16. Nie taki diabeł straszny

402 67 397
                                    

Chyba powinnam się wytłumaczyć, bo ja tu się coraz bardziej rozleniwiam i Wiku przez to cierpi. Moja wina moja wina itd mam kaca ponoworocznego, który potrwa jeszcze prawdopodobnie do lutego ;-; Nie krzyczcie i nie bijcie.

Mam ostatnio wrażenie (ostatnio czyli to samo co średnio co dwa miesiące), że pisze straszne bzdury i to wszystko co tu wstawiam nie ma większego sensu i jest po prostu głupie. Halo ratunku.

Dobra nie ukrywajmy, zwale na Domofon . Ukardlas mnie ok.

Zapraszam zatem na ten nowy jakże cyniczny i przepełniony Marlenką rozdział.

Nagle jakby cały świat zawalił się Zamoyskiemu tuż przed nosem. Leżał w łóżku z poharataną ostrymi gałęziami twarzą, praktycznie do cna wyczerpany i z tak wielkim przerażeniem w oczach, jakby co najmniej dowiedział się o śmierci brata. Nic nie rozumiał. Przecież doskonale pamiętał, jak jeszcze w barze w twarz mu się zaśmiała, gdy spytał o męża. Jakim więc prawem teraz twierdziła coś kompletnie odwrotnego?

– Mówiłaś wyraźnie, że nie jesteś mężatką, pamiętam to – wykrztusił chłopak, usiadłszy i oparłszy się plecami o ścianę. – Okłamałaś mnie.

– Nie okłamałam – prychnęła. – Ja tylko...

Przerwała, widząc jego pełen wyrzutu i kpiny wzrok.

– Dobra, okłamałam – przyznała butnie. – Na swoją obronę powiem, że o moim mężu nie wie prawie nikt. Mówiąc prawie nikt mam na myśli może dwie, trzy osoby i kilka naszych wspólnych, dawnych znajomych, których wymazałam z pamięci. Wtedy w barze byłam przekonana, że usłyszałeś jakąś plotkę w szkole i najzwyczajniej w świecie chciałam bronić własnych interesów. Tyle w temacie.

Wiktor tępo skinął głową. Niezbyt dobrze rozumiał intencje Marleny, a mówiąc konkretniej, nie rozumiał ich wcale. Zaciskał i otwierał oczy, by w końcu obudzić się z tego przedziwnego snu, ale rzeczywistość niemalże go spoliczkowała.

– Czemu go nie widziałem? – wydukał wciąż zaszokowany i do reszty oszołomiony.

– Bo zniknął z mojego życia – odparła tamta obojętnie, krzyżując ręce na piersi.

– Aha, czyli po rozwodzie mam rozumieć?

– Nie, ZOMO. Nie powiedziałam były mąż.

Robiło mu się coraz chłodniej, a krew żyłach zaczęła płynąć w absolutnie niekontrolowany i szalony sposób. Ogłupiały wlepiał wzrok w jej porcelanową twarz, rumieńce na policzkach, urzekające, zagadkowe oczy i nie mógł uwierzyć, że to piękno już ktoś sobie przywłaszczył. Z całej tej nerwowości aż uniósł się na łóżku.

– Gdzie i kim on jest?

– ZOMO, przestań – prychnęła. – Już słyszę ten ton. Chłopczykowi zachciało się walczyć o względy niewiasty, psiakrew. – Pokręciła głową z niedowierzeniem, wciąż unikając jego z zmęczonego, pełnego nadziei spojrzenia.

– Ja tylko zadałem pytanie...

– Chcesz wiedzieć? Proszę bardzo. Nie mam pojęcia, gdzie ten człowiek jest, zadowolony?

Wiktor przestał nawet oddychać, po prostu gapił się na Marlenę, tym samym dając jej do zrozumienia w jak wielkim był szoku. Obydwoje nie odzywali się słowem, cisza panowała tam wręcz grobowa. Przerywał ją tylko Dickens, który stęskniony mruczał w pierś pana.

– Kto o nim wie? – zaryzykował.

– Alicja i ty. Poza tym moja matka, ale ona mieszka pod Gdańskiem, więc ją wykluczyłabym z grona potencjalnych roznosicieli plotek.

Ujarzmić brokat [THE END]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz