19. Anomalia

410 68 254
                                    

Eksperymentuję z długością rozdziałów, o dziwo świetnie mi się pisało te 2300 słów i mam nadzieję, że nie będziecie tą długością zawiedzeni. Oby historia wam to wynagrodziła, naprawdę na to liczę XD Życzę miłego odbioru.

Marlena Domańska po raz enty tego dnia skorzystała ze szpitalnego automatu i po nakarmieniu go kilkoma momentami, sięgnęła po kolejny już plastikowy kubek z kawą. Była bardzo blisko przedawkowania kofeiny, ale najwyraźniej nie wiele ją to obchodziło, bo następne łyki jeden po drugim lądowały na dnie żołądka. Prawda była taka, że nie miała pojęcia, co ze sobą począć, bo czekanie na lekarza nie należało do relaksujących zajęć, nie dziwne więc, że wręcz drżała z nerwów. A może to jednak przez kofeinę?

Pół godziny minęło od wysłania sms-a do Alicji, w którym poinformowała, by ta najszybciej zjawiła się u św. Józefa i towarzyszyła Domańskiej w tych niewątpliwie nie należących do łatwych chwilach. Niczym kłębek nerwów przemieszczała się w te i z powrotem, przygryzając wargę. Czemu nikt nie nadchodził? Nie wiedziała nawet gdzie dokładnie wzięto Wiktora, bo informacje, które otrzymała od recepcjonistek były nie dość, że szczątkowe, to jeszcze niespójne, a jedyne czego była pewna, to że powinna oczekiwać na oddziale intensywnej terapii.

W myślach próbowała znaleźć logiczne wyjaśnienia tych komplikacji, ale nic nie przychodziło jej do głowy, oprócz tego, że najwyraźniej w szpitalu panował wyjątkowy bałagan. Zgniotła kolejny pusty, plastikowy kubeczek i cisnęła nim do kosza. Nie miała zamiaru czekać ani chwili dłużej.

Nim zdążyła ruszyć się w którąkolwiek stronę, bo za plecami usłyszała krótkie zawołanie. Przez prawie pusty korytarz, po którym przechadzały się dwie pielęgniarki, pędziła w jej stronę Alicja. Marlena odetchnęła z ulgą i w szybkim tempie ruszyła ku przyjaciółce.

– Jest tu? – spytała tamta, gdy kobiety stanęły naprzeciw siebie.

– Gdzieś na pewno jest, ale czy tu, to nie wiem. – Wzruszyła ramionami. – Zgubiłam lekarza, od pół godziny staram się wyciągnąć od kogoś informacje, ale system w tym szpitalu działa gorzej niż demokracja w polskim rządzie, więc wiele nie zdziałałam.

– Pytałaś o niego?

– Niejednokrotnie – prychnęła Marlena, której umiejętności poszukiwawcze właśnie zostały zakwestionowane, co zdecydowanie się jej nie spodobało.

– A masz plan? – mruknęła Alicja niepewnie.

– Czekam na lekarza, to chyba oczywiste.

Po kolejnej próbie wypytania pielęgniarki, czy recepcjonistki, obydwie stwierdził, że to zdecydowanie nie ma sensu i usiadły na jednej z zielonych sof w załomie korytarza. Tylko czekać, nic im więcej nie pozostało.

– Kiedy ty ostatnio tak pędziłaś za facetem, co Domańska? – parsknęła zaczepnie Alicja i trąciła przyjaciółkę w ramię.

–  Gdyby był babą, zrobiłabym dokładnie to samo.

– Ale jest facetem i znam cię na tyle dobrze, żeby wiedzieć, jak odnosisz się do cierpienia tej płci. „Zgiń, przepadnij i zdechnij poczwaro", czy jak to szło.

– Dokładnie tak to szło i dalej jestem tego zdania – mruknęła.

– Całe szczęście, że Wiktor jest wyjątkiem, bo krucho by z nim było – zaśmiała się zaczepnie.

– Nie jest wyjątkiem – prychnęła. – Raczej anomalią.

Delikatny chichot Alicji dał Domańskiej do zrozumienia, że przyjaciółka nie do końca w to wyjaśnienie uwierzyła.

Ujarzmić brokat [THE END]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz