Rozdział 5. ''Unexpected reunions''

1.8K 136 44
                                    

Bellamy przyglądał się z uwagą Madi, która czuła, że powiedziała o kilka słów za dużo.
Miała nie zdradzić swojej opiekunki, a zrobiła to bez większego wysiłku. Była więc zła na siebie.

- Mówisz o... Clarke? - spojrzał się na nią niepewnie.

Tak bardzo pragnął usłyszeć, że żyła. Nie wiedział, jak jego życie toczyłoby się bez niej. Czuł się pusty w środku, choć pokazywał, że był ze wszystkimi cały czas obecny.

Madi odwróciła się w jego stronę i pokiwała twierdząco głową.

Bellamy cofnął się o krok do tyłu i zaczerpnął powietrza. Nie, to nie mogła być prawda. Nawet, jeśli wcześniej nóż był dowodem. Chyba nie chciał dopuścić do siebie tego. Łzy szczęścia od razu spłynęły po jego oczach. Mógł w końcu odetchnąć. Jego druga połowa, jego rozum był dalej z nim.

Uśmiechnął się do siebie. Nie dowierzał.

- Nie powinnam rozmawiać z Wami bez niej - podeszła do Bellamy'ego i dotknęła jego ręki swoją, o wiele mniejszą dłonią.

Ten odwrócił się i uśmiechnął do niej.

Madi zauważyła jego łzy i posmutniała od razu. Domyślała się dlaczego płakał, ale nie chciała pytać. Jak się domyśliła i również z opowieści Clarke, wywnioskowała, że nie byli sobie obojętni. W dodatku te rysunki w szkicowniku...

- Przestaniesz płakać? Proszę - spojrzał na nią, a potem kucnął tak, aby być w jej wzroście.

Potem przytulił ją do siebie.

K O S M O S

4,5 ROKU WCZEŚNIEJ

- Monty, obiad jest okropny - westchnął Bellamy, ale i tak, spożywał go dalej.

Wszyscy byli głodni, a zapasy zaczynały się kończyć. Nie ważne było, czy jedzenie miało jakikolwiek smak. Tylko aby każdy się choć trochę pożywił.

Monty uśmiechnął się krzywo, po czym odpowiedział:

- Niedługo zjemy normalne jedzenie, prawda Pani mechanik? - zwrócił się do Raven, która siedziała na swoim krześle inaczej niż wszyscy.

- Monty... tłumaczyłam już. Na razie nigdzie się nie ruszymy. Maszyna ze mną nie współpracuje.

Wszyscy momentalnie zwrócili swój wzrok w stronę Bellamy'ego, który po usłyszanych słowach wyszedł z pomieszczenia.

Z I E M I A

TERAZ

Clarke szykowała sie na wyjście z chatki, bo jej podopieczna - Madi, uciekła. Jej ojciec Mark, który niedawno się odnalazł, przyszedł do ich chaty i bardzo przestraszył córkę. Po pytaniu Clarke, czemu ją zostawił, machnął ręką i niestety zrzucił winę na jej nieżyjącą matkę.

Myśli Griffin w dalszym ciągu krążyły wokół statku z więźniami, który przyleciał podczas jej próby nawiązania kontaktu z Bellamy'm i kosmosem.

Nic jej wtedy nie zrobili. Po prostu odlecieli, co bardzo ją niepokoiło.

Codziennie, gdy Madi jeszcze spała, chodziła do lasu i szukała jakichkolwiek śladów owego statku, ale niestety nie było żadnego. To jeszcze bardziej podburzało w niej niepokój i myśl o tym, że Madi była skazana na niebezpieczeństwo razem z nią.

Pewnego poranka postanowiła wybrać się w miejsce, gdzie jeszcze przed sześcioma laty stała ''kapsuła'', którą tu kiedyś przylecieli.
Bardzo za tym tęskniła. Za tym beztroskim czasem, gdy byli sami i radzili sobie. Gdy po prostu nie zawsze im się udawało, ale próbowali. Wiedziała, że to wszystko już nigdy nie wróci, choć czasem łudziła się. Teraz już nawet nie wierzyła w to, że jej przyjaciele wrócą z kosmosu.

