37. Przepraszam

259 51 153
                                    

Wygraliśmy „Splątane Nici" kochani :3 Szampan ktoś coś? Nie Wiktor, nie dla ciebie.

Tylko spokój mógł ich uratować. Wiktor musiał zrozumieć na czym stał. Rozejrzał się. Kosa ubrany cały na czarno obejmował Ulę silnym ramieniem, tamta bała się poruszyć, łzy ciekły jej po policzkach, drżała. Dudek niczym zwierzę w klatce rwał się do ataku. Śmierć złapał go za ramię i siłą odsunął na tyły, nie mógł pozwolić sobie na kolejny wybuch paniki zaaferowanego nastolatka. Nie, kiedy zaczęło robić się do tego stopnia niebezpiecznie.

– Dudek, proszę, idź na korytarz – powiedział powoli. – Ja to załatwię, obiecuję.

– Niech on ją zostawi – wykrztusił chłopak, odrobinę się wycofując. – Niech on się odsunie, to ze mną chce gadać, nie z nią.

– Tak, wiem – rzucił Zamoyski uspokajająco. – Wiem i wszystko rozumiem. Ale się uspokój. I wyjdź.

– Niech pan jej pomoże, ja proszę, ja...

W progu stanęła Marlena. Kosa zbliżył nożyk do szyi dziewczyny, a tamta momentalnie wylała z siebie kolejną porcję łez.

– Wiktor, co tu się...

– Weź Dudka – rozkazał, ciągle patrząc prosto na Kosę. – Czekajcie na korytarzu. My musimy sobie porozmawiać.

– Nie mam zamiaru – żachnął napastnik i kolejnym krokiem wycofał się pod ścianę.

– Na szczęście też mam w tej sprawie coś do powiedzenia – odparł poważnym, acz papierowym głosem Wiktor. Nie miał siły na nic mocniejszego.

Marlena wykonała polecanie. Kiedy Śmierć złapał Dudka i siłą popchnął pod drzwi, to właśnie ona przejęła pałeczkę. Zachowując anielski spokój ściągnęła chłopaka na korytarz i przezornie zamknęła drzwi łazienki. Teraz wszystko w rękach Wiktora, policja jeszcze nie dotarła i nic nie wskazywało na to, by miało się to zmienić w przeciągu kilku kolejnych minut.

Zamoyski zacisnął powieki. Musiał oderwać się chociaż na chwilę, trochę zrelaksować, uspokoić. Srał to pies i tak nic z tego. Znów otworzył oczy, żeby po raz kolejny tego dnia skonfrontować się z rzeczywistością. Przypomniał sobie spotkanie na dachu. Wtedy też mógł powstrzymać Ulę i może by się udało, gdyby użył odpowiednich słów. Doskonale wiedział, że używając kilku, może kilkunastu dobrze przemyślanych zdań, mógł zatrzymać Kosę do przyjazdu policji. Albo nawet przekonać, że machanie ostrym narzędziem nie da mu zwycięstwa i zwyczajnie pogrąży się na resztę życia.

Gdyby tylko zechciał współpracować z policją, mógł przecież pomóc im odnaleźć i schwycić sponsora, mógł załagodzić swoją karę i stać się nawet bohaterem. A przynajmniej kimś zasłużonym w sprawach pogoni za gangiem narkotykowym. Najwyraźniej on obrał już własną ścieżkę i coraz bardziej się w nią zapuszczał.

– Marek, zostaw Ulę – rzucił Wiktor tonem niemal błagalnym. – Daj mi odprowadzić ją na korytarz.

– Spierdalaj – syknął. – Odpierdolcie się wszyscy.

Ula jęknęła, wciąż wylewając z siebie morze łez. Kosa kopnął ją kolanem, a ta ugięła się, trafiając niebezpiecznie blisko ostrza. Wiktor drgnął nerwowo, ale do niczego nie doszło. Dalej stała na własnych nogach. Nodze – jedna tkwiła przecież w gipsie.

– Powiedz, że nie wezwaliście policji – mówił. – Powiedz, że to łgarstwo.

– Nie do końca – zająknął Wiktor. – Słuchaj, oni mogą pojawić się w każdej chwili. Na ten moment jedyne, co możesz zrobić, to pomoc w dorwaniu tego, kto wam to zrobił.

Ujarzmić brokat [THE END]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz