14. Żywy lub martwy

348 57 46
                                    

Pisanie w chorobie jest całkiem spoko lmao. Ostrzegam wrażliwych, że to dość przykry rozdział. Szczerze polecam muzyczkę z góry.

Pył i brud dostały się już do nozdrzy i uszu Zamoyskiego, ale on nie miał siły ich ani wytrzepać, ani nawet zmienić pozycji. Pamiętał, że przed chwilą upadł na ziemię, w dalszym ciągu gdzieś zza horyzontu wychylało się słońce, a on leżał niemal bez życia i modlił się, by śmierć nie była przynajmniej zbyt bolesna. Wiedział, że nie da rady się podnieść i iść w stronę domów, tym bardziej, że to wszystko mogło mu się przywidzieć. Znając życie budynków wcale tam nie było, bo nie zdziwiłby się przecież, gdyby z wyczerpania miał omamy.

Ostatkiem sił próbował sobie przypomnieć co w ogóle stało się po drodze ze szpitala do domu. Mózg nie wyrabiał, Wiktor nie pamiętał z tej podróży absolutnie nic, oprócz uderzenia w głowę. Nie wiedział kto go uderzył, czym, gdzie, ani nawet kiedy.

Nie pamiętał też piątki chłopaków, która zebrała się przy nim, gdy Dudek ogłuszył go butelką.

– Zabiłeś go? – wydukał jeden z cicho. Przerażenie na jego twarzy widać było nawet w tej panującej wokół ciemności.

– Nie wiem... – wydukał Dudek, trącając bezwładnie leżącego na ziemi Wiktora czubkiem buta.

– Ty, to nie jest ten nauczyciel? – wykrztusił inny.

– Ale co on miałby tu robić? – dukał kolejny. – Kurwa, a co jeśli zabiliśmy nauczyciela?

– Nie widział mnie – mamrotał pod nosem Dudek. – Niczego nie widział. Sprawdźcie, czy nas nie nagrał.

Przeszukali go od stóp do głów. Przy sobie miał jedynie telefon na wyładowaniu, który nie był strzeżony żadnym kodem. Przejrzeli galerię, nagrania, ale wychodziło na to, że nic na nich nie miał. Oprócz tego w kieszeniach znaleźli tylko portfel.

– Nie nagrywał – mruknął jeden, wycierając spocone czoło. – Co z nim zrobimy?

– Przecież nie zostanie tu – dodał inny. – Jego trzeba się kurwa pozbyć.

– To może zakopiemy ciało? – zaryzykował półszeptem Dudek, który był równie spanikowany co reszta i sam nie wiedział już co o tym wszystkim myśleć.

– Zostawimy go gdzieś, może go znajdą. I tak nie ma dowodów, że to my cokolwiek mu zrobiliśmy, a jeśli nie zdążą, to niech sobie gdzieś zdechnie. My nie mamy z tym nic wspólnego, jasne?

– A co jeśli nie przeżyje?

– To już nie nasza sprawa. Było się nie pchać, nikt go nie prosił. Docencie, że staram się kryć wasze dupy, panowie.

– Ale co jeśli ktoś się dowie?

– Wyniesiemy go daleko, nikt nie skojarzy.

– Mogą go przecież znaleźć. Zaczną się zastanawiać kto mu to zrobił.

Logiczne spostrzeżenia. Żyła westchnął i wytarł mokrą od potu twarz. Po chwili dłuższego zastanowienia sięgnął do kieszeni po portfel Wiktora i pokazał go zebranym.

– Napad rabunkowy. Przyszedł do lasu na spacerek, dopadł go jakiś pijak, okradł i ogłuszył butelką, tak? A portfel wywalimy.

Cała pozostała czwórka bez słowa skinęła głową.

Przeniesienie nieprzytomnego w inne miejsce nie było trudne, szczególnie dla piątki dziewiętnastolatków. Jeden chwycił go pod pachami, drugi z trzecim za nogi i całą ekipą ruszyli w głąb lasu, gdzie ich oczy poniosły. Byli przekonani, że nic im nie groziło, bo nikt nie powinien przecież skojarzyć, że oni mieli z tą sprawą cokolwiek wspólnego. Żyła został, żeby przeszukać teren, w razie gdyby w okolicy ukrywał się ktoś jeszcze, tymczasem reszta wyniosła bezwładne ciało Wiktora gdzieś na skraj lasku. Ostatni raz sprawdzili, czy na pewno nie miał żadnego dyktafonu, ułożyli go pod stertą krzaków i zostawili na pastwę losu z silnym postanowieniem, że jakby kto pytał, nic o tej sprawie wiadomo im nie było. Pozostałości z butelki i skórzany portfel wzięli ze sobą, by wyrzucić dowody do któregoś z publicznych koszy. Miejsce zbrodni zostało oczyszczone, a każdy z chłopaków pełen obaw i najedzony strachu wrócił do domu. Plan może doskonały nie był, ale zbyt byli pijani i przerażeni, by wymyślać inny.

Ujarzmić brokat [THE END]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz