10. Rowski morderca

427 76 423
                                    

Ło jak mnie tu dawno nie było.

Zacięta dyskusja z Marleną nieźle Wiktora wymęczyła, a przecież chciał tylko zrelaksować się przy piwie. Wyszło na to, że ze świętego spokoju nici i został na lodzie z bólem głowy i nudnościami. Poza tym dalej towarzyszyła mu obawa, że poniedziałek w pracy nie będzie należał do najlepszych dni w jego karierze. Obawy niestety się potwierdziły.

Tego dnia zjawił się w szkole wyjątkowo wcześnie, mając na uwadze zaplanowane skserowanie kartkówek dla uczniów klasy trzeciej. Zadał im sporo zadań domowych i był przekonany, że osoby, które faktycznie sumiennie zabrały się za ich odrobienie, otrzymają przynajmniej dobrą czwórkę, jednak z własnych, szkolnych doświadczeń wiedział, że najprawdopodobniej posypią się jedynki. Trudno, to ich sprawa, on tylko wykonywał swoją pracę.

Do pokoju nauczycielskiego wparował pełen werwy i zapału, który przygasł natychmiast, kiedy przy komputerze zobaczył Marlenę.

Chciał przekraść się gdzieś bokiem, żeby przypadkiem nie zwróciła na niego większej uwagi, ale niestety, kobieta modliszka już zaczęła polowanie.

– ZOMO, nie skradaj się jak lis do kurczaków i tak słyszę te twoje buciory.

Nie modliszka, pająk to lepsze porównanie. Drgnięcie pajęczyny, a ona już biegnie, by skonsumować ofiarę. Wiktor niepewnie spojrzał na swoje trepy. Pierwszy raz ubrał coś innego niż wypastowane półbuty od garnituru i od razu musiała zauważyć.

– Powiedz mi, czemu w tym pokoju nauczycielskim zawsze siedzisz tylko ty?

– Bo inni nauczyciele nie widzą sensu marnowania tu życia, a ja po prostu kocham tę szkołę. – Uśmiechnęła się złośliwie i wróciła do atakowania klawiatury.

– Nieszczerze to zabrzmiało wiesz?

– Wiem.

Odwróciła się i obserwowała jak zmagał się z kserokopiarką. Nie szło mu, do tej pory prosił Alicję, by ta go wyręczała, niestety teraz nie miał jej pod ręką.

– Dobrze widzę? – rzuciła kpiąco Marlena i uniosła brew. – Czy ty masz na sobie sweter?

Zlustrował swoją stylizację złożoną ze zwykłych dżinsów i grubego, zielonego swetra z wielkimi warkoczami na brzuchu.

– Byłem chory, nie chcę się doprawić – odparł zdawkowo. – Aż tak cię to przeraża?

– Jezu, ZOMO, nie bierz wszystkiego tak do siebie – parsknęła. – Po prostu się dziwę, że ikona mody w tej wsi ubrała coś bardziej przyziemnego. Kręciło mi się w głowie od tych kolorowych krawatów.

Postanowił puścić tę uwagę mimo uszu i powrócić do zabawy z ksero. Marlena przyglądała mu się z pobłażliwością.

– Przytrzymaj ten zielony przycisk, zacina się – rzuciła.

Nie odpowiedział, a jedynie wykonał jej polecenie. Maszyna zaburczała a ze szpary zaczęły kolejno wyłaniać się kolejne kartki.

– Magiczne słowo.

– Dziękuję – mruknął cicho.

– Nie słyszę.

– Dziękuję – odparł ostro i odpowiednio głośniej. – Coś ty się taka milutka nagle zrobiła, co?

– Nie chcę cię bardziej dobijać – parsknęła.

Uniósł brew.

– Szykujesz kartkówkę klasie, która ma cię za mordercę, odważnie.

Ujarzmić brokat [THE END]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz