskazywał mi poszczególne miejsca na szczegółowo rozrysowanej mapie budynku.

  - Tu jest układ wentylacji, który pozwoli ci dotrzeć prosto do celi, ale zanim do niej trafisz, musisz dotrzeć do szybu z piwnicy. Od niej zaczniesz. - przejechał palcem po przedtem wspomnianej wentylacji, która na planie oznaczona była zielonymi kreskami. Następnie zakreślił kółko na szarym prostokącie, który symbolizował wspomnianą piwnicą. - W szybach są czujniki wykrywające magię, dlatego dam ci osłonę, która cię przed nimi ukryje. - skinąłem głową. - Dam ci też coś do ataku i obrony, na wypadek, gdyby cię wykryli i musiałbyś walczyć, choć wtedy, zamiast tego, sugeruję ucieczkę. - spojrzał na mnie. - Ale to będzie równoznaczne z utratą Bill'a.

    Przełknąłem głośno ślinę. Zapowiada się ciężko, ale nikt nie mówił, że będzie to łatwe zadanie... I bezpieczne.

    Will nagle zwinął mapę i wstał.

  - Wyśpij się, jutro cię tam wyślę, wyposażę i opowiem resztę. - powiedział poważnym głosem.

    Skinąłem głową, a następnie doprowadziłem go wzrokiem do wyjścia. Gdy złapał za klamkę, spojrzał na mnie i się uśmiechnął.

  - Mam nadzieję, że Ci się uda... - powiedział, po czym wyszedł szybko.

    Uśmiechnąłem się, po czym odwróciłem się na pięcie i usiadłem na łóżku. Muszę się wyspać, tak jak powiedział, ale czy dam radę? 

Lekcja Czarów (Prześladowca Cz. 2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz