5. Hipokryzja

520 80 319
                                    

Przypominam o poprzednim rozdzialiku, mógł wan umknąć ❤️

Problemy żołądkowe dokuczały Wiktorowi jeszcze przez całe popołudnie. Brzuch burczał donośnie, a chłopak leżał półnagi w ciepłym łóżku i dedukował skąd ów rewolucja mogła się wziąć. Wydawało mu się, że alkoholu dawno pozbył się z moczem, a jednak dalej czuł się paskudnie. Dopiero chrupiący karmę Dickens przypomniał mu, że od samego rana nic w siebie jeszcze nie wcisnął.

Zmęczony był ogromnie lecz mimo, że planował na dziś szybsze zaśnięcie, najeść się przedtem musiał. Żołądek domagał się pokarmu jak alkoholik wódki. Przez to niefortunne porównanie, które sformułował w głowie musiał chwilowo odwlec swoje kucharskie zamiary, bo wezwał go kolejny chrapliwy pomruk i tym razem skończył niestety na kolanach przed toaletą. Ponieważ wcześniej nic nie jadł, to z poharatanego przez ataki kaszlu gardła wypłynęła tylko gęsta żółć. Wiktor nieprzytomnie dźwignął się na nogi, by po chwili stanąć przy zlewie i dokładnie wypłukać gardło z nieprzyjemnego, gorzkiego posmaku.

– Zostawić cię na kilka dni samego, a ty już pójdziesz się upić – usłyszał głos Damiana, kiedy tylko odebrał połączenie.

Stał właśnie w pustej kuchni oparty o blat stołu i łapczywie pochłaniał kolejne łyki wody mineralnej.

– Dziwisz się? – parsknął pod nosem. – To nie ważne, gorsze jest, że tu wszyscy ciągle palą, Damian. Jak nie sąsiad, to nauczyciele, jak nie nauczyciele to uczniowie, zwariować można.

– Jeśli przy naszym kolejnym spotkaniu będziesz kaszlał bardziej niż zazwyczaj, to od razu sprzedajemy to twoje mieszkanko i przyjeżdżasz do Warszawy. Znajdę ci jakieś lokum, zapewnię opiekę lekarską i...

– Aż tak się martwisz? – parsknął pod nosem Wiktor.

– Nie chcę zostać jedynakiem, wyobraź sobie.

Rudzielec na chwilę zamilknął speszony i pociągnął kolejny łyk wody.

– Spotkałem kobietę – zaczął po chwili głównie po to, by zmienić temat.

– Wreszcie dobre wieści.

– Czy ja wiem czy dobre. – Wzruszył ramionami. – Kopci jak smok, paskudna wredota, ale za to kształtna niczym Kylie Jenner. Z tym, że z natury, oczywiście.

Głośne westchnienie po drugiej stronie.

– Nie. – Usłyszał po chwili.

– Co nie?

– Jeśli chcesz cokolwiek z tą panią zdziałać, to w pierwszej kolejności zabraniasz jej przy tobie palić. Nie będę latał po szpitalach, kiedy ci się astma pogłębi.

– Właśnie w tym rzecz, że ona raczej nie zrezygnuje. W sensie... To skomplikowane. Boję się, że się w niej zakocham.

Wybuch śmiechu.

– Ty i zakochać się? – parsknął głośno Damian. – Ile najdłużej miałeś dziewczynę? Z trzy tygodnie? Błagam cię, Wiki, akurat miłość ci nie grozi.

– Gorączki dostałem przez nią.

– To nie miłość, to rekcja organizmu na zwalczenie wirusów. Ty się lepiej połóż i kaca lecz, a nie palaczki ci w głowie. Jeśli już chcesz sobie kogoś przygarnąć, to przynajmniej wybierz taką, która nie będzie cię truła.

Dalsze tłumaczenia nie miały większego sensu. Damian i tak nie zrozumie.

Czajnik z Biedronki bardzo Zamoyskiemu pomógł, bo przynajmniej dzięki niemu nie głodował. Zalał zupkę chińską, szybko opróżnił miseczkę i już po siedemnastej wylądował w łóżku z zimnym kompresem na czole. Przytłaczał go fakt, że tyle rzeczy musiał jeszcze zrobić – tu nowa praca, tu zakup wszystkich mebli i do tego jeszcze wstrętna Marlena. Na samą myśl znów zbierało mu się na wymioty.

Ujarzmić brokat [THE END]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz