Rozdział 12

1K 92 8
                                    


Stefan zadzwonił, że podjedzie po nią o szóstej. Miał jeszcze coś do załatwienia i wcześniej się nie wyrwie. Poza tym dopiero nad ranem wrócili z dziadkiem znad morza. Monika od trzeciej stała przed szafą i zastanawiała się, w co się ubrać? Nigdy nie była na takiej imprezie, takiej oficjalnej. Jako nastolatka spędzała tę noc ze swoimi przyjaciółkami, potem z babcią, w domowym zaciszu.

Wreszcie o czwartej postanowiła skorzystać z „wyjścia awaryjnego". Z dna szafy wyjęła pudełko, w którym ukryta była wieczorowa suknia, w kolorze chabrów. Odchyliła wieczko, a potem ochronny papier. Zalała ją fala wspomnień.

***

Klaudyna urodziła się trochę więcej jak miesiąc wcześniej. Nawet nie była taka mała, bo ważyła prawie trzy kilo, ale jak większość ośmiomiesięcznych noworodków wylądowała w inkubatorze. Monika tkwiła przy niej całymi dniami. Potem, kiedy wreszcie wróciły do domu, przewertowała wiele stron w internecie na temat wcześniaków. Spanikowała, dowiadując się o ilości powikłań, które mogą wystąpić u takiego dziecka. Jak mała tylko zakwiliła, już trzęsła się nad nią i chciała jechać do szpitala. Dopiero babcia do spółki z panem Krystianem przemówili jej do rozumu. Swoje trzy grosze dorzuciła także Sylwia oraz ojciec, którzy byli w sumie ekspertami w tych sprawach. Ich czworaczki urodziły się w siódmym miesiącu.

Kiedy mała skończyła trzy miesiące ich dom nawiedziły dwie bardzo zaaferowane ciotki. Janka i Anka miały właśnie ferie zimowe i przyjechały podziwiać córeczkę przyjaciółki. Jak to mówiły – porozpieszczać szkraba, zanim matka zacznie go musztrować.

– Ładnie wyglądasz – oznajmiła Oczko, siedząc w fotelu i trzymając na zgiętym łokciu Klaudynę. – Bardzo schudłaś.

– Niby tak – mruknęła Monika. – Ale pewnie zaraz zacznę tyć i znów się zmienię w kupę sadła.

– Trochę wiary, kobieto. – Anka weszła właśnie do salonu z zastawioną tacą. – Podejrzewam, że teraz już nie przytyjesz, przynajmniej nie tak drastycznie. Ale przydałoby ci się trochę ciała nabrać, szczególnie na biuście.

– Ej, czego się czepiasz? – Monia roześmiała się. Dawno nie czuła się tak swobodna i zadowolona z życia. – I do twojej informacji, jak skończę karmić piersią, to one jeszcze zmaleją. – Spuściła wzrok, oceniając wielkość miseczek.

Wiedziała, że się zmieniła. Od drugiego trymestru zamiast przybierać na wadze, traciła. Wystraszyła się, że coś jest nie tak, że zaszkodzi dziecku, jednak jej ginekolog nie znalazł żadnych odchyłów od normy. Po porodzie tendencja nie ustępowała i wreszcie, po wielu latach, ważyła tyle ile zawsze chciała.

– No właśnie, Kruszynko – odezwała się Smok. – To nie jest tak, że przyjechałyśmy tylko opiekować się za ciebie dzieckiem, ale też z interesem.

– Tak? – Monika podejrzewała, że ta wizyta ma drugie dno. Tym bardziej że przyjaciółki oświadczyły, że zostają przez tydzień, lub dłużej. – A którego wykastrowałyście, że macie ze sobą interes?

Anka aż się zakrztusiła ze śmiechu i musiały ją energicznie poklepywać po plecach, żeby złapała oddech.

– Ręce do góry, jak dziecko – zakomenderowała pani Teresa, która wychynęła z gabinetu, zwabiona hałasem. – I teraz nabierz powietrza.

– Dziękuję – wykrztusiła czerwona na twarzy Ania. – Przez pani wnuczkę, zeszłabym z tego świata, jak babcię kocham.

– Na szczęście nic się nie stało. – Starsza pani uśmiechnęła się i poszła do kuchni.

ZaufaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz