Rozdział 35

2.3K 157 37
                                    


Miasto było już przystrojone na święta. Monika z Marcinem szybko przemierzali Krakowską, żeby dotrzeć na rynek i nie zamarznąć. W nocy temperatura spadła sporo poniżej zera i utrzymywała się taka także w dzień. W pierwszej wersji mieli przyjechać z osiedla samochodem, ale w końcu zdecydowali się na autobus. Oboje mieli ochotę się napić, więc postanowili wrócić potem taksówką.

– Coś krótki ten deptak – powiedział fotograf przyglądając się fasadom kamienic. – I rynek niewielki.

– To małe miasto – wyjaśniła mu dziewczyna. – Przynajmniej centrum nie jest wielkie. Rozrasta się w każdym innym kierunku.

Pociągnęła go w stronę kościoła, ale zaraz skręciła w boczną uliczkę. Przyjaciółki zdecydowały, że spotkają się w Celonie, bo tam było więcej miejsca. Cieszyła się na spotkanie z koleżankami z klasy, ale z drugiej strony obawiała się, że te dwie poniesie fantazja i z kameralnego wyjścia zrobią jakiś spęd. Nie wiedziała też, czy Marcin wytrzyma taką dawkę wariactwa.

– Może nie pójdziemy? – zapytała zatrzymując się przed drzwiami do kawiarni. – Wiesz... my całkiem normalnie nie byłyśmy i wątpię, żeby to się zmieniło.

– Słuchaj. – Złapał ją za ramiona i odwrócił do siebie. – Wchodzimy, bo nie dość, że jest zimno, to jeszcze zachowujesz się tak, jakbyś się mnie wstydziła.

Z oburzenia zabrakło jej tchu, a on zaczął się śmiać.

– Wiesz, że pięknie wyglądasz, kiedy zaczynasz się złościć? – szepnął i czule ją pocałował.

Dopiero rozbawione chrząknięcie za plecami przywróciło ich do rzeczywistości. Do środka chciała się dostać parka, a oni stali na drodze. Marcin otworzył drzwi i przepuścił nieznajomych, a potem Monikę, którą klepnął w tyłek.

– Bierz je, tygrysie – odezwał się zza jej pleców.

Kawiarnia miała trochę dziwny układ, jakby niepełnej litery U, z przedłużką. W pierwszej części stało kilka stolików, już zajętych. Na kolejnej ścianie znajdował się bar. A potem zaułek, z jedną dużą lożą. To tam zadekowały się znajome Moni.

– A pamiętacie ulubione powiedzonko Ledy? Panienki z dobrego domu tak się nie zachowuję. – Anka parodiowała głos ich wychowawczyni.

– Szczególnie lubiła to powtarzać, kiedy coś przeskrobałyśmy – stwierdziła kolejna dziewczyna poważnie.

Roześmiały się głośno. Monice serce zaczęło trzepotać. Była Magda, w zaawansowanej ciąży i sączyła jakiś napój przez słomkę. Przy niej tkwił trochę skrzywiony Sebastian. Kaśka tuliła się do typka, który wyglądał jakby dopiero co wyszedł z więzienia. Teresa ubrana była na czarno i przysłuchiwała się im z trochę nieobecną miną, a Marta gwałtownie wymachiwała rękoma. Najbliższe koleżanki. Zrobiło się słabo z emocji.

– Cześć – przywitała się dziarsko, choć głos trochę się załamał.

– Właśnie. – Janka zerwała się o objęła ją ramieniem. – Oto nasza obiecana niespodzianka.

Cisza, która zapadła była bardzo wymowna. Monia poczuła jak Marcin splata ich palce razem i odwróciła się w jego stronę. Uśmiechnął się do niej, więc odpowiedziała tym samym.

– KRUSZYNKA! – rozdarła się Kasia i rzuciła się na nią, prawie wywracając połączone stoliki. – Monia, kobieto, gdzieś ty przepadła?

– Monia...

– Wszystkich się spodziewałam, ale...

Chaos panował przez prawie dziesięć minut, zanim wszyscy się przywitali i wymienili najważniejsze informacje. Usadowili się i kiedy kelnerka podała im zamówione napoje, mogli w spokoju zacząć rozmawiać. Monika pytała i słuchała odpowiedzi. Sama też musiała niejako się „wyspowiadać". Marcin tylko powstrzymywał szeroki uśmiech obserwując swoją żywiołową dziewczynę. Ona i tak błądziła spojrzeniem po wszystkich, ale kiedy spojrzała w stronę baru i strasznie zbladła, mężczyzna natychmiast cały się spiął. Tym bardziej, że natychmiast zesztywniała.

ZaufaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz