Rozdział 22

967 92 8
                                    

Natasza przypominała tajfun. Przyleciała do Warszawy z Gregiem i w ciągu jednego dnia wszystkich postawiła na baczność. Swojego znajomego odstawiła do szpitala, gdzie w swoje władanie zagarnęli go lekarze, a sama odwiedził ciotkę, żeby jej dodać otuchy. Potem „przeleciała" przez miasto, odwiedzając przyjaciół i członków rodziny, żeby późnym popołudniem zadekować się u Moniki.

– To jakieś szaleństwo – oznajmiła siedząc na kanapie i wpatrując się w okno. – Od kilku lat w naszej rodzinie wiecznie są jakieś problemy.

– Chyba jak w każdej – zauważyła Monia i postawiła przed dziewczyną filiżankę z kawą i talerzyk z domowym ciastem. – Pokaż mi chociaż jedną, która żyje sobie zupełnie bez zawirowań.

– Może i masz rację, ale u nas co rok to prorok.

Monika parsknęła śmiechem i usiadła naprzeciw niej.

– Pomyliłaś powiedzonka, bo chyba nie macie w rodzinie aż tyle dzieci.

– Fakt – potwierdziła Tasza. – Maluchów jak na lekarstwo, ale wiesz, co mam na myśli. Zaczęło się od wesela Flory, mojej kuzynki. Dwanaście lat temu. – Przymknęła oczy i umilkła na chwilę. – Takiego skandalu, jak wtedy, to chyba nikt się nie spodziewał. Ktoś nas przeklął – uznała i zerwała się z tapczanu.

– Przesadzasz. – Monia nie wierzyła w takie gusła. – To tylko zwykły pech.

– Mam ci wyliczyć? – zapytała i założyła ręce przed sobą.

– Nie, dzięki, lepiej nie. Lepiej powiedz, jak się czuje ciotka.

– Dobrze, jak na jej stan – odparła Natasza i rozluźniła się. – To cud, że tak szybko znaleziono dawcę dla niej.

– To teraz trzeba tylko trzymać kciuki za powodzenie terapii – zauważyła Monika.

– Przynajmniej to się udało. – Tasza znów się spięła. – Cholera jasna, dlaczego to wszystko tak się popierdoliło? – wybuchła.

– Wszystko da się jakoś wyprostować – uznała Monia i przyglądała się koleżance.

Znały się raczej słabo, kilka razy się spotkały, przeprowadziły ileś tam rozmów telefonicznych i tyle. Jednak zachowanie dziewczyny wydawało się odbiegać od normy, Tak się jej przynajmniej wydawało.

– Tasza, ja nie chcę się wtrącać, ale czy coś się stało? – zapytała w końcu, kiedy cisza zaczęła jej przeszkadzać.

– Pamiętasz jak wspominałam o ślubie? – mruknęła Natasza i oparła się o parapet, tak że można było podziwiać jej zgarbione plecy.

– No coś takiego mówiłaś – przypomniała sobie Monia. – Myślałam, że w czasie sylwestra byliście już małżeństwem.

– Nie – warknęła dziewczyna i gwałtownie odwróciła się. – Nie jesteśmy i nie wiem kiedy...

Westchnęła i wreszcie wróciła na kanapę, opadając na nią ciężko. Monikę zżerała ciekawość, ale nie chciała jej popędzać. Nie wiedziała, czy kobieta ma zamiar się przed nią otworzyć, czy wybuch był tylko chwilową „niepoczytalnością".

– John jest bardzo związany ze swoją rodziną, czasem nawet wydaje mi się, że aż za bardzo. – Tasza siedziała sztywno i wyłamywała sobie palce. – Wszystko mieliśmy już pozałatwiane i zaczęliśmy spraszać gości, kiedy... Jego cioteczna babka Margaret wyskoczyła z jakąś zaginioną wnuczką, którą powinniśmy odnaleźć.

Monika próbowała przetrawić to, co usłyszała. Wydawało się jej to zbyt grubymi nićmi szyte. Zmarszczyła czoło i w geście solidarności położyła dłoń na ramieniu kobiety.

ZaufaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz