1.Telefon, list i trochę śmiechu przez łzy.

11.5K 303 98
                                    

3 lata później

Jestem Ashley aktualnie mam 17 lat i mieszkam razem z przyjaciółmi w Sydney, prowadzimy malutki gang sławny na cały świat. Dużo ludzi o nas słyszało, a jeszcze więcej się nas boi.

Jestem prawą ręką szefa Josha, który kiedy miałam 14 lat przygarnął mnie. Nauczył mnie wszystkiego, był dla mnie najlepszą terapią. To właśnie jemu zawdzięczam wszystko co mam.

-Ashley, wstawaj spóźnisz się. Znowu - jęknęłam wkładając rękę pod poduszkę.

-Kimkolwiek jesteś, pierdol się- syknęłam i wyciągnęłam pistolet celując prosto w drzwi.

-Ashley, proszę cię, wywalą cie ze szkoły, a tego NIE CHCEMY - odbezpieczyłam pistolet.

-Mam ci to przeliterować? P-I-E-R-D-O-L S-I-Ę - po tych słowach poczułam ogromny ciężar na moich plecach przez co jęknęłam z bólu.

-Japierdole - wycisnęłam na jednym wdechu w poduszkę.

-Nie pierdol, bo rodzinę powiększysz

-A jesteś chętny, żeby pomóc?

Patrze na Harry'ego, którego wzrok mówił wszystko, a w tamtej chwili widziałam w nim tylko przerażenie, które musiały wywołać moje słowa.

-Jak nie chcesz, żebym cie zgwałciła, to wypierdalaj - uśmiechnęłam się do niego słodko i zanim się zorientowałam poderwał się chwytając mój telefon z szafki i wybiegł z pokoju.

-Jak wstaniesz, to go odzyskasz - usłyszałam tylko jego podniesiony głos z korytarza.

-HARRY, TY CHUJU, ODDAWAJ GO NATYCHMIAST, BO ŹLE SIĘ TO DLA CIEBIE SKOŃCZY

Pomimo moich słów poderwałam się na nogi i wybiegłam za przyjacielem.

-HARRY, JAK CIE ZŁAPIE TO UMRZESZ ŚMIERCIĄ BOLESNĄ, OBIECUJE CI TO

Wbiegam do salonu i patrze na wszystkich i wszystko było by w porządku gdyby nie ich grobowe miny i napięta atmosfera w pokoju. Stanęłam przyglądając się im.

-Co się stało? Ktoś umarł?

-Gorzej...- spojrzałam na Niall'a który jako jedyny się odezwał z całej paczki.

Louis podał mi kartkę, której do tej pory nie zauważyłam. Spojrzałam na nią uważnie czytając każde słowo. Na kartce są wycinki z gazet ułożone w zdanie:

WIEMY KIM JESTEŚ ANGEL, UMRZESZ W MĘCZARNI SUKO

-Kurwa...- popatrzyłam na wszystkich z przerażeniem zatrzymując wzrok na Joshu, który patrzył na mnie z troską i współczuciem.

-Skarbie...chodź, za 5 minut do mojego gabinetu- mówiąc to wstał z kanapy i wyszedł z pokoju.

Patrzę na resztę w pomieszczeniu. Wszyscy wyglądają na przerażonych zaistniałą sytuacją. Kątem oka wychwyciłam, że coś leci w moją stronę. Szybko chwytam przedmiot, który okazuje się być moim telefonem. Patrzę na Harry' ego, który stoi w drzwiach do salonu i uśmiecham się do niego sztucznie.

-I tak cię zabije

-Czekam z niecierpliwością

Patrzę na niego z kpiną i wracam do pokoju, żeby się w końcu ubrać.

Po kilkunastu minutach wychodzę ogarnięta z pomieszczenia i kieruję się po schodach w stronę biura Josha. Jest cicho...za cicho jak na ten dom. Bez słowa wchodzę bez pukania.

-Hej młoda

-Hej stary

-Posłuchaj jest źle

-Wiem

-Musisz wyjechać do brata

W tej chwili cały mój świat się zawalił. Spojrzałam na niego ze łzami w oczach.

-To chyba jakiś żart nie mogę Josh. Ja nie chcę do tego wracać. Dobrze wiesz co tam się działo

-Ej, spokojnie, tylko na jakiś czas, przyjedziemy tydzień po twoim przyjeździe

-Ale ja nie chcę wracać do niego. Do tego wszystkiego

-Zrób to dla mnie, księżniczko

Podszedł do mnie i mnie przytulił zaczynając głaskać mnie po włosach. Kiedyś często tak robił. Czując ten gest rozpłakałam się chowając twarz w jego ramie.

-Nie płacz, to tylko tydzień. Dasz sobie radę. Nie jesteś już małą bezbronną dziewczynką.

-Okej.

Popatrzył na mnie zdziwiony, jakby nie wierzył, że to powiedziałam.

-Zrobisz to?

-Tak. Odegram się na nich za to, co mi robili, za wszystko, za moją próbę samobójczą, za to że się ciełam, za wszystko. Pożałują wszystkiego, co mi kiedykolwiek zrobili.

-Możesz to zrobić, tylko uważaj na siebie - spojrzałam na jego oczy wyrażające troskę.

-Zawsze uważam - uśmiechnęłam się lekko ścierając łzy rękawem bluzy.

-Za chwile przyniosę ci ich akta do pokoju - lekko rozczochrał mi włosy odchodząc do biurka.

-Dziękuję. Jest tylko jeden warunek - uśmiechnęłam się figlarnie w jego stronę kiedy spojrzał na mnie z pod przymkniętych powiek.

-Jaki? - westchnął.

-Feri i reszta jedzie ze mną.

Uśmiechnęłam się lekko, kiedy popatrzył na mnie, jak na wariatke. Nigdy nie zrozumie, pewnie dlaczego tak nazywam moje auto. Nie wie co dla mnie znaczą te wszystkie cacka.

-Niech ci będzie, będą w magazynie, a ten twój Feri na lotnisku, kluczyk będzie tam gdzie zawsze.

-Dzięki, kocham cię.

Podeszłam do niego i cmoknęłam go w policzek. Przed drzwiami stali wszyscy domownicy. Jesteśmy dla siebie jak rodzina. Oddałabym życie za każdego z nich z osobna i sądzę, że oni tak samo. Zerkam na każdego po kolei i czuje znowu łzy wzbierające się w kącikach moich oczu.

-Skarbie, nie płacz - powiedzieli chórem i wzięli mnie do grupowego uścisku.

-Kocham was głupki - uśmiechnęłam się serdecznie i odwzajemniłam uścisk.

-Mam pomysł- mówi Louis.

Wszyscy popatrzyliśmy na niego z przestrachem, bo jego ostatni pomysł skończył się na tym, że Josh odbierał nas z posterunku. Do teraz słyszę jego karcący głos. Od samego myślenia o tym mam ciarki na plecach. Nigdy więcej.

-Chodźmy dzisiaj na imprezę - uśmiecha się promiennie.

-W sumie, czemu nie- mówię i z tymi słowami ruszam w stronę schodów z zamiarem pójścia do pokoju.

-A ty gdzie?

-Przygotować się.

-Ale my będziemy szli dopiero później. 19? - spojrzałam z kpiną na Harrego.

-No właśnie. Mam tylko 4 godziny - westchnęłam i ruszyłam na górę.

Wchodząc słyszałam za sobą śmiechy przyjaciół. Po wejściu do pokoju od razu kieruje się do garderoby. Czas zacząć przygotowania.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Noi kolejny rozdział gotowy. Znowu sprawdzała ziemniaczeqqqq.

Dziewczyna z Gangu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz