Wróciliśmy z Peter'em do domu, gdy na zewnątrz już dawno zapadł zmrok. Miasto żyło swoim tempem, gdy mój mały świat znów został zachwiany. Przez całą drogę nie odezwałam się ani słowem, chcąc się uspokoić. Po powrocie wzięłam kąpiel i poszłam do łóżka, czekając na Peter'a, który był w łazience.
Leżałam patrząc w sufit i przypominając sobie wszystkie te wydarzenia, które odcisnęły na mnie piętno bólu i uczyniły życie tragicznym. Otoczona mrokiem nocy, gdy moją twarz delikatnie, prawie niezauważalnie rozświetlało światło ulicznych latarni, wpadające do pokoju przez okno, uświadomiłam sobie, że to co minęło, nie minie nigdy całkowicie*. Przeszłość jest nierozerwalnie połączone z naszą duszą i zawsze nas odnajdzie, dopóki będziemy o niej pamiętać. Choćbym wykopała sobie wtedy grób, to do momentu, w którym nie uszłoby ze mnie życie, dawne wspomnienia nawiedzałyby mnie w ciemności.
Położyłam dłonie na brzuchu, wkładając je pod materiał koszulki, by poczuć swoje własne ciało. Skóra była gładka, pokryta cieniutkimi, krótkimi włoskami, zimna. Gładziłam ją i dotykałam w miejscach, gdzie nadmiar tłuszczu tworzył małe fałdki. Ta niedoskonałość bywała czasem powodem moich rozczarowań i niezadowolenia z siebie, ale również ceniłam ją, bo sprawiała, że byłam rzeczywista. Jednak w tamtej chwili jedyne, co odczuwałam to tęsknota i żal. Ciąg wydarzeń, przez które podjęłam tyle dramatycznych decyzji, także teraz rozdzierał mi serce. Czekałam, aż mój ukochany wróci i znów zapełni tę pustkę sobą.
Wpatrzona w szarość sufitu, zaczęłam ciężej oddychać i częściej mrugać. Napięłam wszystkie swoje mięśnie. Tak źle mi było. Chciałam, by czyjeś ramiona wzięły mnie w objęcia, kołysząc na boki. Przypomniał mi się cichy głos matki, która w nocy nuciła mi smutną piosenkę o topniejącym śniegu, gdy wiatry zaczynały śpiewać.
Pragnęłam zniknąć tak, jak znikał śnieg, gdy wychodziło słońce. Nie miałabym nic przeciwko, by ktoś lepszy ode mnie stanął nade mną i unicestwił mnie w sposób, który ludzie podziwialiby tak, jak podziwiają nadchodzącą wiosnę.
Woda w łazience odbijała się od kafelek na ścianie i podłodze. Wyobrażałam sobie nagie ciało mojego ukochanego, czerwieniące się od gorących strumieni. Żar jego uwielbienia do mnie, parzył mnie boleśnie. On był ogniem, ciepłym i dobrym, ja lodem, zimnym i umartwiającym.
Czy wybaczyłby mi, gdybym wyjawiła mu prawdę? O tak, z pewnością otwarłby serce na mój ból i pozwolił zapomnieć, oczyszczając moją duszę. Jednak zasiana była we mnie wątpliwość - licha jak listek czosnku na łące, a jednak zmieniająca wszystko tak, jak ten mały listek zmieniał smak mleka, gdy zjadła go krowa. Liche rzeczy przyczyniają się na tym świecie do upadku tych największych.
Materac po mojej prawej stronie ugiął się pod ciężarem męskiego ciała. Duże dłonie dotknęły mojej twarzy, ciepłe usta pieściły moje lodowate wargi. Płomień Peter'a kontrastował z moim odrętwieniem.
- Wszystko w porządku? Wydajesz się smutna. To chyba nie przez ten głupi epizod, prawda? Och, kochanie, to były tylko błędne słowa - westchnął i przytulił mnie do siebie.
Ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej i powoli bawiłam się włoskami na niej. Palce Peter'a kreśliły chaotyczne kształty na moich plecach.
- Nie będę dla ciebie dobrą żoną, nigdy nie będę dla ciebie odpowiednią kobietą.
- O czym ty też mówisz? Jesteś idealna, taka naturalna i delikatna, nienaruszona. Jak mógłbym znaleźć kogoś, kto by ci dorównał, kochanie.
Jego słowa uderzały mnie kolejno choć on nie mógł o tym wiedzieć. Każde z nich było jak wystrzał z broni. Jakże pragnęłam, by te pociski trafiły w moje serce i wpędziły mnie do grobu, który sama wykopałam dla siebie już tyle razy, a w którym nie mogłam się z własnej woli położyć.
![](https://img.wattpad.com/cover/117320394-288-k158927.jpg)
CZYTASZ
Sto ukrytych pragnień
RomanceMinęło sporo czasu odkąd Veronica zdecydowała się odejść i rozpocząć nowe życie. Jednak ciągły powrót do dawnych wspomnień rozbudza płomień wątpliwości, czy aby na pewno podjęła słuszną decyzję, a jej nowy związek, z dawnym przyjacielem, nie do końc...