VII ROZDZIAŁ ( Etanowe słowa )

180 18 7
                                    

- Będziesz ciocią, Tris.

- Aaaaa! - drę się i wracam do rzeczywistości.

Ciężarówki już nie ma. Dawno przejechała, a ja jak jakaś wariatka jadę dalej, mimo że drzewo, które wskazywało metę jest daleko za mną. Łapię łapczywie oddech i powoli spowalniam. Zatrzymuję się kompletnie i ściągam szybko kask.

- Jestem pojebana. - dyszę i gadam sama do siebie i znów mnie cofa.

Czuję jak ktoś dyszy i spluwa co chwile. Mam zamknięte oczy. Nie wiem co się dzieję. Docierają do mnie tylko nieliczne dźwięki. Czuję jak wszystko mnie boli. Mam ochotę pospać.

- Tris... - dochodzi do mnie ledwo słyszalny głos... kogoś. Sama nie wiem. - Proszę cię. Nie rób mi tego. Nie wybaczę sobie jeśli tu zginiesz!

Zginę? Moment. Czyli nie leże w łóżku. Zaraz. Moment.

Ciężarówka!

Staram się coś zrobić, ale to raczej trud daremny. Nie jestem w stanie. Czuję jak ktoś delikatnie podnosi mnie, a chwilę później ląduję na ziemi. Czuję... jak coś kapie na moje policzki i spływa po nich łaskocząc. Potem słyszę kasłanie. Uporczywe. Przekleństwo. A potem znów ktoś bierze mnie. Ciągnąc nogami po ziemi. Chce mu pomóc, ale nie potrafię. Jestem tak strasznie zmęczona... senna... a w dodatku coraz bardziej mi zimno... Czy to w ogóle możliwe? Przecież powinnam być rozpalona.

W końcu ktoś kładzie mnie powili na piasku.

-Zaopiekuj się Melą. - dyszy - Kocham cię. Żyj...

Mówi, a potem czuję jak ciepły oddech otula moją szyję. Zasypiam.

Jak mogłam zapomnieć tak ważnego fragmentu mojego życia? Jak mogłam zapomnieć ostatnich słów Etana? Dlaczego teraz mi się to przypomniało? Czy to przez to, że znów mam na sobie pierścionek od niego? A może przez to, że jechałam za szybko?

Pytanie mnożyły się i potęgowały, a ja tylko stałam i starałam na nie odpowiedzieć. Jak najszybciej. Niestety tak się nie dało.

Chwilę po tym zatrzymuję się koło mnie czerwona maszyna Rayana. Zapamiętałam imię. Cud.

- Wszystko w porządku? - pyta zatroskany.

- Nie. - odpowiadam po raz pierwszy chyba szczerze – Nic nie jest „w porządku".

- Chcesz pogadać?

- Nie.

Patrzę się na jego dziwnie przerażone błękitne oczy. Nie chce o tym rozmawiać z obcym. Zacznijmy, że nie chce o tym rozmawiać z nikim. Sama zawsze znajdowałam odpowiedzi. Jestem Zosią samosią. Nikogo nie mam zamiaru truć swoimi problemami. W szczególności osobą, które dopiero co poznałam i jeszcze im nie ufam.

- Dasz mi swój numer? - pyta łapiąc za moją kierownice.

- Nie. Mam chłopaka, a on jest strasznie zaborczy.

- Nie chce z tobą flirtować. Mam dziewczynę. Po prostu będę się martwić, że nie dojedziesz w jednym kawałku do domu, a poza tym od czasu do czasu możemy razem pojeździć.

Po tym co dzisiaj przeżyłam to zastanawiam się czy nie wrócić taksówką, ale tak zostawić mojego kochanego mustanga na pastwę złodziei? Ni hu hu. Już wolę się przemęczyć i paść na zawał wracając.

- Hej. Słuchasz mnie? - gada wciąż do mnie fioletowy łeb. Temu też muszę wymyślić jakąś ksywkę, bo nie wyrobie z imionami tych wszystkich znajomych, którzy w ciągu czterech lat zbiegli się do mnie jak muchy do gówna. Nie żebym ich nie lubiła. Wszyscy są spoko, ale mogli by się nazywać jednakowo. Było by mi łatwiej. Na przykład wszyscy mężczyźni to Janusze. I już. Chociaż nie. Bo jak bym wołała Janusza Rina to Janusz Zwyrol byłby zazdrosny. - Halo?

GOOD RICH but still BITCHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz