Rozdział 3. ''Unexpected words''

1.9K 139 77
                                    

K O S M O S

Dwa lata wcześniej

Bellamy jak codziennie stał przy wielkiej szybie, przez którą miał widok na Ziemię, a raczej pozostałości po niej.

Nie mógł uwierzyć w to, jak wszystko, co starali się naprawić, zniknęło w sekundzie.

Bolało go serce. Czuł się źle.

W dalszym ciągu patrzył i zastanawiał się, w jak okropnym stanie ją zastaną, gdy w końcu wrócą. On naprawdę nie chciał tam wracać. Wiedział, co to oznaczało. Na głos tego nie powiedział, nie miał tyle odwagi. Czuł się rozdarty. Strata Octavii i Clarke zniszczyła go psychicznie. Fizycznie był obecny ze wszystkimi. Jednak nie zawsze słuchał. Najzwyczajniej nie miał siły. Potrzebował czasu, ale nie wiedział ile. To wszystko kosztowało go zdecydowanie za dużo. Dlaczego tak bardzo cierpiał? Czy zasłużył na to wszystko?

Z chwilowego otępienia wyrwała go Raven, która podeszła z kubkiem herbaty.

Uśmiechnął się słabo i odebrał ją od Reyes.
Ta odwzajemniła uśmiech i już miała odchodzić, ale Bellamy spojrzał na nią wzrokiem, który mówił, żeby została z nim chwilkę.

Raven nie protestowała. Chciała jakoś pomóc Bellamy'emu pogodzić się z tym wszystkim, ale nie wiedziała jak. Sama była w totalnej rozsypce, ale nie pokazywała tego. Nie mogła, bo przecież musiała ich ''teleportować'' na ziemię za dwa lata. Dlatego też udoskonaliła w sobie nie pokazywanie emocji.

Odezwała się po dłuższej chwili milczenia.

- Jeszcze tylko dwa lata - wysiliła się na uśmiech.

Mimo wszystko cieszyła się, że już było mniej niż dalej do ich powrotu.

- Aż dwa lata, Raven.

Blake uśmiechnął się teraz szczerze.

Raven poklepała go po ramieniu i poszła do Murphy'ego.

Z I E M I A

Teraz

Bellamy obudził się, od razu czując silny ból głowy.

Na początku próbował wstać, ale niestety nie udało mu się. Później starał się przypomnieć sobie, co stało się przed chwilą. Kto go tak mocno uderzył? Przecież nikt z jego przyjaciół nie zrobiłby czegoś takiego, no chyba że Echo... Jednak to całkiem inna sprawa.

Poza nimi nie było nikogo, bo osoby z bunkra były cały czas w tym samym miejscu.

Więc kim był jego cichy prześladowca?

Odwrócił głowę, aby przyjrzeć się, gdzie dokladnie się znajdował.

Jakaś chata.

Świetnie - pomyślał.

        * * *         

- Raven, uspokój się już - Monty podszedł do przyjaciółki i próbował złagodzić sytuację.

Raven już od co najmniej godziny siłowała się z otworzeniem włazu, który powinien umożliwić dostanie się do wnętrza bunkra.

- Nie! Musimy otworzyć te cholerne drzwi, właz. Cholera wie co! - krzyknęła i od razu tego pożałowała. W żadnym wypadku nie chciała, żeby zobaczył jej zdesperowanie i bezsilność, którą tak usilnie ukrywała.

Wiedziała, że Monty nie weźmie tego na poważnie, ale że zauważy jej bezsilność.

Pokazanie emocji, które tak usilnie ukrywała.

Nadal Mam Nadzieję | Bellarke Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz