„Konkurs. Konkurs. Konkurs". – Słowo to obijało się po umyśle dziewczyny, nawet kiedy spała.
Trzy dni po tej niewydarzonej kolacji z Marcinem Monika zaszyła się w „azylu" Grażyny i postanowiła nie wystawiać nos poza niego. Nie miała ochoty przypadkiem wpaść na tego palanta na korytarzu, czy barku. Była właśnie w trakcie obszywania dołu żakietu, kiedy do pomieszczenia wpadła Graża z plikiem kartek w dłoniach i szerokim uśmiechem na ustach.
– Wygrałaś w totka? – zapytała Monia.
– Nie wierzę w cuda – parsknęła kobieta. – Czeka cię, dziecko, z pół roku wzmożonej pracy.
– Coś ty znowu wymyśliła? – Dziewczyna oparła wygodnie na krześle, żeby rozciągnąć zmęczone mięśnie pleców. – Nie mów, że wszystko muszę poprawiać.
– Chcesz zaistnieć jako projektantka? – Grażyna usiadła na brzegu stołu, na którym rozłożona była maszyna. – Tutaj będzie ci trudno się przebić, nawet przy protekcji Mariusza. Taki niestety jest świat mody. Masz dwa wyjścia. Założyć własne atelier, ale bez wyrobionej marki znikniesz w gąszczu tobie podobnych. Lepszym wyborem będzie wzięcie udziału w konkursie i to nie tylko tutaj, w firmie.
Rozłożyła na blacie kartki.
– Razem z Krysią przygotowałyśmy to dla ciebie – powiedziała.
– Krysią?
– Sekretarką Mariusza – wyjaśniła Grażyna. – Oczywiście z błogosławieństwem prezesa. – Puściła oczko dziewczynie.
– A dlaczego on nie zrobił tego sam? Oficjalnie? – zdziwiła się Monia.
– Bo może i jest szefem, ale ma nad sobą radę nadzorczą. A to stado zazdrosnych harpii, które by cię rozszarpały. A tak, wszyscy są kryci. No, młoda, zabieraj się do pracy. – Zaczęła uderzać palcem w jedną z kartek. – Nie porywaj się na wszystkie, bo nie wyrobisz się, ale na dwa, najwyżej trzy. Ten jest dla ciebie najlepszy. Jakbyś wygrała mogłabyś nawet wyjechać na staż do Nowego Jorku, albo Lizbony.
Rozmawiały przez prawie połowę dnia. A potem Monika zabrała się do pracy.
***
Marcin miał kaca moralnego i nie tylko. Przez całą niedzielę upijał się powoli w swoim mieszkaniu, myśląc jak ma przeprosić Monię. Zawalił i to chyba na całej linii.
Dzień poprzedni spędził z rodziną, bo Stefan po raz pierwszy przyprowadził do domu Frankę, żeby przedstawić ją jako swoją oficjalną dziewczynę. Nie obyło się oczywiście bez wspomnień i docinków skierowanych do najmłodszego z Krawczyków. Matka, która opuściła już szpital i kończyła leczenie w domu, była bardzo zadowolona. Ojciec co prawda, coś tam wspominał, że dziewczyna jest trochę starsza, ale został natychmiast upomniany przez Krystiana.
– A co porabia Monika? – zapytał nestor rodu, dyskretnie popuszczając pas po sutym obiedzie. – Dawno jej nie widziałem. Tutaj przestała wpadać, a u Teresy też trudno ją złapać. Stefek, pokłóciliście się? – spojrzał na młodszego wnuka.
– Jest zajęta – odpowiedział zgodnie z prawdą Stefan. – Pracuje, a dodatkowo szyje suknię dla Taszy
– Wczoraj się z nią widzieliśmy. – Franciszka włączyła się do rozmowy. – Była na kolacji z Marcinem.
To skierowało wzrok wszystkich na fotografa, który tylko zagryzł zęby, żeby nie zacząć kląć. Najbardziej zabolało go światło w oczach matki, ta nadzieja, którą będzie musiał w brutalny sposób zgasić.
CZYTASZ
Zaufać
Roman d'amourLos lubi być przewrotny. Monika, samotna matka, dawno przestała wierzyć w miłość. Skupia się na nauce i dziecku, mając oparcie w rodzicach i babci. Czy jednak pozwoli swojemu sercu zadrżeć, kiedy na swej drodze spotka pewnego zranionego mężczyznę...