Kilka godzin później
Na ziemi trwało ognisko, podczas którego ludzie z bunkra oraz ci z kosmosu rozmawiali o wszystkim.
Clarke i Bellamy byli w dalszym ciągu pod ziemią. Po tym, jak Clarke zaczęła płakać i nie powiedziała nic, co musiał usłyszeć Bellamy, zasnęła na najbliższym łóżku, jakie zobaczyła. Brunet cały czas przy niej czuwał. Bardzo się o nią martwił i naprawdę chciał wiedzieć, co takiego się działo, i czemu wybuchła przy wszystkich.
Miał tylko nadzieję, że nie było to związane z nim, bo nie chciałby, żeby cierpiała przez niego.
Wstał z miejsca i podszedł do drzwi, aby je otworzyć, bo nie mógł swobodnie oddychać, ale usłyszał ciche ziewnięcie, więc tylko jej uchylił i wrócił z powrotem do Clarke.
Blondynka leżała na łóżku i patrzyła się w sufit.
- Długo spałam? - to było pierwsze, co do niego powiedziała.
Miała głęboką nadzieję, że zapomniał o jej chwilowym momencie słabości. Gdy ich wszystkich tu nie było, i jeszcze gdy nie miała przy sobie Madi, płakała prawie że codziennie. Wizja tego, że była kompletnie sama, przytłaczała ją.
I mimo że samotność była dla niej dobra na początku, tak później była nie do zniesienia.
Na dłuższą metę nie była dobrym rozwiązaniem.- Kilka godzin. Reszta jest na górze, siedzą przy ognisku.
''Na górze''
Jak właściwie to brzmiało? Poza tym, że byli już wolni, Clarke dalej czuła niepewność przez zachowanie Echo. W końcu przeszkodziła im w otworzeniu bunkra, a także zabrała do obozowiska.
- Uh, to dobrze. A ty zostałeś tutaj? - Clarke uśmiechnęła się lekko w stronę Bellamy'ego.
Poczuła ulgę, że nie musiała być tu sama.
Potrzebowała go jak nikogo innego w tamtej chwili.- Jasne, nie mógłbym Cię zostawić samej - twarz Blake'a od razu przerodziła się w smutek.
Oh, a cóż zrobiłem prawie sześć lat temu? Zawiodłem ją. Zostawiłem samą.
- Widzę ten wzrok. Nie możesz się obwiniać. To musiało być zrobione - Clarke natychmiast dotknęła swoją dłonią dłoń Bellamy'ego, aby go zapewnić, że było okej. - Dałam sobie radę. Jest dobrze, przysięgam. A teraz wszyscy jesteście tutaj i od razu czuję się lepiej.
Bellamy przytaknął i dalej pozwolił Clarke na trzymanie swojej dłoni, a ona chyba zapomniała, że w dalszym ciągu ją trzymała.
- Możemy już iść na górę. Chciałabym porozmawiać z mamą o czipie.
Bellamy zrobił ten wzrok, ale wiedział, że jeśli teraz odpuściłby nie dowiedziałby się prawdy.
- Powiedz mi prawdę - Clarke puściła jego dłoń i spojrzała się na swoje ręce. - Na pewno nie tylko o to chodzi. Znam Cię.
Wcale nie znasz - pomyślała.
Zbyt wiele czasu upłynęło, aby tak mówił. Nie mógł mówić, że ją znał. Nie w tej sytuacji, po prostu nie.
- Nie znasz mnie, Bellamy. Już Ci to mówiłam.
No dobrze, mówiła. Ale cóż innego miał powiedzieć? Nie chciał przecież źle. Wiedział też, że być może był to moment, aby się choć trochę otworzyć. Przecież zawsze się jej zwierzał.
- Przepraszam, Clarke.
Clarke wzdrygnęła się lekko.
- W kosmosie było ciężko.
