Rozdział 4. ''New friendships"

1.7K 127 61
                                    

Bellamy cały czas myślał o tym, co przed krótką chwilą się wydarzyło. Był całkowicie pewien, że nóż należał do Clarke, ale prędko odpędził tę myśl od siebie.

To było zupełnie niemożliwe. Jeśli ktoś nie żył, nie mógł zostawiać po sobie noży. Nie, gdy w drogę wchodziły zniszczenia po takiej klęsce jak Praimfaya.

Bellamy dotarł do Polis okrężną drogą, bo przestał myśleć o nożu. Pierwszym, co zobaczył było doszczętne zniszczenie. Zrobiło mu się potwornie niedobrze w jednej chwili.

Później w oczy rzucili mi się przyjaciele, którzy stali przy wejściu do bunkra. Starali się je otworzyć.

Nie mógł się doczekać, aż opowie im, co go spotkało. Podbiegł dość głośno i spotkał się ze wściekłym spojrzeniem Raven, lekceważącym Echo i zmartwionym reszty.

- Gdzie żeś był idioto! - Reyes krzyknęła głośno i podeszła do niego. Po dość krótkiej chwili ciszy i zdenerwowania, wszyscy momentalnie usłyszeli szelest w krzakach, przy lesie.

Odwrócili się w tamtym kierunku i zobaczyli jakąś dziewczynkę.

Raven już chciała do niej podejść, ale Bellamy jej przeszkodził.

Mechanik skrzywiła się i odeszła kilka kroków do tyłu, aby Bellamy wytłumaczył jej, o co chodziło i czemu nie pozwolił jej tam podejść. Nawet w słowach nie mogła wyrazić złości, którą każdy mógł wyczuć na kilometr. Bellamy zniknął tak po prostu, nie dał znaku. Ale Raven zapaliła się zielona lampka. Brunet robił to samo na Arce, ale teraz byli już na ziemi. Powinien się w końcu chociaż trochę ogarnąć i obudzić. Raven myślała bardzo instynktownie i nie miała w głowie uczuć, a przynajmniej teraz. Po prostu wszystko ją bolało, cierpiała.

- Ta dziewczynka uderzyła mnie czymś w głowę. Zemdlałem, a później rzuciła we mnie nożem. Jestem tu, bo udało mi się uciec - powiedział na jednym tchu Bellamy.

Murphy spojrzał na dziewczynkę, która dalej stała w bezpiecznej dla reszty odległości, a później wzrok skierował z powrotem na Bellamy'ego.

Po chwili zaczął się śmiać.

- Ta, a ja zostawiłem w kosmosie słonia w butelce. Dobre żarty, Bellamy. Co taka mała... - nie dane było mu dokończyć, bo zwinnym ruchem, wspomniana wcześniej dziewczynka rzuciła teraz czymś w Murphy'ego.

Dostał również w nogę. Spojrzał się na tę istotkę zaskoczony i zaczął wyciągać cokolwiek miał w nodze. Jak się okazało, był to nóż, ale zdecydowanie mniejszy, podobny do włóczni, które mieli Ziemianie wiele lat temu.

- Co do cholery?! - krzyknął i odwrócił się w stronę Emori, która nie wyrażała jakiegokolwiek zainteresowania. - Em, pomożesz? Proszę? - uśmiechnął się słabo.

Emori podeszła do niego i bez żadnych skrupułów wyjęła nóż-włócznię z nogi chłopaka. Potem odeszła kilka kroków do tyłu i zaczęła rozmawiać z Harper i Monty'm.

Bellamy wyszedł przed szereg i spojrzał się na dziewczynkę.

Reszta uważnie mu się przyglądała. Czekali na rozwój akcji.

- Przepraszam, że uciekłem, młoda istoto, ale sama wiesz... - Bellamy teraz podszedł bliżej do dziewczynki i kucnął przed nią. O dziwo, teraz nie miała zamiaru rzucać w niego nożami lub innymi, ostrymi przedmiotami. - Zdradzisz mi swoje imię? - zapytał i uśmiechnął się nieśmiało do młodej.

Ta tylko przytaknęła.

- Jestem Madi.

Jakie śliczne imię - pomyślał Bellamy.

Nadal Mam Nadzieję | Bellarke Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz