Prolog

15.2K 324 86
                                    

-Wróciłam -krzyczę na cały dom i biegnę do pokoju.

Nie zdążyłam przebiec dwóch schodków, kiedy usłyszałam za sobą szybkie kroki. Od razu przyspieszyłam, żeby jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym pokoju. Nie zdążyłam przebiec nawet jednego schodka gdy poczułam jak ktoś złapał mnie od tyłu.

-Puszczaj mnie - zaczęłam się szamotać z zamiarem ucieczki, która pewnie i tak by się nie udała.

-Może się zabawimy - popatrzyłam do tyłu z przerażeniem - Nie o to mi chodziło gruba świnio - mówiąc te słowa zrzucił mnie ze schodów.

-Michael dlaczego? - spojrzałam z łzami w oczach na wspomnianego chłopaka schodzącego właśnie ze schodów.

-Takie świnie jak ty nie mają prawa w ogóle żyć.

Nagle przeszył mnie niewyobrażalny ból pod wpływem impulsu ledwo widząc na oczy spojrzałam do góry. Nade mną stał nie kto inny jak pieprzony Calum. Za jego plecami zauważyłam resztę moich oprawców. Kątem oka spojrzałam na mojego brata.

-No co? Czemu nic nie powiesz świnio? - Ashton popatrzył na mnie z uśmiechem i zaczął mnie kopać.

Po chwili dołączyła się do niego reszta, a przynajmniej tak myślałam dopóki z boku nie zauważyłam Luka, który stał i patrzył na mnie jak gdyby nigdy nic.

-Zostawcie ją -wszyscy łącznie ze mną popatrzyli na niego w zdziwieniu.

Luke odbił się od ściany i podszedł do mnie. Kucnął tuż przy mojej głowie i złapał na mój podbródek zmuszając mnie do spojrzenia mu w oczy.

-Nie zasługujesz nawet na to - poczułam piekący ból na policzku i krew w ustach.

Nagle usłyszałam auto wjeżdżające na podjazd. Chłopacy popatrzyli na siebie i chwycili mnie, żeby po chwili zrzucić mnie na podłogę w moim pokoju. Każdy kopnął mnie jeszcze po razie i wyszli z mojego pokoju. Cała zakrwawiona i obolała leżałam na podłodze, a łzy po prostu się ze mnie lały. Nie płakałam nie lamentowałam nad swoim losem, bo wiedziałam, że to po prostu nic nie da, a tylko pogorszy sprawę. Poza tym nie miałam nawet na to siły.

Spojrzałam na okno oglądając każdą spływającą po nim krople, nawet pogoda była dzisiaj beznadziejna. Nie wiem ile tak leżałam, ale kiedy w końcu zrobiło się na dworze ciemno, a lampy na ulicy się zapaliły powoli podniosłam się z ziemi i usiadłam na łóżko dalej mając łzy w oczach.

Podjęłam decyzję. Wynoszę się z tego piekła raz na zawsze. Nie wrócę więcej do tych ludzi, nie będę więcej w tym stanie, nie wyleje więcej łez przez tych nic nie wartych śmieci.

Chwyciłam plecak i spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Zamaszystym ruchem otworzyłam drzwi balkonowe, ale od razu tego pożałowałam czując przeszywający mnie ból. Podeszłam do barierki zrzucając plecak. Przerzuciłam nogi przez barierkę i stanęłam po drugiej stronie. Wzięłam głęboki oddech, co wiele mnie kosztowało i skoczyłam w dół. Prosto po nowe życie.

Kiedy znalazłam się już na dole z niezbyt miękkim lądowaniem, chwyciłam plecak i ruszyłam do bramy. Nie obejrzałam się ani razu, nie miałam za czym i nie miałam po co tego robić. Niczego nie będę żałować, wszędzie mi będzie lepiej niż tutaj.

Po dłuższym czasie stanęłam przed bramą parku. Weszłam lekko w głąb i skręciłam w trawę stając przy wielkim drzewie. Rzuciłam plecak u stóp i zaczęłam walić w biedny konar pięściami. Nie zwracałam uwagi na ból, na otoczenie. W głowie miałam tylko wszystkie krzywdy, które mi wyrządzono. Nie wiem ile czasu tak stałam. Może minęło 10 minut? Może godzina? Może 4?

-Co tak słodka dziewczynka robi sama- spojrzałam zdezorientowana w stronę, z której dobiegał głos.

Mężczyzna stał nonszalancko opierając się o drzewo jakieś 3 metry ode mnie. Nie wiem ile tam stał, ale średnio mnie to obchodziło. Mógł mnie nawet zabić, a miałabym to gdzieś. I tak nic nie mam. Moje życie to pasmo porażek, a ja sama jestem chodzącą katastrofą.

-Fakaj się- powiedziałam odwracając się z powrotem w stronę drzewa i wracając do przerwanej czynności.

W pewnym momencie poczułam delikatny, ale pewny chwyt na nadgarstkach. Spojrzałam na mężczyznę, który zaczął mnie odciągać pewnie od drzewa.

-Uspokój się - spojrzałam na niego jak na idiotę, kiedy nagle zaczął się do mnie zbliżać z zamiarem przytulenia się.

Kiedy zorientowałam się co się dzieje zamachnęłam się z całej siły i walnelam mu z pięści w twarz. Chłopak zachwiał się i chwycił za policzek.

Spojrzałam na niego i zalewając się łzami padłam na kolana. Zaczęłam beczeć jak małe dziecko ukrywając twarz w dłoniach. W pewnym momencie poczułam jak oplatają mnie silne ramiona. Przyciągnął mnie do siebie i zaczął głaskać po włosach pozwalając mi oprzeć się o niego. Nie protestowałam, nie miałam już na to siły.

-Jesteś w złym stanie. Gdzie mieszkasz? - uniosłam lekko głowę spoglądając mu w oczy.

-Nigdzie - prychnęłam z zamiarem odepchnięcia się, ale mi na to nie pozwolił zamiast tego chwycił mnie w stylu panny młodej i podniósł się z ziemi.

-Nie zostawię cie tu.

Jak przez mgłe czułam, jak wsadza mnie na siedzenie w aucie. Spojrzałam na szybę, widząc moje łzy lecące po policzkach w odbiciu.

-Jestem Josh - spojrzałam na niego z ukosa.

-Ashley - burknęłam i odwróciłam się z powrotem do szyby.

Patrzę przez okno na budynki które mijamy. Tak zaczyna się moje nowe życie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Noi mamy prolog. Mam nadzieje że jest oki. Sprawdzała ziemniaczeqqqq

Dziewczyna z Gangu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz