prolog

1.6K 147 56
                                    

— I jak wygląda sytuacja? — zapytał jeden z policjantów.

— Cóż, śmierć na miejscu. Wygląda na nieszczęśliwy wypadek, narta się wypięła, ciężko było uratować sytuację. Niefortunny upadek i złamany kark — odparł koroner — Więcej będę mógł powiedzieć dopiero po sekcji, ale podejrzewam, że nie brały w tym udziału osoby trzecie. Być może to po prostu wada sprzętu, ale wszystko sprawdzimy dopiero później.

— Słabo będą wspominać swój nocny trening — stwierdził policjant wskazując na grupę skoczków, która stała kilkanaście metrów dalej — Musimy zebrać szybko wszystkie ślady i dowody, bo zbliża się burza śnieżna. Świadków puścimy do hotelu, jutro przyjadą na komisariat i opowiedzą dokładniej co się stało. Nie będziemy ryzykowali, bo inaczej śnieg zasypie tutaj nas wszystkich.

Ruszył w stronę grupy skoczków, ale nie miał zamiaru rozmawiać z nimi wszystkimi. Zauważył, że jedna osoba, która na pierwszy rzut oka wyróżniała się w tłumie miała znaczący głos w tym towarzystwie. Mężczyzna wyróżniał się nie tylko ubiorem w postaci żółtej kurtki, ale i wyglądał na znacznie starszego od pozostałych. Policjant spojrzał w notatnik. Walter Hofer — dyrektor Pucharu Świata w skokach narciarskich. To wiele wyjaśniało.

— Możemy porozmawiać na osobności? — zapytał, kiedy stał już obok Waltera, który był znacznie niższy od policjanta.

— Słyszeliście — powiedział, ni to pytając, ni to stwierdzając — Wszyscy pójdźcie do budynku i nie rozdzielajcie się, zaraz do was przyjdę i przekażę dalsze instrukcje. Borek, proszę poczekaj na mnie przed wejściem.

Roztrzęsieni skoczkowie posłusznie ruszyli w stronę budynku, który mieścił się tuż obok skoczni. Dźwięk skrzypiącego pod ich stopami śniegu z każdą chwilą się oddalał. Gdy Hofer zauważył, że wszyscy oprócz Sedlaka weszli już do środka, odwrócił się przodem do policjanta.

— Nie mogę uwierzyć, że Stefan nie żyje. Nic nie wskazywało na to, że ten skok tak się skończy — stwierdził.

— Zna się pan na sprzęcie? Mógłby pan pobieżnie obejrzeć jego narty i stwierdzić czy wszystko z nimi w porządku? — zapytał policjant.

— Oczywiście — odparł Walter i ruszył wraz z policjantem w stronę miejsca, w którym wciąż jeszcze leżało ciało Krafta.

Hofer przyklęknął nad jego nartami i pobieżnie się im przyjrzał, korzystając z okazji zerknął też na stan jego obuwia. Chwilę później wyprostował się i podszedł do stróża prawa pewnym krokiem, będąc gotowym na wydanie swojego osądu.

— Nie jestem w stanie stwierdzić tego w stu procentach, jednak wydaję mi się, że sprzęt jest nietknięty — stwierdził — Panowie pewnie sprawdzą to lepiej i stwierdzą dokładnie jaka jest prawda, chciałbym być informowany na bieżąco o postępie w sprawie.

— Dobrze. Zbliża się burza śnieżna, więc chcemy się pośpieszyć, dlatego nie przesłuchamy wszystkich tutaj na miejscu, jednak chciałbym, żeby wszystkie osoby, które dzisiaj tutaj były przyjechały jutro na komendę złożyć stosowne zeznania. Oczywiście mam listę świadków i mam nadzieję, że wszyscy się zjawią. Radziłbym panom również jechać już do hotelu, bo sytuacja pogodowa będzie się drastycznie pogarszać.

— Nie ma sprawy, dziękuję za ostrzeżenie. Spakujemy tylko sprzęt i możemy ruszać. Do zobaczenia — odparł Walter żegnając się z policjantem.

Wolnym krokiem ruszył w stronę budynku, co jakiś czas zerkając ukradkiem na koronera i jego asystentów, którzy właśnie zabierali ciało. Policjanci powoli zaczynali się zbierać. Skocznia za kilka minut miała opustoszeć. Z nieba zaczął sypać lekki śnieg, który według słów policjanta miał się przeistoczyć w prawdziwą burzę. Hofer podszedł do Borka, mimo że w pobliżu byli tylko oni dwaj, starszy mężczyzna ściszył głos i niemal szeptem stwierdził.

— Mamy problem, ktoś grzebał przy jego sprzęcie, policjanci jeszcze o tym nie wiedzą, ale to kwestia czasu. Mamy kilka godzin przewagi, spróbujemy znaleźć winnego na własną rękę.

— Mówisz poważnie? — zapytał Borek.

— Chciałbym, żeby to był żart, ale niestety mówię śmiertelnie poważnie. Stefan zawsze kontrolował swój sprzęt i sprawdzał go tysiąc razy, widziałem, że zrobił to przed wyjazdem, więc wtedy musiało być wszystko okej. Opcje są dwie: ktoś szperał przy jego sprzęcie tutaj na skoczni albo jeszcze w hotelu. Mała zmiana, ale tragiczna w skutkach, on sam raczej by ją zauważył, jeżeli to miało miejsce jeszcze przed przyjazdem na skocznie, podczas kontroli sprzętu w hotelu mógł ją dostrzec, chyba, że zaprzątał sobie głowę czymś innym.

Wszystkie auta odjechały ze skoczni, a na parkingu zostało tylko kilka samochodów, którymi przyjechali na miejsce skoczkowie. Wiatr zaczął powiewać coraz mocniej i wyglądało na to, że zapowiadana burza śnieżna jest coraz bliżej. Walter zaśmiał się w duchu, w momencie, w którym przyjechali wieczorem na skocznie było niemal bezwietrznie i wydawało się, że prognoza pogody jednak się nie sprawdzi. Właśnie dlatego skoczkom udało się go namówić na ten wypad, jednak w żadnym wypadku mężczyzna nie spodziewał się, że to wszystko tak się skończy. Nikt nie spodziewał się, że tego wieczora życie straci Stefan Kraft, który przewodniczył w stawce sezonu 16/17. Bo kto by pomyślał, że zginie na kilka konkursów przed jego końcem?

Drzwi budynku otworzyły się i pojawił się w nich Richard, który wyglądał jakby miał do powiedzenia coś ważnego. Chciał ruszyć w stronę zeskoku, jednak zanim to zrobił Walter chwycił go za rękaw kurtki.

— Gdzie się wybierasz? — zapytał.

— W śniegu obok zeskoku coś leży, znalazłem lornetkę w jednej z szafek i rozejrzałem się po obiekcie. Może to coś ważnego, może policjanci coś przeoczyli — powiedział na jednym oddechu.

— Pójdziemy tam razem — stwierdził spokojnie Hofer.

Razem z Richardem ruszył w stronę zeskoku, a kilka kroków za nimi szedł Borek szurając nogami w powiększającej się z każdą chwilą warstwie śniegu. Im bliżej celu byli tym wyraźniej widzieli przedmiot, który leżał przy zeskoku na wpół przysypany śniegiem. Walter jako jedyny miał na rękach rękawiczki, nachylił się, żeby podnieść to co Richard dostrzegł przy pomocy lornetki. Niebieski śrubokręt.

— To nasz? — zapytał.

— Raczej nie, nigdy go nie widziałem — odparł Borek.

— Zakładam, że żaden z was nie miał z tą sprawą nic do czynienia — powiedział Walter, a pozostali przytaknęli kiwnięciem głowami, starszy mężczyzna przyjrzał się im dokładniej, nic nie wskazywało na to, że kłamią — To dobrze się składa. Pomożecie mi.

Chwilę później ruszył w stronę budynku, w ręce wciąż ściskając niebieski śrubokręt. Pozostali ruszyli za nim, a śnieg sypał im prosto w oczy. Hofer dostrzegł w oknie skoczków, którzy przyglądali się im z ciekawością. Wszyscy byli niemal pewni, że zaraz usłyszą, że mają się pakować i jechać do hotelu, ale bardzo się zdziwili. Starszy mężczyzna najpierw poszedł po reklamówkę, w której schował dowód na to, że ktoś maczał palce w sprawie śmierci Krafta. Wiedział, że policja dojdzie do winnego po odciskach palców, które mogły się na nim znajdować, jednak równie dobrze winny mógł działać ostrożnie i mieć na sobie rękawiczki. Chciał spróbować dojść do prawdy samemu. Miał nadzieję, że jutro na komendzie zjawi się w towarzystwie winnego śmierci Stefana.

— To jak kierowniku, wracamy do hotelu, bo zaraz nas zasypie — burknął Forfang.

— Nigdzie nie jedziemy, zostajemy tutaj — stwierdził Walter.

— Ale jak to!? Dlaczego?! — zaczęli przekrzykiwać się skoczkowie.

Hofer uderzył ręką w drewniany stół, żeby uciszyć wszystkich zebranych. Rozejrzał się po twarzach skoczków, wszyscy, którzy przyjechali na wieczorny trening byli zgromadzeni w jednym pomieszczeniu. Na niektórych twarzach wciąż było widać strach i przerażenie tym co się wydarzyło, niektórzy wyglądali na przygnębionych, a jeszcze inni na zniecierpliwionych. Walter wiedział, że czeka go długa noc.

— Wiem, że któryś z was pomógł Stefanowi przejść na tamten świat. Mawiają, że można zabrać ze sobą swoje sekrety nawet do grobu, a tam pozostaną nietknięte i bezpieczne. Nie wierzę w to. Wiem, że wszystko wydarzyło się przez jednego z was. Tej nocy powiecie mi wszystkie swoje tajemnice — w innym wypadku nie macie po co wracać na skocznie.

Eliminacja | ski jumping Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz