Rozdział 15

1K 96 6
                                    



Pierwszego dnia zajęć w nowym roku Tomek nie pojawił się na uczelni. Monika przyjęła to z ulgą, bo kompletnie nie wiedziała jak się zachować w stosunku do jego osoby. Nie chciała, żeby Stefan znów musiał stawiać w jej obronie, bo to w końcu mogło się skończyć doniesieniem na policję. Zresztą sama także mogła takowe złożyć, ale nie chciała. Przynajmniej nie w tej chwili. Jeżeli jednak Deja znów ją napadnie, to nie będzie mieć innego wyboru. Nie miała do tego głowy. Semestr kończył się za miesiąc, a czekało ich jeszcze pięć egzaminów, których wolała nie zawalić.

Stefan podwiózł ją do domu, potem miał podrzucić Darię i wrócić do siebie. Wspólnie uznali, że każde uczy się we własnych ścianach i tylko w razie kłopotów mieli się spotkać, żeby wspólnie omówić temat. W przedpokoju zaczęła się pozbywać wierzchniego odzienia, kiedy dobiegł ją głos pani Heleny:

– Przyszła do ciebie przesyłka.

– Do mnie? – zdziwiła się. – Jest pani pewna?

Czasem zdarzało się, że kurier coś przywoził babci, ale ona nigdy nie dostała nic tą drogą.

– Jeżeli masz na imię Monika, to na pewno do ciebie. – Gospodyni wyjrzała z kuchni i uśmiechnęła się porozumiewawczo. – Jest na stole w jadalni – dodała.

– A gdzie babcia? – zapytała Monia wsuwając stopy w kapcie.

– Poszła po Klaudynę do przedszkola.

– No i po co? – Dziewczyna westchnęła ciężko. – Ślisko jest, a mała może tam być jeszcze przez godzinę.

– Chciała się przewietrzyć i coś sprawdzić. Mówiła, że nie pasują jej szczegóły jakiegoś morderstwa i trochę ruchu może uaktywni jej szare komórki. Obiad jest już gotowy – oznajmiła. – Zjesz teraz, czy poczekasz na resztę?

– Sprawdzę co to za przesyłka i wyjdę im naprzeciw – postanowiła. – Obiad zjemy wspólnie, w cztery.

Uśmiechnęła się szeroko do Heleny i weszła do jadalni. Na środku stołu, w kryształowym wazonie, stał bukiet kolorowych kwiatów. W środek włożona była koperta zaadresowana do niej. Rozerwała ją i zaczęła czytać list.

„Moniko.

Przepraszam za swoje zachowanie. Zachowałem się jak kretyn i idiota. Wcale się nie zdziwię, jeżeli naślesz na mnie władzę, bo zasłużyłem na to. Powinienem błagać Cię na kolanach o wybaczenie, ale mi wstyd. Nie dam rady spojrzeć Ci w oczy, po tym, co zrobiłem. Przyjmij te kwiaty i moje przyrzeczenie, że więcej się do Ciebie nie zbliżę. Nie musisz się obawiać, zrozumiałem swoje błędy.

Tomek."

W pierwszym odruchu chciała złapać za bukiet i go po prostu wyrzucić, albo najlepiej spalić. Już zacisnęła palce na łodygach, ale w ostatniej chwili postanowiła tego nie robić. Kolejne dni miały pokazać, czy Tomasz rzeczywiście żałuje.

– Jesteśmy. – Z rozmyślania wytrącił ja powrót babci i córki. – Zimno tam, brrr. No już, Klaudynko, rozbieramy się.

– Mamo, mamo. – Do jadalni wpadła dziewczyna wciąż ubrana w kurtkę i w butach, na których naniosła błoto. – A w pseckolu będzie teatsyk, mogę iś? Mogę?

– Oczywiście. – Monia zaczęła rozpinać kubraczek małej. – A kiedy? – Spojrzała na Teresę.

– W piątek. Już zapłaciłam – oznajmiła babcia i zaczęła zacierać dłonie. – A za dwa tygodnie ma być spotkanie z babciami i dziadkami, już zostałam zaproszona. To, co jemy obiadek? – zapytała prawnuczkę.

ZaufaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz