Rozdział 7 Pustka

175 16 7
                                    

Letty Pov.

     Boleśnie przełykam ślinę.

     Boję się. Jak ja strasznie się boję.

     I czego?! Człowieka. Zwykłego człowieka. Tylko człowieka. Kogoś, kto zmienił moje życie w piekło. I za jaką cenę?! Dlaczego i po co?!

Dla swojej zwykłej, chorej ambicji. Dla poczucia odpowiedzialności. Władzy.

I udało się. Udało się mnie złamać. Rodzina jest dla mnie wszystkim i nie mogę pozwolić, aby cokolwiek jej się stało. W tym miejscu, w tym położeniu, w którym się znajduje, mam związane ręce. Jestem bezsilna.

     Wciąż niezdolna wykonać żadnego ruchu, patrzę na Cipher i modlę się, żeby tylko puściła Brian'a oraz, żeby Dom już wrócił. Niech wróci.

     Pierwszy raz nie mam planu działania ani tym bardziej planu B, który mogłabym teraz wcielić w życie. Zastanawiam się czy coś powiedzieć, czy pozostać w milczeniu. Na pewno ma przy sobie jakąś broń. Pewnie mały, podręczny pistolet lub rewolwer z bębenkiem albo czterdziestkę piątkę. Nie widzę miejsca, gdzie trzyma spluwę, co nie zmienia faktu, że gdyby nie miała przy sobie jakiegokolwiek zabezpieczenia, nie odważyłaby pojawić się tu z taką nieodpartą śmiałością. Chciałabym się poruszyć, bo mam wrażenie, że moje stopy zrosły się z podłogą, a od szybkiego wciągania i wypuszczania powietrza zaraz się przewrócę. Dziwi mnie, że serce nie wali mi jak młot, ale spokojnie wybija uderzenia. Niewykluczone, że moje ego przywykło do nerwówek i raptownych naskoków adrenaliny, aczkolwiek możliwe też, że mój umysł przyswoił sobie wizję tego, że mogę być już jedną nogą w grobie.

- Jeszcze nie zdążyłaś podziękować mi za kartkę - mówi powoli, a ja staram się dokładnie zrozumieć każde słowo.

- Nie miałam zamiaru tego robić - odpowiadam równie wolno. Ku mojej uciesze, mój głos nie jest zachrypnięty ze strachu i brzmi dość pewnie. To trochę pokrzepia lecz nie za bardzo. Pamiętam, że Brian wciąż spoczywa w jej ramionach, co nie pozwala mi na dostateczne rozluźnienie. Na szczęście jest spokojny. Mam nadzieję, że niedługo zaśnie i nie będzie musiał więcej patrzeć na tego potwora.

- Naprawdę? Sądziłam, że będziesz wdzięczna za taki dar, jak ten - skinieniem głowy wskazuje na dziecko, które już prawie pogrążyło się we śnie.

     Cipher gwałtownie, potrząsa Brian 'em, co natychmiast rozbudza go i doprowadza do płaczu, a ja oficjalnie mam ochotę ją udusić.

- Chciałaś go zabić - przypominam, dobitnie podkreślając wyraz ZABIĆ i próbują nie zwracać uwagi na cichnący płacz małego.

- Nie - wyraz twarzy kobiety sprawia, że przechodzi mnie dreszcz, a włosy na rękach stają dęba. - To wy chcieliście.

- Nieprawda i wiesz o tym - Całkowicie wdaję się w tę dyskusję, mając świadomość, że wpadłam po uszy w gówno, z którego trudno mi będzie się wydostać.

- Myślisz, że zależy mi na ludziach? Jakichkolwiek? - pyta z kpiną. - Mogłabym zabić ciebie i jego już teraz, z miejsca. Ale czy zastanawiałaś się, po co mi ludzie?

- Co to znaczy? - Odpowiadam pytaniem na pytanie.

- To, że ludzie są świetnym materiałem przetargowym. To głupie istoty z nieokiełznanym zapędem do samozagłady. Są jak, samochody na pilota. Wystarczy nimi odpowiednio pokierować lub odpowiednio docisnąć, aby osiągnąć swój cel. Jedni większymi idiotami od drugich. Ale wszystkich łączy jedno. To pieprzone, absurdalne wręcz poczucie miłości. Nie trzeba wiele, by zranić człowieka. Zwłaszcza jeśli użyje się do tego innego człowieka.

I will love you alwaysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz