W związku z tym, że odziedziczyłam spadek po rodzicach postanowiłam na razie nie pracować i całą swoją uwagę skupić na małej Emmie, która miała już 5 lat. Powinnam już zacząć zastanawiać się do jakiej szkoły ją wysłać. Ile korepetycji jej dać? Skrzypce, pianino, boks, japoński, hiszpański i niemiecki, bo Roxel mówi, że język wroga trzeba znać. Ma jakieś korzenie polskie i nienawidzi tej narodowości. Nie rozumiem tego, ale wolę się nie wtrącać. A z tymi korkami to żartuję. Jeśli będzie chciała to załatwię jej oczywiście... ale jak na razie niech się cieszy dzieciństwem i tak jak na małe dziecko przeżyła zbyt wiele.
- Ciociu - skomle mała - A mogę spać z glizdą?
- Oczywiście. - odpowiadam bez zastanowienia, a potem patrze jak mała odbiega w dal i wywraca się o końcówkę glizdy. Nie płacze jednak. Silna z niej kobietka.
Musze kupić większe mieszkanie, bo Emma nie ma swojego pokoju, a na kanapie spać nie będzie. Zastanawiam się czy ktoś pod nami mieszka. Mogłabym wykupić mieszkanie na dole i dobudować schody. Ciekawe czy tak się da? Oby. Bo jakoś mi się nie marzy przeprowadzka.
Słysze jak ktoś wchodzi do domu. To Shem. Wrócił właśnie z pracy. Chociaż jakoś późno jak na niego. Biorę łyk kawę i odwracam się do niego. Nie jest sam. Towarzyszy mu Rayan.
- Co się stało? - pytam, a Zwyrol siada na przeciwko mnie i przeciera sobie twarz rękami.
- Nie żyją. - odpowiada krótko Rayan po czym kładzie się na kanapie - Wybacz za najście, ale twój chłopak powiedział, że nie zostawi mnie w takim stanie.
- Bardzo dobrze zrobił. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego. Ma miękkie serce. Wstałam z krzesła i poszłam do Smerfa. - Chcesz coś mocnego?
- Z chęcią. - wiedzę jego zgaszone oczy. Niczym nie przypominają tych z wyścigu. Właśnie! Może to poprawi mu humor.
- A może najpierw trochę się pościgamy? - uśmiecham się do niego - Wiem, że lubisz to robić. Trochę zapomnienia.
- Zgoda, ale tym razem nie świruj.
- Zgoda. - mówię i podaję mu rękę pomagając wstać. Shem nie był zachwycony tym pomysłem, ale ze względu na okoliczności musiał ustąpić.
* * * *
Stoimy przy drzwiach i już chcemy wyjść, gdy Emma ciągnie mnie za rękaw, a potem wskazuję palcem gdzieś w głąb pokoju.
- Co się stało maleńka? - pytam pewnie, bo jeśli ja nie będę odważna to mała tym bardziej.
- Tam stoi jakiś pan i pani. Są smutni. - szepcze dziewczynka nie spoglądając nawet na mnie
- Czy czegoś chcą? - pytam starając się nie oszaleć
- Nie wiem. - mówi sówka ściskając coraz mocniej mój rękaw
- Może ich zapytamy? - W sumie jakoś mi się nie marzy podchodzić tam, ale chce ją jakoś uspokoić, a ja kompletnie nie wiem co robić. Porozmawianie jest dla mnie najsensowniejsze. W końcu ja nie widząc Etana z nim rozmawiałam. W gruncie rzeczy to był monolog do samej siebie, ale cóż...
Emma powoli dreptała w kierunku rogu pokoju ciągnąc mnie z całej siły. Dlaczego się tak bała skoro z Etanem rozmawia normalnie? Może są zakrwawieni? Albo po prostu boi się nowych osób. Nie mam pojęcia. Jedno jest pewne. JA mam gacie do wymiany.
Docieramy w końcu do końca pokoju, a Rayan i Shem patrzą się na nas i nie wiedzą o co chodzi. Jest grobowa cisza, gdy w końcu pytam:
- Czego chcecie? Straszycie mi dziecko. -"I mnie." dodałam w głowie.
- Mówią, że są rodzicami Rayana... - szepcze dziewczynka - Byli do tej pory przy Kevinie, ale słyszeli o pomyłce. Przyszli zobaczyć swojego prawdziwego syna i powiedzieć mu... że będą na niego czekać. Żeby się nie martwił.
Popatrzyłam na Emmę i wzięłam ją na ręce. Sama nie wiem czy dlatego, że ja się bałam czy z troski. Małą natychmiast schowała główkę w moich ramionach, lekko się trzęsąc. Popatrzyłam na Smerfa, którego oczy były w tej chwili większe od Sówki i zaszklone. W mojej głowie były tylko dwie myśli: Czy duchy odeszły? Bo miałam taką cichą nadzieję. I oczywiście: Już sobie nie pojeżdżę, bo po takich słowach szybka jazda jest raczej nie wskazana.
- Rayan. W porządku? - Po tych słowach nogi załamały się pod nim, a on sam zaczął przeraźliwie wyć. Zasłonił twarz rękami i cały dygotał. Postawiłam Emmę blisko Zwyrola i poszłam go przytulić. Tak wiem. Nie w moim stylu, ale moje serce naprawdę mięknie gdy facet płacze. - Będzie dobrze. - Ściskam go z całych sił, a on pokrywa moje ramię glutami.
Gdy przeżywasz taką historię zdajesz sobie sprawę, że na świecie jest tyle samo dobra co zła. Rayan żył szczęśliwie przez około 20 lat, a Kevin miał ciężkie życie... i gdyby nie ja... nic by się nie zmieniło... jednemu pomogłam... drugiemu zaszkodziłam. I nic nie mogę na to poradzić.
* * *
Leże na kanapie i oglądam film dla dzieci z Emma. Strasznie źle się czuję. Zastanawiam się czy przypadkiem się nie zaraziłam. Ale od kogo? Może od Kejli? Podobno ją co wieczór rozbiera... tylko że nie choroba. Taki sucharek w głowie.
- Dzień dobry kochanie. - wita się ze mną Zwyroluś kładąc zakupy na blacie w kuchni. Wstaje leniwie i idę do niego. - Jak się czujesz?
- Strasznie mi nie dobrze. - wtulam się w mojego kościotrupa, a on odwraca się do mnie z jakimś pudełeczkiem i uśmiecha się do mnie nie śmiało.
- Rin powiedział bym to kupił. - Przyglądam się bardziej i okazuję się, że to test ciążowy. Robie oburzoną minę i gdy już mam ochotę się pokłócić przypominam sobie, że okres mi się spóźnia... Biorę, więc tylko pudełeczko i dreptam w ciszy do toalety.
* * *
Wychodzę z toalety... i sama nie wiem jak się czuję. To był mój pierwszy test ciążowy... pozytywny. Zawsze mi się udawało... a ty taki klops. Co mam zrobić skoro nawet Sówka jest wyzwaniem? Jak ja wytrzymam poród? Małe dziecko?
To wszystko przeraża mnie bardziej niż duchy.
CZYTASZ
GOOD RICH but still BITCH
Ficção Adolescente( 2 CZĘŚĆ BAD RICH BITCH) - Dzień dobry! - zaczepia mnie jakiś staruszek i uśmiecha się przyjaźnie. Dobrze, że nie wiedział o czym teraz myślę, bo by szybko zszedł z tego świata. - Dzień dobry. Coś się stało? - pytam uprzejmie, bo lepka strona Zwyro...