Rozdział krótszy, ale chciałam, żeby rozdział drugi był podobnej długości co pierwszy, stąd 2500 słów. Mam nadzieję, że wybaczycie :*
Wiktor z Marleną stali oparci o barierkę przed szpitalem i w kompletnej ciszy gapili się przed siebie. Zamoyski zupełnie zapomniał już, że w aucie czekał na niego Julian z kotem i do powrotu specjalnie mu się nie spieszyło. Domańska wyciągnęła z torebki paczkę Marlboro. Chłopak zerknął na nie jednym okiem i z odrazą zmarszczył nos. Tamta spojrzała na niego z nieukrywaną odrazą i opakowanie na powrót wylądowało w torebce.
– Uwierz, gdybym mógł, już wypalałbym dziesiątego – mruknął na swoją obronę.
Marleny to jednak nie przekonało. Skrzyżowała ręce na piersi i głośno wypuściła powietrze, a w ślad za jej oddechem posunął obłok ulatniającej się pary. Chłód październikowego wieczoru doskwierał im oboje, a Wiktor czekał tylko na kolejny atak.
W głowie miał kompletny mętlik. Pomijając fakt, że był już paskudnie zmęczony i niezdolny do przeprowadzania bardziej złożonych procesów myślowych, to w ogóle nie chciało mu się nawet niczego zrozumieć. Ukrył twarz w dłoniach i zacisnął powieki. Kociokwik w głowie nie dawał mu się skoncentrować i czuł się jakby miał co najmniej upaść zemdlony na chodnik. Już nic nie wyglądało tak samo, wszystko się pokręciło i skomplikowało, a na dodatek został postawiony przed decyzją, której wcale nie chciał podejmować. Nigdy nie spodziewał się, że będzie musiał borykać się z tak tajemniczą uczennicą, ani tym bardziej, że wplątana będzie w to inna nauczycielka i że cała sprawa przybierze bardziej postać chorego kryminału. Wielokrotnie żałował, że to właśnie on znalazł się wtedy na dachu, ale tym razem był już w stu procentach przekonany, że jego chęć pomocy tylko wszystko utrudniła, a wręcz, że nie dość, że nie pomógł, to jeszcze zaszkodził. Westchnął głęboko i pochylił w przód. Miał dosyć.
– Jak emocje ZOMO? – spytała lekko Marlena.
– Chcę spać – wybełkotał. – Zrobiłaś mi papkę z mózgu, możesz być z siebie dumna.
– Daj spokój, to nie było aż takie trudne – parsknęła. – Z natury jesteś mało wytrzymały psychicznie, wiesz?
– Możliwe – mruknął. – Co nie zmienia faktu, że to wszystko jest chore. Dziewczyna prawie się zabija, a teraz dostaję jakieś wymagania, że niby mam odpokutowywać jej skok i wkręcacie mnie w dziwne sekty. Ja na nic się nie zgadzałem.
– Nie dziwne sekty, tylko pomoc, ZOMO. Akurat ona bardzo jej potrzebuje.
– A musicie wciągać w to mnie?
– Co ja ci poradzę, że to akurat ty stałeś na dachu i że to akurat na twoje barki postanowiła zrzucić swoje problemy?
– Niczego na mnie nie zrzuciła, ja nawet nie wiem o co chodzi.
– I póki co się raczej nie dowiesz, ale nie zmienia to faktu, że nikt nie zabrania ci się wycofać. Patrząc na twój stan zdrowia byłoby to nawet wskazane.
– Nie jestem kaleką – burknął. – Moje problemy zdrowotne w absolutnie niczym nie przeszkadzają.
– Ciekawski – parsknęła pod nosem. – Nie cierpię takich.
Uniósł brew.
– Przyjdzie taki cwaniaczek, mówi że jesteś jedyną w swoim rodzaju Bóg wie jaką anielicą i tak go ciekawi twoja anatomia, że na pierwszej randce lądujecie w łóżku i co? I nico, bo jak już odkryje to i owo, to idzie do innej. Taka to oto męska filozofia.
Zamoyski zamilkł speszony. Nie wiedział czemu, ale poczuł się w pewnym sensie adresatem jej wyrzutów, bo przecież niezaprzeczalnie sam był mężczyzną i te oskarżenia odrobinę zbiły go z tropu, tym bardziej, że według niego nie miały one najmniejszego związku z ich dyskusją.
CZYTASZ
Ujarzmić brokat [THE END]
Mystery / ThrillerCzasy studiów zostawił za sobą, lecz co teraz? Wiktor Zamoyski nie często stawiał sobie to pytanie, a decyzję o przeprowadzce do niewielkiej wsi pod Warszawą podjął głównie ze względów zdrowotnych. Do szczęścia wystarczyło mu skromne mieszkanko, cie...