Clarke już chciała coś powiedzieć, ale Bellamy widocznie zrobił tak zwany ''wstęp''. Zanosiło się na długą, nieprzerwaną rozmowę.
- Na początku było potwornie ciężko. Nie mogłem pogodzić się z Twoją śmiercią. No tak, domniemaną, ale wiesz co mam na myśli. Nie mogłem uwierzyć, że już więcej Cię nie zobaczę. Że nie będę mógł ujrzeć uśmiechu, którym mnie czasem darzyłaś albo po prostu kogoś innego. Nie mogłem uwierzyć, że już więcej nie powiem Ci, jak bardzo mi pomogłaś. Jak wiele zmienilaś w moim życiu. I tak, może to nie w moim stylu... te zwierzanie się, ale po tylu rozmowach z Harper, nie umiem nie mówić o uczuciach na głos.
Clarke się uśmiechnęła, szczerze. Cieszył się tym widokiem, więc tym bardziej popchnęło go to do dalszego mówienia.
- Bywały momenty, w których nie mogłem się pozbierać. Jeśli mam być szczerym, straciłem nadzieję. Miała ją tylko Raven, ale to inna historia i ona pewnie sama Ci kiedyś opowie. Wracając, byłem dupkiem dla wszystkich, obwiniałem się za porzucenie Ciebie samej tutaj. W zasadzie dalej się obwiniam, bo to moja wina. To ja powiniem iść zamontować to cholerstwo. Nie ważne, co byłoby później. Po prostu ja powinienem tam iść.
Clarke w końcu postanowiła się odezwać.
- Zginąłbyś. Nie wybaczyłabym sobie. Mogłam iść tam sama, przecież mam czarną krew. Nie możesz się obwiniać. Przecież tutaj jestem. Cała i zdrowa. Szczęśliwa, że w końcu tu jesteś... cie. Że tu jesteście wszyscy.
Bellamy wziął głęboki oddech i dalej mówił.
- Wybacz mi, błagam.
Clarke spojrzała na niego przerażona.
Dlaczego chciał, aby mu wybaczyła?
Przecież nie był winny. Mogłaby zarzekać się o to z dosłownie każdym. Nie chciała, żeby się tak czuł. Zwłaszcza po tym, co usłyszała.Bellamy podszedł do Griffin, która stała koło łóżka. On w czasie rozmowy siedział na krześle.
- Wybacz mi to, co teraz zrobię.
Podszedł do niej jeszcze bliżej, a potem położył dłoń na jej policzku.
Następnie złożył delikatny, ale subtelny pocałunek na jej ustach.
Clarke była zbyt oszołomiona, by go odwzajemnić, ale czuła się tak, jakby świat się zatrzymał.
- J-ja - Griffin uśmiechnęła się do niego niepewnie.
Właśnie. Co teraz? Czemu to zrobił?
Pytania w głowie Clarke narastały z każdą chwilą. Przeszło jej nawet przez myśl, że mógł być w niej zakochany.
Ale prędko od siebie to odgoniła. Mógł coś do niej czuć albo był to impuls.
Nie zmieniało to faktu, że nie spodziewała się tego, ale również była szczęśliwa. Od dawna marzyła, by to zrobił.
Po tej krótkiej chwili intymności, oboje ruszyli na górę, przy użyciu liny i z pomocą Murphy'ego, który ich słyszał.
- - -
(rozdział został poprawiony 06.03.2022)
Dziękuję za wszystkie miłe słowa!
- - -
Założę się o koncert 5sos w Polsce, że nikt się nie spodziewał ostatniej sceny.
(ps, poprawiajac rozdzial w 2022 roku pragne wam oswiadczyc, ze 5sos zagra swoj pierwszy koncert w Polsce juz pod 28 kwietnia!)
CZYTASZ
Nadal Mam Nadzieję | Bellarke
FanfictionGdy kosmos i ziemia spotykają się ponownie... start Wrzesień 2017 koniec Sierpień 2018 Wszelkie prawa zastrzeżone.