Czas po Praimfaya'i dawno minął. Co więc stawało im na drodze? Bała się. Panicznie bała się, że coś im się stało, ale nie chciała tak myśleć. Więc myślała o tym, że sprzęt nie był gotowy do wylotu lub brakowało im jakiejś części. To było najlepsze rozwiązanie, bo nie mogła się zadręczać.

Takim sposobem starała się żyć dalej, choć było ciężej, niż się tego spodziewała.

Z I E M I A

TERAZ (Polis)

Bellamy dołączył do przyjaciół i pierwszymi słowami, które do nich skierował było powiedzenie, że Clarke żyje. Nie mógł trzymać tego krótko dla siebie. W tym momencie radość rozpierała jego serce.

Echo nieco skołowana odwróciła się w jego stronę i spojrzała z przykrością w oczach.

Bellamy nie mógł rozgryźć jej spojrzenia.

- Przecież poświęciła się dla nas. Ona nie żyje, Bellamy.

Bellamy poczuł chwilową złość ogarniającą jego ciało.

W porządku. Na Arce można powiedzieć, że nie chcieli się pozabijać, ale nie ufał jej w dalszym ciągu. A przynajmniej nie tak, jak ona by tego chciała. Kilka razy chciał zapomnieć o Clarke, więc pozwalał na zbliżenie się do siebie Echo. Pech jednak chciał, że Blake nie mógł znieść całego bólu związanego ze stratą Griffin.

Tak teraz, te słowa zabolały go.

- Echo, Clarke żyje. Jest opiekunką Madi - dziewczynka, o której wspomniał Bellamy, dopiero teraz wyszła przed szereg.

Skierowała się w stronę zdezorientowanej Raven.

- Ty pewnie jesteś Panią Raven - wskazała na brunetkę i podeszła bliżej. - Clarke Cię pięknie narysowała w szkicowniku. A ty jesteś Panią Emori - tym razem wskazała na dziewczynę Murphy'ego. - Masz ładne znamię na twarzy! - uśmiechnęła się do niej, co o dziwo, Emori odwzajemniła.

Murphy i Monty podeszli do Bellamy'ego w czasie, kiedy dziewczyny rozmawiały z Madi.

- Mówiłeś serio..., że Clarke żyje? - powiedział Murphy.

Bellamy spojrzał na niego spod byka i kiwnął głową, potwierdzając wcześniejsze słowa.

- Jakim cudem? - tym razem odezwał się Monty, który długo nic nie mówił. Zmierzwił włosy, jakby miało mu to pomóc pomyśleć.

- Krew, Monty. Krew zadziałała. Jestem pewny, że to przez krew - Blake uśmiechnął się nieśmiało i odetchnął z ulgą po raz kolejny. Potem ominął chłopaków, tym razem podchodząc do dziewczyn.

Madi, gdy zobaczyła Bellamy'ego, uśmiechnęła się radośnie.

- Panie Bellamy, pomożemy ludziom z bunkra? Chciałabym zobaczyć wojowniczkę Octavię. Clarke nie pozwala mi tu chodzić bez niej, a odkąd wiele razy nie udało nam się otworzyć bunkra... poddała się. Mój drogi Boże! Przecież ja uciekłam, bo...  zapewne się martwi... Musimy wrócić do naszej chaty, natychmiast!

Madi zaczęła panikować, czym zwróciła na siebie uwagę wszystkich. Potem doszedł stres, bo nigdy nie przebywała przy takiej ilości osób. A na koniec..., dziewczynka czuła słone łzy. Przestraszyła się.

Raven podbiegła do niej i niepewnie kucnęła, aby potem ją przytulić. Co ważniejsze, uspokoić i zapewnić, że nic złego się nie dzieje i zaraz znajdą Griffin.

- Bellamy, Murphy i Monty, idźcie po Clarke. My tu zostaniemy - Raven zawiesiła wzrok na Madi, która teraz przytaknęła i odsunęła się od niej.

Pozwoliła iść chłopakom. Przecież znali las jak własną kieszeń. Co mogło pójść nie tak?

Mieli tylko odebrać Clarke.

- - -
(rozdział został poprawiony 17.02.2022)
Dziękuję za wszystkie miłe słowa!

Nadal Mam Nadzieję | Bellarke Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz