XVIII ROZDZIAŁ ( Kevio-rodźce )

142 13 0
                                    


Kejla wchodzi po schodkach i dzwoni. Moją uwagę przykuwa jednak co innego. Coś co mnie zaciekawiło do tego stopnia, że zeszłam i aż dotknęłam maszyny.

- Już idę! - usłyszeliśmy zza drzwi.

Ja już wiedziałam co tu się właśnie stanie. Wbiegłam szybko po schodkach i stanęłam z tyłu koło Kejli. Chwilę po tym drzwi otworzyły się szybko, a moim oczom ukazał się fioletowy smerf.

Włosy w nieładzie. Zaspane i podkrążone oczy i do tego w samych spodniach. Cóż za widok. Gość ma niezłe ciało. Położył głowę o futrynę. Ziewnął.

- Nie przyjmuję jehowych. Sorry.

- Czy ja cie wyglądam na takową? - wychylam się zza pleców koleżanki, a mina... Rona się zmienia. Na bardziej ucieszoną.

- Heeej. - mówi i przytula mnie i tu akcja przybiera nieco inny obrót niż powinna, bo Shem nie wytrzymał.

Wyobrażam sobie jak to wyglądało by w filmie. Serduszka i my przytulający się. Kumple po latach i nagle pięść Zwyrola i takie slow motion i chłopak pada przede mną na glebę z zakrwawionym nosem. Piękny początek do rozmowy. Odwracam się i widzę jak Kevin odciąga Shema. Nigdy go jeszcze nie widziałam w takim stanie. Byłby wstanie zabić tego fioletowego smerfa.

Kątem oka oglądam jak Kejla pomaga podnieść się chłopakowi.

- Mi też miło. Mówi z irytacją. Rayan jestem. - mówi, ale wcale nie jest zadowolony z krwi, która kapie mu po ustach.

Patrzę na tą całą sytuację i się zastanawiam "Co ja tu kurwa robię?". To jakaś paranoja. Jedyne co dobre z tej sytuacji to to, że wiem jak ma na imię, ale tego mogłam się dowiedzieć w inny sposób. Prostszy. Mniej bolesny. Zapytać.

- Odczep się od nie co?! - krzyczy zdenerwowany.

- O co ci chodzi? Raz ją widziałem! - Rayan tez podniósł głos, a to wróży źle. Jeśli zechcą się okładać to raczej ich nie powstrzymamy. Chyba, że pięciokątem, ale raczej będzie ciężko przy Zwyrolu.

- A piszesz do niej cały czas! - moje oczy zrobiły się wielkie jak spodki od mleka. On czytał... moje sms-y?

- Bo się martwiłem. Nie codziennie widzisz jak dziewczyna boi się ciężarówek i prawie wypierdala się przez to na motorze!

Kejla od razu wiedziała o co chodzi. Widziałam to po jej oczach. Była przerażona. Tylko ona wiedziała o moich skokach w przeszłość. Do wspomnień. Zawsze do wypadku. Jednak dopiero teraz go pamiętałam. Wcześniej znikały, a ja pamiętałam tylko, że było tam coś ważnego. Nigdy jednak nie pamiętałam co. Budziła się, a koło mnie wszyscy domownicy obudzeni moimi krzykami. Uspokojenie się zawsze zajmowało mi długo. Jakby on jeszcze był i próbował mi coś przekazać. Dopiero po sześciu latach mu się udało, a ja to wciąż ignoruję.

- Tris? Miałaś napad? - pyta Kejla, która powoli do mnie idzie

- Zostawcie mnie wszyscy. Nie macie swoich problemów? Ja też nie muszę wam wszystkiego mówić.

- Musisz, bo się o ciebie martwimy. - odpowiada Zwyrol, który uwalnia się z uścisku Keva.

- Wygoogluj sobie. Przecież zawsze to robisz. Co za różnica? - pytam obojętnie.

- Tris. Ja nie chce...

- Nie obchodzi mnie to. Jesteśmy tu z innego powodu. - mówię i wracam do Rayana, który obserwuję tą całą sytuacją z zaciekawieniem – Mieszkają tu państwo Wanda i Jason Black?

- Tak. To moi rodzice, a co? - pyta i wkłada sobie chusteczkę, którą dostał, do nosa. Jeszcze sobie zawinie i normalnie mamut. Krwawiący, ale wciąż.

- To prawdopodobnie tez moi rodzice. - mówi Kev i wchodzi na ganek.

- Powątpiewam Kevin.

- Dlaczego tak sądzisz? - czarnemu gadowi nie podobają się moje wątpliwości.

- Może wejdziemy? Sąsiedzi są wszechobecni. - zaczęli się rozglądać i dostrzegli „osiedlowy monitoring". (czyt. baba w oknie).

- Masz rację.

Weszliśmy do domu, a Rayan zamknął za nami drzwi. Poprowadził nas do salonu i usadowił na skórzanych kanapach. Znaczy nie było na nich kurzu tylko były obite skórą. Na kominku i ścianach były zdjęcia. Pokój był przyjemny i ciepły. Sentymentalny. Podeszłam do jednej z fotografii. Podobieństwo widać na pierwszy rzut oka. Kavin jest synem państw Black. Pytanie tylko dlaczego Rayan tu mieszka, a nie Cham?

Wróciłam do stołu i patrzyłam jak każdy próbuje rozwiązać tą zagadkę.

- Kiedy się urodziłeś? - pytam fioletowego smerfa, a ten od razu podnosi głowę i ma minę jakby coś kalkulował.

- Dwunastego czerwca, dlaczego pytasz?

- Ile masz lat? - ignoruję jego pytanie. On zaraz sam do tego dojdzie. Zaraz wszyscy zrozumieją o co mi chodzi.

- Dwadzieścia pięć.

Spoglądam na zdziwiona twarz Kevina i Kejli. Shem nie wiem jeszcze o co chodzi. Ale ja dokładnie pamiętam kiedy Kevin ma urodziny. Ma w ten sam dzień co Rayan. Nie wyglądają na bliźniaków.

- Sprawa jest prosta. Podmianka. - mówię by dotarło do wszystkich, by sprawić, że nie tylko oni o tym myślą – Chyba, że jesteście dwujajowi.

- Dwujajowi są na pewno. - mam nadzieję, że to nie kolejny suchar Kejli, bo zastrzelę się tu na miejscu

- Było miło, ale ja spadam.

Wstałam i wyszłam. Zostawiając ich z problemami. Nich sobie radzą. Mam większe zagwostki życiowe takie jak: czy masło orzechowe, banan i miód na pewno są dobrym połączeniem? A tak naprawdę czeka mnie jeszcze rozmowa z rodzicami i ten jebany Jędro? Kurde nie pamiętam imienia tego cwela.

Wsiadam na motor. Chce założyć kask, kiedy widzę jak z Shem wybiega z domku. Tak się śpieszył. Tak mu było prędko, że zapomniał o psie. W ostatnim momencie odskoczył. Gdyby tego nie zrobił mógłby dojść do mnie bez pośladka, zostawiając ślady keczupu za sobą.

- Poczekaj! - krzyczy do mnie zdesperowany. Minuta mnie nie zbawi. Czekam aż przywlecze się do mnie. - Chce z tobą porozmawiać. Zależy mi na tobie. Tak bardzo bardzo.

Uśmiecham się do niego. Bardzo bym chciała się z nim pogodzić, ale nie mogę. Daro..? Będzie mnie śledził, a wciąganie w to jeszcze jego będzie niezbyt stosowne. Nie chce jednak skrzywdzić jego uczuć. Wiem, że jest delikatny.

- Shem. Dajmy sobie czas. Mam kilka spraw, które muszę załatwić, a nie będą one trwały trzy dni.

- Pomogę ci. - przybliża się do mnie.

- Nie. To coś co muszę zrobić sama. Musze zamknąć przeszłość, a w tym mi nie pomożesz.

- Daj sobie pomóc. Czy nie tak to powinno być, gdy jest się razem? - pochyla się i dotyka nosem mojego.

- To tak jak z zaufaniem, Shem. Niczego nie ma za darmo.  - rozczochram jego włosy, a potem łapię za ramiona i odsuwam – Muszę już jechać.

GOOD RICH but still BITCHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz